Arkadiusz Wolnik przed grobem swojego dziadka Józefa Kojzara / Ireneusz Stajer
Arkadiusz Wolnik przed grobem swojego dziadka Józefa Kojzara / Ireneusz Stajer
Józef Kojzar, zwany Polskim Królem, będzie miał w Rowniu swoją ulicę.
Rybniczanin Arkadiusz Wolnik chce, by jedna z ulic w Żorach nosiła imię jego dziadka Józefa Kojzara, zwanego Polskim Królem z Rownia. Specjalnie przyjechał w tej sprawie na ostatnią sesję, gdzie pozwolono mu zabrać głos. Usłyszał, że dziadek będzie patronem ulicy w Rowniu. Józef Kojzar to barwna postać. Tadeusz Kijonka, redaktor naczelny miesięcznika „Śląsk” (prywatnie kuzyn pana Arkadiusza), pisze, że wzbudzał szacunek aż do ostatnich dni, gdy jako nestor licznego rodu umierał w 91. roku życia. Urodził się w grudniu 1876 roku w Warszowicach. Po śmierci matki duże rodzinne gospodarstwo podupadło, więc w wieku zaledwie 13 lat zaczął uczyć się kowalstwa. Z Rowniem na zawsze związało go małżeństwo z Matyldą, która wywodziła się z mężnego rodu Sobików. Kapitan Nikodem Sobik zginął w Katyniu. Józef pracował w hucie Silesia, a następnie przy obsłudze kotłowni kopalni Emma w Radlinie, by potem wrócić do Silesii.
W 1909 roku wybudował dom przy obecnej ulicy Rybnickiej w Rowniu. Walczył w trzech powstaniach śląskich, a w jego domu znajdowała się tajna siedziba komórki Polskiej Organizacji Wojskowej, którą utworzył szwagier Nikodem Sobik. W domu Kojzarów mieścił się jeden z pierwszych polskich urzędów gminnych na Górnym Śląsku. Bywali tu znani działacze narodowi, m.in. dr Feliks Biały, Maksymialin Basista czy Bonifacy Bałdyk. W 1919 roku wybrano go naczelnikiem gminy Rowień i funkcję tę sprawował do 1927 roku. Ponownie objął ją na dwa lata przed wybuchem wojny. Po wkroczeniu Niemców uniknął aresztowania, choć był na liście gestapo. Tadeusz Kijonka podkreśla, że ujął się za nim folksdojcz Kożdoń, w latach okupacji burmistrz Żor, który dzięki Kojzarowi uniknął linczu w czasie powstań i po nich, bo ten zwrócił uwagę, że nie było dowodów, iż działał na szkodę polskiego państwa.
Kojzar nie podpisał Volkslisty i wciąż był nękany przez gestapo i żandarmów rewizjami. W 1942 roku jedną z nich przeżył pan Arkadiusz. – Mieszkałem z rodzicami w Rybniku. Ojciec miał piekarnię przy dzisiejszej ulicy Kościuszki, niedaleko dworca kolejowego. Jako sześciolatek często odwiedzałem dziadków w Rowniu, którzy żyli z gospodarstwa rolnego. Akurat zabili prosiaka, co było wówczas nielegalne. Groziło za to zesłanie do Auschwitz-Birkenau. Dziadek musiał jednak wyżywić liczną rodzinę. Nieoczekiwanie do domu weszło dwóch żandarmów. Szukali broni, z której zastrzelono w Rowniu niemieckiego policjanta. Pierwsze kroki skierowali oczywiście do Kojzarów – wspomina pan Arkadiusz.
Dziadka nie było w mieszkaniu, a pozostali domownicy praktycznie nie znali niemieckiego. Babcia rozumiała pojedyncze słowa. Okazało się, że najlepiej niemieckim włada sześcioletni wnuk Arek. Jeden z żandarmów zaczął z nim rozmawiać. – Zapytał, czy wiem, gdzie jest schowana broń. Odparłem, że wiem i poprowadziłem go do sypialni. Tam w szafie wisiał rozpołowiony prosiak. Wczołgałem się pod łóżko i wyjąłem wystrugany w drewnie zabawkowy pistolet. Żandarm speszył się, jeszcze chwilę ze mną porozmawiał i obaj opuścili dom. Tak oto uratowałem rodzinę przed najgorszym – uśmiecha się pan Arkadiusz.
W 1942 roku Niemcy powiesili w Gotartowicach harcerzy Buchalików. Kojzarowie z najmłodszym synem Rumoldem, podobnie jak wielu mieszkańców, musieli patrzeć na egzekucję. Matylda tak to przeżyła, że pół roku później zmarła. Józef Kojzar do końca życia zachował siły i znakomitą pamięć. Na jego 90. urodziny stawiło się blisko pół setki wnuków i prawnuków. Życzenia przysłał wojewoda generał Jerzy Ziętek. Józef Kojzar zmarł w 1967 roku na ujawnioną nagle chorobę nowotworową. Arkadiusz Wolnik i Tadeusz Kijonka bardzo chcieli, by ich dziadek spoczywał w Rowniu. W 2003 roku, po długich staraniach, jego szczątki przeniesiono z cmentarza w Boguszowicach na cmentarz komunalny w Rowniu. Grób znajduje się przy głównej alei. Pan Arkadiusz często zapala na nim znicze.
1

Komentarze

  • Tomasz piekarz 21 kwietnia 2011 09:33Piękne bajki.Mój dziadek też walczył i chcę mieć ulicę a najlepiej rynek w Żorach na własność.

Dodaj komentarz