Ponad 1400 kierowców przejechało na czerwonym świetle, nikt nie dostał mandatu. W efekcie miasto nie zyskało ani złotówki, a na kulach zarabia tylko firma, która dzierżawi je straży miejskiej.
Czarne kule zainstalowane na rybnickich skrzyżowaniach fotografują kierowców, którzy przejeżdżają na czerwonym świetle, ale strażnicy miejscy póki co nikomu nie mogą wlepiać mandatów. Czekają na... przepisy wykonawcze. 1401 kierowców może więc na razie odetchnąć z ulgą. Nie wiadomo nawet, czy w ogóle zostaną ukarani, tymczasem miastu przeszło koło nosa już kilkaset tysięcy złotych! – Od 14 stycznia tego roku urządzenia rejestrują samochody, które przejeżdżają na czerwonym świetle. Do 10 maja zarejestrowano 1401 takich pojazdów – mówi Dawid Błatoń, rzecznik prasowy rybnickiej straży miejskiej.
Dlaczego żaden z kierowców nie dostał jeszcze mandatu za wykroczenie? – Nie wystawiamy mandatów ze względu na brak przepisów wykonawczych w tej kwestii. Czekamy również na opinię Ministerstwa Infrastruktury w tej sprawie. Na razie nie wiadomo, czy mandaty będą wystawiane za wykroczenia już zarejestrowane, czy dopiero za te, które zostaną popełnione po wejściu w życie przepisów wykonawczych. To będzie zależało od treści rozporządzenia, na które czekamy – wyjaśnia Dawid Błatoń. Kiedy straż miejska instalowała kule, wiedziała, że jeszcze nie ma przepisów wykonawczych. – Ustawa weszła jednak w życie 31 grudnia zeszłego roku, liczyliśmy, że przepisy wykonawcze pojawią się szybko – słyszymy w komendzie straży miejskiej.
Straż miejska nie kupiła kul, tylko je wydzierżawiła. Za dzierżawę jednego zestawu płaci około tysiąca zł miesięcznie. Gdyby chciała je nabyć, musiałaby zapłacić od 30 do 60 tys. zł za jeden zestaw. Tak czy siak na razie kule są tylko kosztem, bo nie przynoszą żadnego dochodu. – Z pewnością jednak działają prewencyjnie. Świadczą o tym głosy mieszkańców, którzy do nas piszą i dzwonią w tej sprawie – twierdzi Dawid Błatoń. Kule wiszą na skrzyżowaniach: Kotucza – Rudzka, Wyzwolenia – Różańskiego oraz Gliwicka – Komisji Edukacji Narodowej. Po tych kilku miesiącach okazuje się, że najwięcej wykroczeń kierowcy popełniają na skrzyżowaniu ul. Kotucza – Rudzka, a najmniej na krzyżówce Gliwicka – Komisji Edukacji Narodowej.
Jak działają kule? Każdy kierowca, który łamie przepisy, jest fotografowany aż trzy razy! Pierwsze zdjęcie pokazuje moment przejazdu obok sygnalizatora na czerwonym świetle, drugie jest robione na środku skrzyżowania, a trzecie z przodu i widać na nim twarz kierowcy. Za przejechanie skrzyżowania na czerwonym świetle dostaje się mandat w wysokości od 300 do 500 zł oraz sześć punktów karnych! Przy 1401 wykroczeniach miasto zarobiłoby więc już od 420 tys. do 700 tys. zł! Na razie musi obejść się smakiem. Zapytaliśmy w Ministerstwie Infrastruktury, kiedy można spodziewać się przepisów, dzięki którym czarne kule staną się żyłą złota dla Rybnika, ale jeszcze nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi.
Warto dodać, że zwykły fotoradar rybnickiej straży miejskiej przynosi rocznie ok. 500-600 tys. zł dochodu! Fotografuje ok. 7700 samochodów na 800 tys. przejeżdżających.
Komentarze