20032901
20032901


Od dobrych kilku lat w Komendzie Miejskiej Policji w Rybniku działa kilkuosobowy zespół zajmujący się wyłącznie kradzieżami samochodów. Pracy nie brakuje. Tylko w pierwszej połowie tego roku w Rybniku skradziono blisko 100 samochodów; odzyskano zaledwie połowę.Ze względu na późniejsze czynności operacyjne dopiero teraz policjanci pochwalili się rozbiciem grupy, która specjalizowała się w kradzieżach samochodów pokrewnych marek: volkswagenów passatów i nowych skód - fabii i octavii.W kwietniu tego roku, w wyniku żmudnego śledztwa, policjanci zlokalizowali złodziejską dziuplę - warsztat, do którego trafiały skradzione samochody. Tam rozbierano je na części i wywożono później na giełdę samochodową do Gliwic. W Marklowicach, blisko granicy ze Świerklanami, w wolno stojącym budynku gospodarczym na końcu ul. Świerkowej stał jeszcze cały passat. Policjanci znaleźli też części i podzespoły sześciu rozebranych już całkowicie bądź częściowo samochodów: octavii, dwóch fabii i trzech passatów.- Byli tu nawet antyterroryści... Myśleliśmy, że rozpoczyna się III wojna światowa - wspominają policyjną akcję mieszkańcy zacisznej ul. Świerkowej, przy której stoi ledwie kilka domów. Nierozebranego jeszcze volkswagena i części pozostałych samochodów załadowano na lawety i wywzieziono. Wkrótce zatrzymano trzech paserów. Mieszkańcy Marklowic, Rybnika i Rydułtów w wieku 26, 37 i 38 lat kupowali od swoich „stałych dostawców” kradzione samochody, zawozili je do Marklowic i tam rozbierali je na części. Właściciel budynku, w którym mieściła się dziupla, był zaskoczony policyjnym odkryciem. Sam kiedyś produkował tu części do maszyn górniczych, ale gdy interesy z kopalniami przestały się opłacać, wynajął budynek mieszkańcowi Marklowic. 38-letni mężczyzna nie miał stałej pracy, a że z wykształcenia był mechanikiem samochodowym, zaczął tam „na czarno” naprawiać samochody. Wkrótce współpracę zaproponował mu znajomy z Rybnika. Za każdy rozebrany na części samochód miał dostawać ok. 500 zł. Interes zaczął się kręcić. Z informacji zebranych przez rybnickich policjantów wynika, że nielegalny warsztat działał od grudnia 2002 roku.Dwóch złodziei w wieku 25 i 32 lat, dostawców kradzionych samochodów, policja zatrzymała 16 kwietnia. Mieszkali w Siemianowicach, ale samochody kradli w całym województwie - Katowicach, Chorzowie, Gliwicach i Rybniku.W ich mieszkaniach policjanci znaleźli „profesjonalny” sprzęt do kradzieży samochodów, m.in. łamaki, wykonane z hartowanej stali przedłużone kluczyki samochodowe, służące do przekręcania zamków.- Jeśli są dobrze zrobione, nie mają prawa się złamać - wyjaśnia jeden z policjantów.Ale by ukraść dobrej klasy limuzynę, to dziś za mało. Sporą część złodziejskiego osprzętu stanowi elektronika. Policjant pokazuje niewielką czarną skrzynkę z gniazdkiem i cały zestaw komputerowych łączy z różnego rodzaju końcówkami. Po podłączeniu skrzynki do komputera samochodu w kilka chwil łamali najbardziej wymyślne blokady, zabezpieczenia i alarmy. Prąd czerpali zazwyczaj z gniazdka samochodowej zapalniczki.- Za taką komputerową skrzynkę na złodziejskim rynku musieli zapłacić dobre 10 tys. zł - informuje policjant.Cały ten sprzęt mieścił się w niewielkiej torbie, która nie mogła budzić żadnych podejrzeń. Złodzieje mieli też dobrej klasy niewielką przenośną radiostację działającą na częstotliwości zastrzeżonej dla policji. Jadąc już kradzionym autem, dobrze więc wiedzieli, co robi policja i czego powinni się obawiać.Na podstawie części znalezionych w dziupli złodziejom z Siemianowic przypisano kradzież od grudnia 2002 roku sześciu samochodów o łącznej wartości 219 tys. zł. Ostatnie auto - volkswagena passata - ukradli 30 marca w Gliwicach. Sądząc jednak po sprzęcie, którego używali, i wprawie, z jaką kradli dobrej klasy samochody, można przypuszczać, że zajmowali się tym znacznie dłużej. Niewykluczone też, że mieli jeszcze kilku innych odbiorców kradzionych samochodów. Zwłaszcza że było to ich jedyne źródło utrzymania.Interes rozkręcił rybniczanin, który jeszcze kilka lat temu prowadził tu dobrze znany warsztat samochodowy. Złodziei samochodów poznał prawdopodobnie na gliwickiej giełdzie. Skradzione auta złodzieje, na ogół wieczorem, przywozili do Rybnika; tylko czasem zmieniali w nich tablice rejestracyjne. Tu rybniczanin finalizował transakcję. Ceny nie były wygórowane: za volkswagena passata z 1996 roku zapłacił 2,5 tys. zł; za octavię ok. 2 tys., za fabię ok. 1,8 tys. Rocznik samochodu, jak twierdzą policjanci, nie miał większego znaczenia. Z tego, co znaleziono w dziupli, wynika, że największy interes paserzy robili, sprzedając na giełdzie silniki, skrzynie biegów, elementy zawieszenia; gorzej sprzedawały się części karoserii.Sąd zdecydował o tymczasowym aresztowaniu obu złodziei samochodów i rybniczanina, który cały ten złodziejski interes rozkręcił. Wobec mechanika z Marklowic i bezrobotnego z Rydułtów, który m.in. pomagał przy rozkręcaniu samochodów i zawoził towar na giełdę, zastosowano dozór policyjny.Skradziony passat i części pozostałych samochodów wróciły już do właścicieli. W kilku przypadkach są to towarzystwa ubezpieczeniowe, które wypłaciły już właścicielom skradzionych pojazdów ubezpieczenie autocasco.Kilka dni temu rybniccy policjanci odkryli kolejną dziuplę - w dzielnicy Niedobczyce. Tym razem trafiono na specjalistów od fiatów. Wewnątrz znaleziono części ze skradzionego punto i seicento.Opinia policjantów nie jest zbyt optymistyczna - ich zdaniem nie ma bezpiecznych samochodów, co potwierdzają coraz częstsze kradzieże samochodów wyposażonych w system GPS.- Przyjeżdżają i kradną, co chcą - mówią policjanci.

Komentarze

Dodaj komentarz