Żłobkowa oszustka
Ludzie wpłacili od 200 do 400 zł zaliczki, a jedna z niedoszłych opiekunek dzieci zwolniła się z dotychczasowej pracy.
Do ośmiu lat więzienia grozi 35-letniej żorzance, która pod pretekstem otwarcia prywatnego żłobka oszukała kilkanaście osób. W środę wpadła w ręce policji. Przyznała się do winy, usłyszała zarzuty i chce dobrowolnie poddać się karze. – To sprzedawczyni z zawodu, która oferowała rodzicom profesjonalną opiekę nad ich dziećmi – objaśnia starsza aspirant Kamila Siedlarz, rzecznik prasowa żorskiej policji. Dodajmy, iż w lipcu radni przyjęli uchwałę umożliwiającą zakładanie prywatnych żłobków i klubów dziecięcych. Ustalili też wysokość opłaty za wpis do rejestru takich placówek w wysokości 50 procent minimalnego wynagrodzenia. Wieść o uchwałach dotarła do 35-latki, która w sierpniu zgłosiła w magistracie chęć otwarcia żłobka, choć nie podjęła w tym kierunku żadnych działań formalnych.
Przy okazji omamiła jednak urzędników, którzy wskazali jej, że prywatny żłobek może założyć w pomieszczeniach na parterze w miejskim hotelu Żory. Wiele wskazuje na to, że kobieta zaplanowała oszustwo, zwłaszcza że była już karana za tego rodzaju przestępstwo. Umieściła swoją ofertę na specjalnie założonej stronie internetowej, za pośrednictwem której szukała pracowników na stanowisko dyrektora i opiekunek. Żłobek miał nazywać się Mikrusek. Na ogłoszenie odpowiedziała m.in. pewna mieszkanka Czerwionki-Leszczyn i została zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną, która odbyła się przy stoliku w McDonaldzie. Przywitały ją właścicielka żłobka oraz nowo przyjęta dyrektorka. Rozmowa trwała ok. 40 minut, a pytania były bardzo profesjonalne.
– W tym samym dniu odebrałam telefon z informacją, że zostałam przyjęta do pracy. Poproszono mnie o przygotowanie planu tygodniowego dla dzieci. Dostałam e-maila z linkami na stronę internetową urzędu miasta, z której wynikało, że pani ta będzie prowadziła żłobek. Miałam odbyć również szkolenie medyczne. 26 września odebrałam telefon od dyrektorki, która stwierdziła, że pani Beata jest oszustką. Zadzwoniłam więc do pani Beaty. Usłyszałam, że praca jest nadal aktualna, ale może nastąpić do trzech tygodni opóźnienia – mówi niedoszła opiekunka, która zwolniła się z pracy. Na szczęście w ostatniej chwili wycofała wypowiedzenie. Mikrusek miał rozpocząć działalność 3 października, ale pani Beata zniknęła. Nie odbierała telefonów, nie odpowiadała na e-maile.
– Jak wynika z naszych ustaleń, w okresie od 6 do 14 września wzięła od kilkunastu osób zaliczki w kwocie od 200 do 300 zł. Wręczyła rodzicom pokwitowania, kartę zgłoszenia oraz regulamin żłobka. Miesięczny koszt opieki nad jednym dzieckiem miał wynosić 250 zł, resztę miała rzekomo dopłacać gmina. Kiedy pani Beata zniknęła, rodzice powiadomili policję. W czasie przesłuchania pani Beata zeznała, że wydała prawie wszystkie pieniądze na życie. Żałuje za swoje postępowanie i chciałaby przeprosić oszukanych rodziców. Dwóm osobom zwróciła zaliczkę.

Komentarze

Dodaj komentarz