Roman Marcol przy dzwonie ufundowanym przez prapradziadka / Iza Salamon
Roman Marcol przy dzwonie ufundowanym przez prapradziadka / Iza Salamon
Po 38 latach zabiegów do kościoła pw. św. Michała Archanioła powrócił zabytkowy dzwon.
Zabytek ma ponad 200 lat, został bowiem ufundowany w 1796 roku przez Andrzeja Wysłuchę. Przez 38 lat dzwonił w parafii w... Kaczycach, gdzie został wypożyczony w 1973 roku. Od piątku można go było podziwiać z bliska, a nawet dotknąć, ponieważ był wystawiony w kościele. W poniedziałek natomiast został już wciągnięty na wieżę. – To dla nas naprawdę szczególny dzwon, dlatego bardzo się cieszymy, że znowu jest w naszym kościele. Parafianie są do niego bardzo przywiązani. Przez wiele lat wzywał ludzi do kościoła, przez wiele lat odprowadzał zmarłych na cmentarz – mówi ksiądz proboszcz Witold Tatarczyk, który też chciał odzyskania dzwonu. Kapłan podkreśla, że wiara oparta jest nie tylko na Piśmie Świętym, ale także na historycznych tradycjach wspólnoty.
Dlaczego jednak tak stary i cenny dla parafii dzwon opuścił skrzyszowski kościół? Jest to dość długa i zawiła historia. Wspomina ją Roman Marcol, w prostej linii potomek fundatora Andrzeja Wysłuchy. To właśnie dzięki jego staraniom zabytek powrócił do świątyni. Wspierali go ksiądz proboszcz, Józef Oślizło oraz inne osoby. – To było 38 lat żmudnych starań. Bardzo się cieszę, że w końcu nam się udało. Dziękuję wszystkim, którzy nam w tym pomogli – mówi Roman Marcol. Dzwon został odlany w Opawie i dzwonił wiernym bez żadnych zakłóceń aż do 1940 roku, kiedy Niemcy zaczęli zabierać kościelne dzwony z okupowanych terenów i przetapiać je na naboje. Chcieli też zabrać ten skrzyszowski.
Przywieźli już nawet korby i liny, chcąc go opuścić. Wokół kościoła zebrało się wielu ludzi, głośno wyrażających sprzeciw, ówczesny proboszcz podjął negocjacje, w które włączyli się m.in. Antoni Wysłuch, potomek fundatora, Edward i Teodor Sosnowie. – Niemcy w końcu ulegli. Gdyby nie to, już byśmy nie mieli tego dzwonu – mówi Roman Marcol.

Komentarze

Dodaj komentarz