Marian Rak i jego wciąż nieskończony Chrystus konający / Wacław Troszka
Marian Rak i jego wciąż nieskończony Chrystus konający / Wacław Troszka
Malarz Marian Raka od lat zmaga się ze swoim największym artystycznym wyzwaniem. To duży obraz przedstawiający Chrystusa ukrzyżowanego.
Jest jedyny w swoim rodzaju, niepodobny do dotychczasowy przedstawień ukrzyżowania. Choć był już kilkakrotnie pokazywany m.in. W Warszawie, artysta wciąż uważa go za nieskończony. Sam przyznaje, że nie wie już, ile warstw olejnej farby dźwiga nieskończone płótno. W dolnym prawym roku umieścił kilka dat informujących o okresach intensywnej pracy nad obrazem. Niedawno zamalował ostatnią warstwę i znów zaczął malować. Wyszedł z założenia, że Chrystus strasznie bał się ukrzyżowania. Był na nie przygotowany, ale tak po ludzku zwyczajnie się bał, a skoro się bał, to cierpienie syna człowieczego było jak najbardziej ludzkie.
– Jak dowodzą naukowcy, którzy badali Całun Turyński, człowiek ukrzyżowany w taki sposób po prostu się dusił. Dlatego na moim obrazie podciąga się on na lewej ręce, by zaczerpnąć powietrza. Zacząłem się wgryzać w ten ból. Jest w nim zawierzenie Ojcu, błaganie, by wziął go do siebie, ale przede wszystkim olbrzymie, nieludzkie wręcz cierpienie. Nadzieję spróbuję pokazać w oczach – mówi malarz. Obecnie zamierza przedstawić ukrzyżowanego nieco inaczej niż w poprzedniej wersji, gdzie łatwo można było zobaczyć koronę cierniową i oczy cierpiącego Chrystusa. Teraz, przynajmniej na razie są one niewidoczne. – Tam wokół Chrystusa była magma czerwieni. Teraz maluję niezwykłą aureolę, która promieniuje krwistą czerwienią – mówi Marian Rak. Obraz zawiera plastyczną sugestię, że oto jesteśmy świadkami chwili, w której dusza opuszcza umierające ciało Zbawiciela.

Komentarze

Dodaj komentarz