Na pierwszym planie Jerzy Gryt (z lewej) i Andrzej Wyglenda / Dominik Gajda
Na pierwszym planie Jerzy Gryt (z lewej) i Andrzej Wyglenda / Dominik Gajda

Przybyło wielu kibiców. Najważniejsi byli zawodnicy, nasi mistrzowie z Andrzejem Wyglendą na czele. Wspominali dawne czasy, narzekali na kondycję współczesnego żużla w Rybniku. – Ta wystawa jest otwierana w najgorszym dla rybnickiego żużla czasie. Jeszcze nigdy zespół z Rybnika nie występował w trzeciej klasie rozgrywkowej – mówił Henryk Grzonka z Radia Katowice, wielki miłośnik żużla.
Zawodnicy byli proszeni na scenę w bibliotece. Zaproszono też Michała Pawlaszczyka i Dariusza Momota, współwłaścicieli spółki ROW. Na scenę wyszedł tylko Pawlaszczyk, niektórzy próbowali gwizdać. – Nie wiedziałem, że będę poproszony na scenę. Ja nie za dużo dla tego sportu zrobiłem, a patrząc na wynik sportowy, to miejsce na scenie chyba nie było dla mnie. Nie było wielu innych prezesów, którzy powinni stanąć w błysku fleszy – mówił samokrytycznie Pawlaszczyk. Dodawał, że 80-lecie żużla trzeba upamiętnić, a wystawa jest jednym z pierwszych elementów obchodów. – Planowane są jeszcze m.in. turnieje żużlowe – zaznaczył Michał Pawlaszczyk.
Jerzy Gryt, na koncie m.in. sześć złotych oraz trzy brązowe medale Drużynowych Mistrzostw Polski, mówił: – Do dziś pamiętam chwilę, gdy po raz pierwszy wsiadłem na motor. Do szkółki żużlowej przyszło 80 młodych ludzi. Stasiek Tkocz wybrał dziesiątkę. A licencję zdało nas tylko czterech. Jeździliśmy dla naszego miasta. To były wspaniałe chwile, bawiliśmy się tym. Gdziekolwiek pojawialiśmy się, wszędzie witano nas owacyjnie. Byliśmy bohaterami tego miasta. Nie wyobrażałem sobie, że kiedykolwiek mógłbym skończyć karierę zawodnika, potem działacza czy trenera. Pracowałem w tym klubie 35 lat! Teraz serce się kroi, gdy to wszystko idzie w bagno! – ubolewał Jerzy Gryt.
Jego zdaniem największą bolączką jest fakt, że nie ma takich ludzi jak kiedyś. – Myśmy nie patrzyli na to, ile zarobimy, tylko na to, co zrobić, żeby zdobyć punkty! A teraz? Płaci się pieniądze tylko za to, że ktoś podpisze kontrakt. Czy jest jakaś recepta? Trzeba jeździć naszymi. Jesteśmy w drugiej lidze, zróbmy wszystko, żeby startowali nasi, rybniccy zawodnicy. Po co sprowadzać Anglików, Szwedów, skoro mamy swoich? Gdy na torze pojadą rybniczanie, wtedy znów całe rodziny będą przychodzić, żeby zobaczyć swojego. Zatrudnijmy na pełny etat mechanika. Musi być dobry trener, to jest podstawa. Czy w drugiej lidze konieczny jest menedżer? – zastanawiał się 69-letni dziś mistrz.
Andrzej Wyglenda, trzykrotny drużynowy mistrza świata, uważa, że nie można karać zawodników za nieudolność zarządu klubu. – Zawodnicy walczyli o każdy punkt, żeby tylko zostać w pierwszej lidze. Kibice ich wspierali – ocenia Andrzej Wyglenda.
Wystawę zorganizowała bibliotekarka Beata Kołodziej, miłośniczka żużla. – Kocham żużel, chodzę na wszystkie mecze. Zakochałam się na przełomie 2003 i 2004 roku, kiedy weszliśmy do ekstraligi. Ale nie dlatego zafascynowałam się tym sportem. Porwała mnie atmosfera, wspaniała zabawa. Kibicuję moim zawodnikom, nieważne, czy jeżdżą źle, czy dobrze. Przyznaję, czasem jestem wściekła, kiedy źle jeżdżą. Ale trzeba być z drużyną na dobre i na złe. Niektórzy mówią, że wystawa jest w złym czasie. Ale dlaczego nie mamy mówić o dobrych chwilach, kiedy jest źle? Mamy odwrócić się od tego klubu? – pyta Beata Kołodziej.
Ekspozycja w bibliotece potrwa do końca maja. Można na niej oglądać m.in. plastrony, medale, fany, zdjęcia, pierwsze strony starych gazet ze zdjęciami naszych mistrzów.

Z kart historii…
W 1930 roku w Rybniku został założony Rybnicki Sport Motocyklowy, przemianowany później na Rybnicki Klub Motocyklowy. Był to pierwszy klub w Polsce, dlatego też Rybnik uważany jest za kolebkę rodzimego żużla. Założycielem tego klubu był świetny motocyklista i organizator, magister Zdzisław Pysiek. W 1932 roku wraz z grupą zapaleńców zorganizował na placu parkowym przy ulicy Chwałowickiej pierwsze indywidualne zawody żużlowe. Odbyły się na prowizorycznie zorganizowanym torze. Bandę na łukach, odgradzającą publiczność od zawodników, przygotowano z worków wypełnionych piaskiem. Zawodnicy ścigali się w kurzu na niepolewanym targowisku, dlatego publiczność nazwała ich „czarnymi czortami”. W porze zimowej zawody organizowano na zamarzniętym stawie Ruda. Zawodnicy ścigali się na własnych motocyklach kategorii 125, 250, 500 cm sześc. Druga wojna światowa przerwała tę działalność. W 1946 roku Rybnicki Klub Motorowy został reaktywowany. Pierwszymi prezesami byli Franciszek Kozubski i Eryk Pierchała. W 1947 roku funkcję prezesa obejmuje Pysiek, który wraca z wojska.

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz