Kompania baczność!


Pierwotnie stowarzyszenie zamierzało zaskarżyć Kompanię w prokuraturze. Była to reakcja na niebezpieczne w skutkach porozumienia, do zawierania jakich Kompania szantażem zmusza przedsiębiorstwa świadczące usługi dla spółek węglowych, które weszły w jej skład. Budzący tyle emocji zapis owego porozumienia stanowi, że „przejmujący [Kompania Węglowa SA - przyp. red.] nie przyjmuje zobowiązań przekazującego [spółek węglowych - przyp. red.] powstałych przed dniem przejęcia”. Co to oznacza, boleśnie doświadczyły firmy kooperujące z górnictwem, którym nie udało się odzyskać przed dniem 1 lutego br., czyli do czasu powołania Kompanii Węglowej, należności od włączonych do niej spółek węglowych, gdyż Kompania przejęła je z majątkiem, ale bez sięgającego setek milionów zł zadłużenia.Na czym miałoby polegać jej monopolistyczne działanie? Każda z firm pragnących nadal kooperować z przedsiębiorstwami wchodzącymi w skład Kompanii zobowiązana została do podpisania owego porozumienia. Wynika z niego jednoznacznie, że nowy właściciel kopalń czy, jak kto woli, zbankrutowanych spółek węglowych nie będzie mieć z czego spłacać długów. Podpisującym porozumienie sugerowano więc, że jeśli chcą dalej kooperować, muszą zapomnieć o należnościach sprzed 1 lutego br. Dla mniejszych firm są to pieniądze sięgające setek tysięcy złotych, dla większych - nawet wielu milionów.Tylko Rybnicka Spółka Węglowa SA wobec 170 podmiotów gospodarczych zalega z długiem sięgającym 150 mln zł. Zaledwie siedmiu przedsiębiorstwom utworzonym na majątku KWK Marcel jest ona winna blisko 6,3 mln zł. A prezesi Kompanii otwarcie mówią, że pieniędzy na ich zwrot nie mają. Nawet jeśli coś kapnie, najpierw będą musieli rozliczyć się z ZUS-em, zapłacić podatki i oddać należności gminom górniczym. Drobny wierzyciel pozostaje na szarym końcu.Prezesi i właściciele firm boją się rozmawiać z dziennikarzami. Twierdzą, że zaczyna się ich zastraszać. Podobno istnieje już lista tych, którzy najgłośniej dopominają się swego. Szantażuje się ich rzekomo, jakoby za pyskowanie nie mieli co liczyć na dalszą kooperację z górnictwem.- Rybnicka Spółka Węglowa ma u nas kilkaset tysięcy złotych długu - mówi wiceprezes jednej z takich firm. - Podpisaliśmy z Kompanią owo nieszczęsne porozumienie, więc faktycznie zrzekliśmy się prawa do odzyskania tych pieniędzy. Odbyło się to w atmosferze szantażu: albo podpisujecie, albo won. Ludziom już powiedzieliśmy, że w najbliższym czasie będą zwolnienia. Oczywiście musimy również zmniejszyć płace pozostałych pracowników. Bez tych cięć zakład nie dotrwałby do końca roku. Niektórzy mówią, że państwo zaczyna stosować w gospodarce gangsterskie metody. Zgadzam się z tym całkowicie. Kompania Węglowa jest tego doskonałym przykładem. Za kilka lat ona sama narobi nowych długów. Zostanie wtedy zlikwidowana, a na jej zgliszczach utworzy się na przykład batalion węglowy i znów będzie po długach.W Śląskim Stowarzyszeniu Przedsiębiorców krąży ponury dowcip opisujący technologię powstawania i likwidacji górniczych długów. Gdy pada komenda „kompania baczność!”, stare długi znikają, po komendzie „kompania spocznij!” zaczynają rosnąć nowe, gdy wreszcie minister gospodarki zawoła „kompania rozejść się!”, znów jest po długach.We wniosku do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów prawnicy ŚSP wnoszą o zbadanie postępowania Kompanii Węglowej SA, stawiając jej trzy zarzuty. Po pierwsze, że uzależnia dalsze kontynuowanie świadczenia usług bądź dostaw towarów od rezygnacji z żądań należności powstałych przed 1 lutego 2003 r. Po drugie, że grozi natychmiastowym zerwaniem umowy w przypadku braku zgody wykonawcy bądź dostawcy na jej zmianę (czytaj: obniżenia ceny). I po trzecie, że narzuca zmianę istotnych warunków umowy poprzez chociażby skrócenie okresu jej wypowiedzenia czy też wymóg bezwzględnego jej kontynuowania nawet w przypadku zaistnienia przyczyny wyłączającej odpowiedzialność wykonawcy (dostawcy).Zrzeszeni w ŚSP właściciele firm kooperujących z górnictwem nie wierzą w możliwość załatwienia sprawy w kraju. Grożą wystąpieniem z pozwem przeciwko Kompanii Węglowej do Strasburga.- Tam słowo „baczność” znaczy całkiem coś innego niż u nas - pociesza się pragnący zachować anonimowość naciągnięty przez Kompanię przedsiębiorca z Radlina.

Komentarze

Dodaj komentarz