Wyglenda: Parę okrążeń w błocie

Jak trafił pan do żużla?
Podpatrywałem ten sport wraz z moim ojcem Janem, który był zagorzałym kibicem od lat powojennych. Bez nas nie odbył się ani jeden żużel. Kiedy wyrosłem z pieluch, zacząłem sam chodzić, wciągać się. Pewnego jesiennego dnia pojechałem na starej SHL-ce na stadion. Ówczesny gospodarz stadionu, śp. Studnik, pozwolił nam objechać parę okrążeń. Było po deszczu, więc na stadionie pełno było wody. Wariowaliśmy z kolegami po tej wodzie. To on powiedział, że może z nas coś być. Klub organizował wiosną szkółkę żużlową. Zgłosiłem się w 1959 roku i pozostałem.

Mieliście sukcesy na skalę światową.
Jak jechaliśmy jakąś międzypaństwową drużynówkę, to w składzie było trzech rybniczan! Maj, Tkocz, Wyglenda, Woryna. To był trzon polskiego żużla. Trzeba było mieć żyłkę do tego, ciężko pracować i podglądać najlepszych. Mieliśmy to szczęście z Antkiem Woryną, że mieliśmy znakomitych nauczycieli, przede wszystkim Józia Wieczorka.

Po skończeniu kariery był pan m.in. posłem.
Tak, od 1985 roku. Byłem posłem skróconej kadencji. Poznałem wtedy wielu ciekawych ludzi, niektórzy do dziś zasiadają w poselskich ławach. Mnie już nie ciągnie do tego.

Rozmawiał: Adrian Karpeta

Komentarze

Dodaj komentarz