20033013
20033013


Jednej nocy 19.06 w odstępie kilkudziesięciu minut wybuchają dwa pożary. Pierwszy przy ul. Pniowskiej. Ogień doszczętnie pali drewnianą stodołę oraz znajdujące się w środku maszynę do młócenia, 10 ton słomy, 15 ton siana. Pożar obejmuje też dach i poddasze sąsiadującego domu jednorodzinnego. Szacunkowe straty wynoszą 60 tys. zł. Drugi pożar wybucha w gospodarstwie przy ul. Rudzkiej. Żywioł niszczy stodołę wraz z zawartością: 7 tys. cegieł, 17 tys. pustaków, przyczepą ciągnika, 35 tonami słomy, 5 tonami siana, 7 m sześc. drewna opałowego i 2 m sześc. drewnianych bali. Przybliżone straty - około 50 tys. zł.Potem przez blisko miesiąc panował spokój. Podpalacz ponownie dał o sobie znać w nocy 13.07. Na cel obrał sobie kolejną stodołę przy ul. Pniowskiej. Tym razem szacunkowe straty sięgnęły 80 tys. zł. Na liście spalonego mienia znalazły się m.in.: stodoła, maszyna do kopania ziemniaków, dwa silniki elektryczne, cztery rowery, 8 ton siana, 12 ton słomy, 1,5 tony nawozu, 2 tony zboża, kilkanaście kur. Nadpaleniu uległ też przylegający do stodoły inny budynek gospodarczy. Na szczęście właściciele gospodarstwa na czas wyprowadzili ze stodoły najcenniejszy sprzęt: kombajn i prasę do słomy. Majątek mieli ubezpieczony.Policja i straż pożarna uważają, że budynki zostały umyślnie podpalone:- W stodołach zwykle nie ma instalacji elektrycznej, więc pożaru nie mogło spowodować zwarcie. Zaprószenie, czyli nieumyślne podłożenie ognia, np. przez wyrzucenie niedopałka papierosa również nie jest brane pod uwagę. Takie pożary wybuchają zwykle za dnia, a ich sprawcą byłby właściciel budynku ewentualnie osoba goszcząca u niego bądź pracująca. Tymczasem wszystkie te pożary wybuchały w nocy, kiedy raczej się nie pracuje w stodołach. Pozostaje więc podpalenie - wyjaśnia kpt. Bogdan Łabędzki, rzecznik prasowy rybnickiej straży pożarnej.Pytanie tylko: kim jest sprawca? Czy jest to jedna i ta sama osoba? A może każdy z pożarów spowodował inny człowiek?- Po ostatnim pożarze okoliczni mieszkańcy zatrzymali rowerzystę, który w tym czasie był w pobliżu. Sądzili, że mógł mieć związek z podpaleniami. Mężczyzna został zatrzymany na komendzie i przesłuchany. Zwolniliśmy go jednak, bo nie wykazaliśmy związku między jego osobą a pożarami stodół - mówi komisarz Grzegorz Dudacy, zastępca naczelnika sekcji kryminalnej rybnickiej policji.Mieszkańcy zatrzymali tego rowerzystę nieprzypadkowo. Niektórzy bowiem widzieli w nocy, kiedy wybuchły dwa pierwsze pożary, mężczyznę na rowerze w pobliżu płonących stodół. Był w wieku 30-40 lat, wzrostu około 175-180 cm, szczupły, o ciemnych włosach, prawdopodobnie miał wąsa. Są to na razie jedyne dane, jakimi dysponuje policja. Co ciekawe, rysunek mężczyzny o wyglądzie odpowiadającym temu rysopisowi sporządziła córka gospodarzy, których stodoła spłonęła jako ostatnia. Jak do tego doszło? Otóż niedługo po dwóch pierwszych pożarach tenże mężczyzna przyszedł na posesję przy ul. Pniowskiej.- Byliśmy zaskoczeni. Nikt go nie znał. Nie wiedzieć czemu przyszedł do nas porozmawiać - mówi Jadwiga Paprotny, żona właściciela gospodarstwa. - Opowiadał, jak paliły się te stodoły. Mówił, że palący się eternit strzela jak petardy. Czemu o tym wspominam? Okno pokoju mojego syna wychodzi na stodołę. Jak zaczęła się palić, też tak zaczęło strzelać. Syna obudziły trzaski. Od razu przypomniały mu się słowa tego człowieka i skojarzył, że może pali się u nas. Rzeczywiście tak było.Rodzina przeżyła szok. Był on tym większy, że dosłownie pół godziny przed wybuchem ognia gospodarze obeszli domostwa. Robili tak codziennie od wcześniejszych pożarów, obawiając się, że może przyjść kolej na nich. Tamtej nocy nie zauważyli nikogo podejrzanego. Podpalacz jednak ich przechytrzył.- Tu jest dużo drzew, zakamarków. Kiedy jest ciemno, łatwo się schować. Mógł podjechać rowerem, zostawić go w lesie i niepostrzeżenie podejść - mówi pani Jadwiga.Jest przekonana, że podpalacz dokładnie przygotowuje się do każdej akcji. Najpierw obserwuje gospodarstwo, jego właścicieli. Kobieta wspomina, że mężczyzna kręcił się koło ich domostwa. Raz przyłapał go jeden z jej synów. Zanim jednak zawołał rodziców, mężczyzna zdążył uciec. Były też głuche telefony. Kobieta przypuszcza, że podpalacz chciał ustalić, kto i kiedy jest w domu. Prawdopodobnie w podobny sposób postępował, szykując się do wcześniejszych podpaleń.Ludzie spodziewają się kolejnych głuchych telefonów. Mówią, że podobno piroman chce puścić z dymem nawet trzydzieści stodół. Ze strachu opróżniają swoje budynki, obawiając się, że mogą pokusić podpalacza. Wszystkie wartościowe rzeczy wynoszą na podwórza, żeby zminimalizować straty.- To musi być jakiś szaleniec albo frustrat. Wiadomo, jak to jest. Kiedy ktoś widzi, że inny ma się lepiej, to zamiast starać się o poprawę swojego losu, taki drugiemu z czystej złośliwości wyrządzi krzywdę - kwituje mieszkaniec Chwałęcic.- Podpalacze pojawiają się co kilka lat. Swego czasu w Gotartowicach była seria bodajże pięciu podpaleń. Złapaliśmy podejrzanego, przyznał się. Teraz w okolicy jest spokój - mówi komisarz Dudacy.Policja nie wyklucza, że sprawcą pożarów w Stodołach i Chwałęcicach jest ta sama osoba, która niedawno podkładała ogień w Rudach i Rudzie Kozielskiej. Są to miejscowości położone niemal w sąsiedztwie tych dzielnicy Rybnika. Ich mieszkańcy również widzieli rowerzystę kręcącego się przy płonących budynkach. Musiała to być jednak osoba spoza tego terenu, ponieważ nikt go nie rozpoznał. Tym bardziej policja zwraca się z apelem i prośbą, aby bacznie zwracać uwagę na wszystkich nieznajomych odpowiadających podanemu rysopisowi i informować o każdym, kto wyda się podejrzanym.- Policja odebrała też sygnały, iż podpalacz lub podpalacze skierowali list z pogróżkami do mieszkańców dzielnicy Stodoły, informujący, że seria podpaleń będzie trwała. Zwracamy się z apelem do osoby, która takowym listem dysponuje, aby go przekazać do komendy w Rybniku, gdyż posłuży policji w działaniach mających na celu wykrycie sprawcy - mówi aspirant Bogdan Sola.

Komentarze

Dodaj komentarz