Dwie tragedie: Nie żyją szybownik i spadochroniarz
W poniedziałek pochowano 17-letniego szybownika Kamila Kochmana, lada dzień odbędzie się pogrzeb 33-letniego spadochroniarza Marcina Zająca.
Ich śmierć to wielka strata nie tylko dla bliskich, ale także dla Aeroklubu ROW Rybnik, bo obaj byli jego członkami. Pierwszy dramat rozegrał się 16 sierpnia 30 km od lotniska w Lesznie, gdzie odbywały się mistrzostwa Polski w szybownictwie. Jedna z konkurencji polegała na przelotach na czas po trasie wyznaczonej przez sędziów. Do dramatu miało dojść na wysokości ok. 800 m nad ziemią. Wiele wskazuje na to, że szybowiec Kamila Kochmana (była to cobra) uderzył w drugi szybowiec, za którego sterami zasiadała 79-letnia nestorka Maksymiliana S. z Leszna. Ona wylądowała awaryjnie na rżysku, cobra runęła na ziemię i roztrzaskała się w polu kukurydzy. Młody pilot zginął na miejscu.
Na dolnej części skrzydła jej szybowca jest jednak czerwona rysa. Nie wiadomo, z czyjej winy doszło do zderzenia i czy Kamil stracił panowanie nad sterami w wyniku uderzenia, czy może nieco wcześniej. Niewykluczone też, że w powietrzu z jakiegoś powodu od jego maszyny oderwało się jedno skrzydło. Taka możliwość bardzo jednak dziwi ludzi z branży. Józef Stachura, dyrektor Aeroklubu ROW, zwraca uwagę, że szybowiec jest sprawdzany najpierw przed opuszczeniem macierzystego lotniska, a potem przed samym startem, gdy kontroluje się m.in. wiązania łączące skrzydła z kadłubem i całość powłoki. Wszyscy zastanawiają się też, dlaczego chłopiec nie wyskoczył. Owiewka jego kabiny była odrzucona, ale trudno wyrokować, czy pilot odrzucił ją, próbując wyskoczyć, czy był to może efekt zderzenia.
By spadochron się otworzył, trzeba wyskoczyć przynajmniej 100 m nad ziemią, i to tuż po utracie sterowności, bo spadający szybowiec nabiera prędkości i już po chwili siła grawitacji wciska pilota w fotel. Prokuratura Rejonowa w Gostyniu przesłuchuje świadków nieszczęścia. W czasie zawodów maszyny są wyposażone w tzw. logery, czyli urządzenia rejestrujące parametry lotu. Po porównaniu zapisów z innych szybowców będzie można względnie precyzyjnie ustalić, jak doszło do tragedii i kto ewentualnie zawinił. Kamil Kochman z instruktorem latał już w wieku 15 lat. Swój pierwszy samodzielny lot odbył w lipcu 2009 roku. W Lesznie towarzyszył mu ojciec, również doświadczony szybownik. To pierwszy śmiertelny wypadek szybownika w całej historii Aeroklubu ROW.
Pogrzeb Kamila odbył się w poniedziałek w Żorach Roju. – To był bardzo utalentowany młody człowiek, zdyscyplinowany i odpowiedzialny – mówi dyrektor Józef Stachura, który nie zdążył otrząsnąć się po jednej tragedii, a już doszło do kolejnej. W sobotę około godz. 19 na lotnisku w Gotartowicach miał miejsce wypadek, na skutek którego życie stracił 33-letni spadochroniarz Marcin Zając z Orzesza. – Spadł na ziemię w rejonie ul. Jutrzenki z dużej wysokości i ogromną siłą. Podczas lotu prawdopodobnie splątały się linki głównej czaszy z linkami spadochronu zapasowego. Mężczyzna doznał licznych złamań i obrażeń wewnętrznych. Zmarł w drodze do szpitala. Do tragedii doszło w trakcie skoków parami z pułapu 2500 m – mówi nadkomisarz Aleksandra Nowara, rzecznik prasowa rybnickiej policji.
– Otworzył się główny spadochron, ale samoczynnie także zapasowy, zaplątując się w linki głównej czaszy. To był spadochron Manta typu latające skrzydło. Marcin był w miarę doświadczonym skoczkiem, miał za sobą 70 udanych prób. Należał do aeroklubu, ale sprzęt był jego własnością i przygotowywał go sam. Miał na koncie też skoki z bardzo dużych wysokości rzędu 4500 m – precyzuje Józef Stachura. Dodaje, że tragedia wydarzyła się podczas treningu. Partner Marcina wylądował. 33-latek nie. Bezwładne ludzkie ciało spada z prędkością 260 km na godz. Działanie głównego spadochronu zmniejszyło pęd, ale Marcin i tak był bez szans. Zostawił żonę i dziecko. Ci, którzy go znają, mówią, że był wspaniałym człowiekiem. Przyczynę tragedii bada Prokuratura Rejonowa w Rybniku. Okoliczności obu dramatów wyjaśnia również Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych.
1

Komentarze

  • marcin Aeroklub w żałobie 25 sierpnia 2011 17:00Żałoba? Trzy godziny po tragicznym wypadku w sobotę na lotnisku rozpoczeła się imprezka techno do białego rana...Wstyd panie Stachura !!!

Dodaj komentarz