20033211
20033211


Po pierwszym sezonie grzewczym, jak informuje mieszkanka Gliwic, drzwi się wypaczyły. Wzdłuż tzw. listwy przymykowej powstał prześwit, przez który do mieszkania dostawało się zimne powietrze z klatki schodowej, a zdaniem właścicielki wręcz wiało. Drzwi były objęte 36-miesięczną gwarancją, więc pani Brulińska zadzwoniła do stolarza, informując o tym, co się stało. Efektem tej rozmowy była wizyta Jana Kołodzieja w jej domu w końcu lutego 2002 roku. Decyzję w sprawie drzwi miał podjąć w ciągu 14 dni. Przed ich upływem wysłał do swojej klientki pismo, z którego wynikało, że wystąpił do zarządu cechu o powołanie komisji, która miała zbadać zasadność zgłaszanych reklamacji. Nastąpiła cisza, a w mieszkaniu przy Zygmunta Starego w Gliwicach żadna komisja się nie zjawiła. Efektem rozmów telefonicznych zleceniodawcy ze zleceniobiorcą była kolejna wizyta stolarza w mieszkaniu klientki. Tym razem zabrał drzwi do swego zakładu, by usunąć usterki. Tego samego dnia wieczorem drzwi wróciły na zawiasy. Z poprawek pani Brulińska nadal nie była zadowolona - jej zdaniem rzemieślnik, by zlikwidować widoczną krzywiznę, w prymitywny sposób obciął tylko drzwi u dołu w ten sposób, że skrzydło, które dobijało do progu, teraz przechodziło nad nim. Gdy gliwiczanka stwierdziła, że dołem nadal „ciągnie” zimne powietrze, zadzwoniła, a potem napisała skargę do rybnickiego Cechu Rzemiosł Różnych. Wkrótce pod jej drzwiami zjawiła się cechowa komisja, konkretnie zaś przewodniczący sądu cechowego Jan Wierzgoń, członek komisji Andrzej Skrzypiec oraz sekcyjny branży drzewnej Andrzej Szymura. W protokole, który kwituje oględziny drzwi, wymieniono dwie usterki: prześwit między progiem a parkietem, a nie - jak sugerowała właścicielka mieszkania - między drzwiami a progiem, oraz minimalne, jak to określono, odchylenie listwy przymykowej.Stolarz miał usunąć usterki do 15 grudnia ubiegłego roku, ale usunął je dopiero na początku stycznia br. Jedną z przyczyn opóźnienia było nieporozumienie; rzemieślnik umówił się na wizytę z mężem zleceniodawczyni, ale gdy jego pracownicy zjawili się o umówionym czasie w kamienicy przy ul. Zygmunta Starego, mogli tylko pocałować klamkę.Styczniowe poprawki w gruncie rzeczy były niewielkie. Za zgodą właścicielki prześwit pod progiem zaklejono masą uszczelniającą, a listwę przymykową po wyprofilowaniu w zakładzie zamontowano na nowo. Zdaniem Mirosławy Brulińskiej poprawki niewiele zmieniły, stwierdziła wręcz, że drzwi są po nich w najgorszym jak dotąd stanie. Zadzwoniła, już po raz kolejny, do przewodniczącego sądu cechowego, ale nic nie wskórała. Usłyszała tylko, że on nic już nie może zrobić i sprawę uważa za zamkniętą.Mirosława Brulińska, która za demontaż starych drzwi i ościeżnic, nowe drzwi i ich montaż zapłaciła 2140 zł, zarzuca Janowi Kołodziejowi, że spartaczył robotę i że nie wie, co to solidność, a Janowi Wierzgoniowi - że broni partacza.Jak łatwo się domyślić, obaj mają na ten temat zupełnie inne zdanie.Byłem i widziałem owe drzwi. Jedna z krzywizn (nierównoległe położenie skrzydła drzwi w stosunku do progu) jest widoczna gołym okiem - 5 mm różnicy na odcinku 70 cm. Odstępstwem od „równoległości” grzeszy też jedna z ozdobnych listew po wewnętrznej stronie drzwi. To tyle, co można zmierzyć i zobaczyć. Pani Brulińska narzeka też na niedomykanie się, trzeba je zamykać kilkakrotnie, by zaskoczyły.- Jeśli rzemieślnik źle wykonał swoją robotę, to powinien naprawić usterki bądź zwrócić klientowi pieniądze. W tym przypadku drzwi zostały wykonane zgodnie ze zleceniem, a usterki usunięte zgodnie z zaleceniami sądu cechowego, dlatego zamknąłem sprawę. Jeśli pani Brulińska uważa inaczej, może oddać sprawę do sądu. To stare budownictwo, klatka schodowa nie jest ogrzewana, zapewne jesienią i zimą panuje tam wilgoć, a w przedpokoju blisko drzwi znajduje się grzejnik. Choćby te drzwi były wykonane ze 100-letniego drzewa, w sytuacji, gdy mają tylko jeden zamek, i tak by się wypaczyły - twierdzi Jan Wierzgoń, przewodniczący sądu cechowego.- Stolarką zajmuję się już 41 lat i każdą robotę staram się wykonać zgodnie ze sztuka stolarską, tak było i tym razem. Drzewo w zależności od warunków pracuje całe „życie”. Informowałem klientkę o możliwości zamontowania w drzwiach tzw. zamka taśmowego, który przytrzymywałby skrzydło drzwi w kilku miejscach, ale ta zdecydowała się na zamek pojedynczy. Innym rozwiązaniem byłoby wykonanie drzwi z potrójnej „klejonki”, ale cena takich drzwi byłaby trzy razy taka - mówi Jan Kołodziej.- Niepotrzebnie wymieniałam te drzwi, wydałam ponad dwa tysiące, a drzwi tak jak były nieszczelne, tak są - komentuje krótko całą sprawę Mirosława Brulinska.Sprawa raczej nie skończy się ugodą i chyba tylko biegły sądowy będzie mógł rozstrzygnąć, czy pół centymetra różnicy na długości 70 cm to jeszcze niedokładność, czy już partactwo.

Komentarze

Dodaj komentarz