Helmut Warzecha nad jeziorem obok francuskiego miasteczka, które tak pokochał / archiwum
Helmut Warzecha nad jeziorem obok francuskiego miasteczka, które tak pokochał / archiwum
Powstanie książka o synu gajowego, który osiadł we francuskim mieście, a zostawił po sobie niezwykłą kolekcję.
Helmut Warzecha był synem gajowego w majątku hrabiego Wilczka. Jak wielu Ślązaków poszedł do niemieckiego wojska, ale z wojny już nie wrócił. Osiadł we Francji i nigdy nie odwiedził rodzinnych stron. Za to po latach do Pszowa zawitali goście z miasteczka Saint Philbert de Grand Lieu. Okazało się, że chcą napisać książkę o nieżyjącym już pszowiku! Powód? Helmut zajmował się taskydermią. Pozostawił po sobie ogromny zbiór wypchanych ptaków. – Jest to prawdopodobnie największa kolekcja jednego autora na świecie! Liczy około 1200 eksponatów – mówi burmistrz Marek Hawel. To na jego ręce Fanny Pacreau, antropolog ze związku gmin w regionie Nantes, skierowała list, w którym pisze m.in. „Powierzono mi napisanie książki o Helmucie Warzesze, który przyszedł na świat w państwa gminie 23 listopada 1926 roku, a po osiedleniu się we Francji spędził ponad 60 lat w miasteczku Saint Philbert de Grand Lieu, w pobliżu pełnego dzikiej przyrody jeziora Grand Lieu, z którym łączyły go silne więzy emocjonalne”.
Sama Fanny Pacreau wraz z tłumaczem przyjechała niedawno do Pszowa, żeby ustalić szczegóły wydania biografii Helmuta Warzechy. Będzie to przedsięwzięcie polsko-francuskie. – Poznałam pana Warzechę, gdy pracował jako taksydermista w muzeum. Przed śmiercią udzielił mi kilku obszernych wywiadów, które uwieczniłam na taśmie. Jego dzieciństwo w Pszowie, o którym kilkakrotnie wspominał, powinno być opisane w biografii – dodaje Francuzka. Interesują ją dom, szkoła, fotografie szkolnych kolegów, życie codzienne, rodzina, a w szczególności postać ojca Helmuta, który przekazał synowi swoją miłość do przyrody. – Pierwsze pismo trafiło do nas na początku lutego. Było niemałym zaskoczeniem. Dzisiaj wypychanie ptaków jest może inaczej odbierane, ale wtedy jego pasja była naprawdę czymś szczególnym, znaczącym osiągnięciem – mówi burmistrz Hawel.
Helmut Warzecha nie był wylewnym człowiekiem, nie chciał nawet zbytnio o sobie opowiadać. Miejscowi początkowo uważali go za Niemca i za odludka. Kiedy zmarł, zobaczyli, co zostawił po sobie i postanowili o tym napisać. Ze strony Pszowa mają w tym pomóc dwaj znawcy regionu i jego historii – Bogusław Kołodziej oraz Paweł Porwoł. Niewykluczone też, że książka zapoczątkuje współpracę Pszowa z Saint Philbert. Możliwości są tym większe, że Francuzi poszukują wolontariusza, który spędzi u nich dziewięć miesięcy, a zapewniają mu pobyt na swój koszt. – Chcielibyśmy, żeby to był mieszkaniec naszego miasta. Powinien być w wieku od 18 do 30 lat, mieć prawo jazdy, chęć do nauki języka i interesować się ochroną środowiska. Będzie współpracował przy współtworzeniu, a następnie prezentacji książki – mówi Anna Kobierska-Mróz z magistrackiego referatu promocji.
Warto dodać, że to nie pierwsza tak wzruszająca historia związana z pszowikiem. Kilka lat temu do miasta zawitał szkocki dentysta Lawrence Fisher, który chciał dowiedzieć się czegoś o pierwszym mężu swojej mamy. Dzięki niemu udało się odtworzyć historię nieszczęśliwej miłości Pawła Koniecznego i Angielki Lucy.

Komentarze

Dodaj komentarz