Dziuple


W ten sposób sześć lat temu powstała w mieście pierwsza świetlica profilaktyczno-wychowawcza. Pani Maria już zmarła, a władze miasta wyłożyły pieniądze na otwarcie kolejnych trzech dziupli. Zlokalizowane są przede wszystkim w tak zwanych blokowiskach. Uczęszcza do nich łącznie ponad 70 dzieci. Dla większości z nich świetlica jest substytutem domu rodzinnego, bo ten naturalny jest przeważnie w rozsypce. Tu wracają wprost ze szkoły, odrabiają lekcje, czytają lektury, wspólnie przygotowują posiłki, bawią się. Czasem tylko tu mają szansę na pochwałę, komplement, ciepłe słowo i pogłaskanie. Dom jest odrażający, agresywny, brudny i cuchnący alkoholem. Tam wracają pod wieczór z konieczności. Są jeszcze za mali i zbyt bezbronni, by uciec z niego na zawsze. Dla nich ucieczką, azylem i wyspą jest dziupla. Jeśli tej zabraknie, w przyszłości zmieszają się z tłumem podobnych do otoczenia, z którego się wywodzą - wyrzutków, lumpów i potępieńców.Eurydyka przychodzi do swej dziupli codziennie wprost po lekcjach. O rodzinie nie mówi, ale wszyscy wiedzą, jak tam jest. Zanim pojawiła się w dziupli, miała poważne kłopoty w szkole. Teraz jest bardziej otwarta, nie boi się dorosłych, bez oporów odrabia lekcje. Wie już, jak często myć włosy i że codziennie trzeba wyprać bieliznę. Niechętnie po skończonych zajęciach pakuje się do domu. Na odchodnym pyta, czy zaraz po jej lekcjach ktoś tu będzie. Jakby się obawiała, czy i tu kiedyś nie zastanie zamkniętych drzwi. Ma dopiero 11 lat. Nikt dokładnie nie wie, ile doznała już przykrych doświadczeń w domu rodzinnym.Eryk jest trochę starszy. Wśród rówieśników jeszcze przeklina, ale stał się jakiś łagodniejszy. Nie opuszcza lekcji i coraz rzadziej skarży się na niego szkoła. Kiedyś „zawodowo” wagarował, palił papierosy i klął jak szewc. Raczej jak ojciec. Jeszcze tylko czasem odezwie się w nim wyniesione z pijanego domu zepsucie, a wtedy staje się posępny, zaczyna się wałęsać i znów przeklinać. Eryk czasem buntuje się przeciw sobie i wszystkim. Ale w dziupli łagodnieje. Mówią o nim, że w środku jest dobry, tylko za bardzo poobijało go już życie.- To jest dla nich tylko namiastka normalności - mówi kierowniczka Zespołu Świetlic Profilaktyczno-Wychowawczych Krystyna Orbik. - Bo prawdziwego domu nie zastąpi nic. Co z tego, że są mili i serdeczni wychowawcy, pedagodzy, psycholodzy, wolontariusze, jeżeli brakuje mamy. Ciepłym słowem, przytuleniem, pogłaskaniem tylko trochę można ją zastąpić. Świetlice właśnie trochę zastępują dom. Przede wszystkim jednak pomagają swym wychowankom wyjść z kręgu zła i niemocy, jakie stwarza dla nich zdegenerowana częstokroć rodzina.Anna Twardzik uczy w szkole podstawowej dzieci w klasach od pierwszej do trzeciej. Do dziupli przychodzi pomagać wychowankom w odrabianiu lekcji. Sama w swej praktyce pedagogicznej wielokrotnie spotykała się z problemem rodziny z syndromem niewydolności wychowawczej i doskonale wie, jak ważna jest pomoc dla tych dzieci. Wiele z nich instynktownie poszukuje jej w świecie dorosłych spoza rodziny.- Bez niej najczęściej są całkowicie bezradne - mówi Anna Twardzik. - Dom rodzinny nawet w podstawowym wymiarze opiekuńczo-wychowawczym dla nich nie istnieje, więc wychowują się pod trzepakiem i na klatkach schodowych, a stąd najprostsza droga do demoralizacji. Dziupla daje im nie tylko odrobinę ciepła i serdeczności, ale przede wszystkim stwarza warunki do wypełniania podstawowych obowiązków wobec szkoły. Bez tego po czasie zepchnięte zostałyby na margines, a potem powtórka schematu wyniesionego z domu rodzinnego.Nie wszystkie dzieci wywodzą się z rodzin do cna zepsutych. Część z nich do dziupli zapędziła bieda lub niewydolność wychowawcza rodziców. Jedną z dziewczynek wychowuje matka, która nawet nie ukończyła szkoły specjalnej. I przy najlepszych chęciach nie jest w stanie zapewnić dziecku pomocy niezbędnej w pierwszym okresie nauki w szkole. W innym przypadku bezrobotna matka samotnie wychowuje trójkę dzieci. Jest zrozpaczona i bezradna. Dziupla karmi i pomaga wychować. Bez niej funkcje te mogłaby przejąć ulica. A ta na całym świecie ma opinię złej szkoły życia. W jeszcze innym przypadku bezrobocie i niezaradność rodziców doprowadziły wielodzietną rodzinę do skrajnej nędzy. Dziupla jest dla gromadki dzieci ostatnią deską ratunku.Osobne miejsce na mapie wodzisławskich świetlic profilaktyczno-wychowawczych ma ta na Wilchwach. Istnieje na osiedlu w pobliżu zlikwidowanej kopalni 1 Maja. Kiedyś każdy miał tu pracę, a ludziom żyło się w miarę dostatnio. Po zamknięciu kopalni te czasy minęły bezpowrotnie. Zaopatrzeni w niezłe emerytury byli górnicy częstokroć wyjeżdżają w swoje rodzinne strony, pozostawiając mieszkania młodym. Ci, borykając się z trudami życia w mieście o wysokim wskaźniku bezrobocia, zasilają armię spychanych na margines życia społecznego. Tego typu sytuacje zawsze rodzą patologie rodzinne i są źródłem dziecięcych dramatów.W szkole na Wilchwach prężnie działa świetlica profilaktyczno-wychowawcza. Obejmuje opieką szesnaścioro dzieci, ale drugie tyle zapisanych jest na liście rezerwowej. Niestety, na razie drugiej grupy utworzyć nie można, bo wiąże się to z koniecznością pozyskania środków na nowy etat wychowawczy. W wydziale oświaty złożone zostało pismo z uzasadnieniem zapotrzebowania na realizację tego zadania. Na razie nikt nawet nie chce wspominać o tym, że zbliża się lato i trzeba by zorganizować dla przynajmniej części dzieci z dziupli jakiś obóz w górach.- Teraz najważniejsze jest pozyskanie etatu dla nowej grupy podopiecznych w wilchwiańskiej świetlicy - mówi Krystyna Orbik. - Właśnie to osiedle wymaga specjalnej troski. Dzieci nie są winne, że powstała tu taka specyficzna sytuacja. A doświadczenie uczy, że profilaktyka jest najtańszym sposobem przeciwdziałania patologiom. Po drugiej stronie są poprawczaki i więzienia.

Komentarze

Dodaj komentarz