Kacper w dwóch słowach? Pogodny optymista! / Wacław Troszka
Kacper w dwóch słowach? Pogodny optymista! / Wacław Troszka

Jesteś zadowolony z czwartego miejsca w finale Złotego Trofeum?
Tak i to bardzo. Biorąc pod uwagę, że wystąpiło w nim aż 11 Duńczyków, których menedżerem jest trzykrotny mistrz świata na żużlu Erik Gundersen, to naprawdę wielki sukces. To w końcu najlepszy wynik w historii polskiego miniżużla.

Ale jakiś niedosyt pewnie pozostał?
Lekki niedosyt może tak. Bardzo chciałem powtórzyć sukces mojego dziadka Antoniego Woryny – on zdobył dla Polski pierwszy medal indywidualnych mistrzostw świata na żużlu, ja chciałem zdobyć pierwszy w miniżużlu i miałem go praktycznie w kieszeni. W biegu dodatkowym o medal znalazłem się w pułapce. Jechałem drugi, ale jadący przede mną kolega z Danii wyraźnie mnie hamował, a wtedy drugi Duńczyk pojechał szerzej i mnie wyprzedził. Nie miałem pola manewru: czego bym nie zrobił, i tak bym z nimi przegrał.

Bardziej szkoda dwóch pierwszych startów, w których zdobyłeś tylko jeden punkt. Jaki był powód?
Nie byłem przygotowany na tak twardy tor, dopiero po zlaniu go przez organizatorów wodą były idealne warunki do walki. Było też oczywiście trochę tremy, ale w finale Złotego Trofeum startowałem po raz pierwszy, i to jeszcze przed własną publicznością. Starałem się jednak nie myśleć o stresie, bo to w niczym nie pomaga. Wyznaję zasadę: luzik i do przodu...

W czasie przerwy w niedzielnych zawodach jeździłeś na monocyklu, który kojarzy się raczej z cyrkiem niż z torem żużlowym. To forma relaksu?
Jazdę na tym jednym kółku doradził mi kiedyś właśnie Erik Gundersen. Bardzo trudno utrzymać na nim równowagę, ale dzięki temu wypracowuje się umiejętność balansowania ciałem, która bardzo się przydaje, gdy zawodnik znajdzie się w opałach i musi nagle w jakiejś nieprzewidywalnej sytuacji opanować motocykl. Odkąd na nim jeżdżę, dużo lepiej balansuję ciałem na motocyklu.

W przyszłym roku będziesz miał już 16 lat. Czy nadal będziesz ścigać się na minitorach?
Na dużym torze żużlowym trenuję już od ponad roku, obecnie pod okiem panów Adama Pawliczka i Mirosława Korbela. Ustaliliśmy z tatą, że po zakończeniu tego sezonu zdecydujemy, co dalej – czy jeszcze przez kolejny rok będę jeździł na miniżużlu, czy zajmę się już wyłącznie żużlem. Nie wiem też jeszcze, który klub, Rybki czy RKM, wyśle mnie na egzamin na licencję „Ż”.

Jest też ciemna strona żużla. To upadki, kontuzje i urazy czasem bardzo poważne.
O tym się po prostu nie myśli. Speedway to speedway i każdemu coś takiego może się przytrafić. Kontuzje to często konsekwencja błędów popełnionych przez samych zawodników. Poza tym tam z góry czuwa nade mną mój dziadek.

 

Czytaj też:

1

Komentarze

  • były kibic Fachowcy z RKM Rybnik? 14 lipca 2011 08:09 Jeśli będziesz pobierał nauki od "fachowców" z RKM to daleko nie zajedziesz. nie będę w tym miejscu wypisywał o dziadku bo to był wspaniały żużlowiec i obecni "fachowcy" nie dorastają mu do pięt.

Dodaj komentarz