Dochodowy urlop


Takie informacje zawsze wywołują żywe reakcje. Nie inaczej jest i tym razem. Jedni przyrównują urlopowe zaległości prezydenta do swoich pensji, inni wręcz zarzucają mu, że celowo „dorobił się” na niewykorzystanym urlopie.- Wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Nie mam wyrzutów sumienia, bo nie złamałem prawa i nikogo nie okradłem - wyjaśnia prezydent Adam Fudali. - Naprawdę, nie poszedłem na urlop tylko po to, by wypłacono mi gotówkę. Bardzo poważnie podchodzę do obowiązków prezydenta miasta, choć zdaję sobie sprawę, że ktoś może mi zarzucić, że nie potrafię sobie zorganizować pracy, skoro nie mogłem się wyrwać choćby na tygodniowy urlop. Urząd zapewne by funkcjonował, ale - szczerze mówiąc - należę do ludzi, których odpoczynek męczy. Czasem mi się trafi wolna sobota, czasem wolna niedziela i to mi w zupełności wystarcza. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym być na urlopie 10 dni i tylko wypoczywać, bo wtedy autentycznie się męczę. Robię to, co lubię, i to jest moje szczęście. Ocena mojego postępowania należy do mieszkańców, czyli do moich wyborców.Zgodnie z obowiązującym prawem z końcem poprzedniej kadencji prezydenta Fudalego został z nim rozwiązany stosunek pracy „z wyboru” i obowiązkiem pracodawcy, czyli magistratu, było wypłacenie ekwiwalentu za niewykorzystany urlop wypoczynkowy, podobnie jak wystawienie świadectwa pracy, które również otrzymał. Niczego nie zmienia tutaj fakt, że jeszcze tego samego dnia po prezydenckim ślubowaniu wybrany już w bezpośrednich wyborach na prezydenta miasta Adam Fudali nawiązał z urzędem nowy stosunek pracy. To ta sama niefortunna ustawa, na mocy której wypłacono wysokie odprawy dotychczasowym wiceprezydentom, którzy z marszu zostali powołani na zastępców prezydentów i choć nie stracili pracy nawet na jeden dzień, zainkasowali niemałe pieniądze.- To zwykłe ustawodawcze niedoróbki. W Warszawie tworzą idiotyczne przepisy, a odpowiedzialność spada na samorządowców, kosztem których urządza się później igrzyska. To nie my tworzymy przepisy, my je tylko realizujemy. Z drugiej strony, jeśli ktoś chce pracować siedem dni w tygodniu i 18 godzin na dobę, to proszę bardzo - droga wolna, w wyborach na prezydenta miasta może startować każdy - komentuje jeden z wysokich urzędników rybnickiego magistratu.Trudno ocenić, czy miasto straciło, czy zyskało na przepracowanym urlopie swojego prezydenta, nie sposób przecież jego poczynania czy godziny pracy przeliczać na złotówki. Jedno nie ulega wątpliwości, wielu z nas o takim niewykorzystanym urlopie nie ma nawet co marzyć.

Komentarze

Dodaj komentarz