20033015
20033015


- Od połowy czerwca do połowy lipca odnotowaliśmy prawie o 20 proc. więcej porzucanych czworonogów niż w pozostałych miesiącach roku. Rzadko się zdarza, by właściciele sami przyprowadzili czworonoga do nas, łatwiej jest im go zostawić nocą w pobliżu schroniska bądź wywieźć do lasu i przywiązać, by tam konał z głodu i pragnienia - mówi Piotr Plucik, kierownik Schroniska dla Zwierząt w Rybniku.Problem porzucania zwierząt jest aktualny przez cały rok, jednak w okresie urlopów nasila się. Ludzie, wyjeżdżając na wczasy, nie mogą lub nie chcą zabrać ze sobą swojego czworonoga. Nie wszystkie ośrodki wypoczynkowe czy hotele są przygotowane na takiego gościa. Wówczas pojawia się problem, co zrobić z pupilem. Najlepiej byłoby go oddać pod opiekę jakiejś zaufanej osobie bądź do schroniska. Dobrym rozwiązaniem są też hoteliki dla zwierząt, które zazwyczaj prowadzone są przez prywatne osoby. Niestety, w Rybniku nie ma takiego. Według P. Plucika popyt na takie usługi byłby duży. - Często zdarza mi się odbierać telefony od właścicieli czworonogów, którzy chcieliby pozostawić swojego pupila na czas urlopu w schronisku dla zwierząt. W tym roku nie przyjmujemy psów „na przechowanie” z braku wolnych kojców, ale zainteresowanych odsyłamy do schroniska w Raciborzu. Tam jeszcze mają wolne miejsca - informuje Piotr Plucik.Czworonożni mieszkańcy rybnickiego schroniska to ofiary ludzkiej bezmyślności, traktowane nie jako istoty żywe, ale rzeczy, którymi można się nacieszyć, pobawić, niekiedy pobić czy podpalić, a na końcu wyrzucić. O tym, jak wielu jest takich ludzi, niech świadczy liczba zwierząt w schronisku: 212 psów i 22 koty.- Niedawno otrzymaliśmy sygnał o psie przywiązanym do drzewa w lesie. Niedaleko płynął mały strumyczek, wystarczyło, żeby sznurek był o kilka centymetrów dłuższy, a pies mógłby napić się wody. Niestety, cztery dni trwała męka zwierzaka, dopóki nie znalazł go grzybiarz. Cudem udało się uratować psiaka, ale to, co zrobił jego właściciel, przerasta wszelkie wyobrażenia o znęcaniu się nad zwierzętami - opowiada P. Plucik.Nie był to odosobniony przypadek ludzkiego okrucieństwa. Podopiecznym schroniska jest też pies, którego wyzwolono z łańcucha. Łańcuch był już tak wrośnięty w skórę czworonoga, że weterynarz długo musiał się głowić nad tym, jak go oswobodzić. Na szczęście i jego udało się odratować.- Takie sytuacje cieszą, ale zaraz przychodzi refleksja, dlaczego ludzie to robią. Skąd w nich tyle okrucieństwa? - zastanawia się P. Plucik.Ustawa o ochronie zwierząt z 21 sierpnia 1997 roku wyraźnie podkreśla, że każdy, kto zabija zwierzę lub znęca się nad nim, podlega grzywnie, karze ograniczenia lub pozbawienia wolności. Chociaż powyższe przypadki kwalifikują się pod paragraf, niezwykle rzadko udaje się wyegzekwować należytą karę dla okrutnika. Beata Kopczyńska

Komentarze

Dodaj komentarz