Mateusz Danieluk walczył do upadłego / Dominik Gajda
Mateusz Danieluk walczył do upadłego / Dominik Gajda

Hokeiści JKH GKS Jastrzębie nie wykorzystali atutu własnego lodowiska i w szóstym meczu rywalizacji o trzecie miejsce w Polsce przegrali z Unią Oświęcim 3:4. O tym, komu przypadną brązowe medale, zadecyduje ostatni, poniedziałkowy mecz, który rozegrany zostanie w Oświęcimiu.

Kibice w Jastrzębiu-Zdroju liczyli na to, że będą świadkami historycznej chwili zdobycia przez gospodarzy po raz pierwszy medali mistrzostw kraju. Trybuny Jastoru wypełniły się niemal do ostatniego miejsca. Niesieni dopingiem swoich sympatyków hokeiści JKH w ciągu 62 sekund zdobyli dwa gole. Pierwszy padł w momencie, kiedy jastrzębianie grali z przewagą jednego zawodnika. Na ławce kar siedział Tomasz Pałącarz, a pięknym strzałem pod poprzeczkę popisał się Richard Bordowski. Chwilę później było 2:0. Krzysztof Zborowski odbił krążek po uderzeniu Petra Lipiny, ale wobec dobitki Tomasza Kulasa był już bezradny. Trener Unii Tomasz Piątek poprosił o czas.
– Nasza gra na początku wyglądała ohydnie – przyznał po zakończeniu spotkania.
Rzeczywiście po reprymendzie swojego szkoleniowca oświęcimianie wzięli się do roboty. Zaraz po rozpoczęciu drugiej tercji zdobyli kontaktowego gola. To zwiastowało nie lada emocje. Rzeczywiście to, co wydarzyło się w trzeciej odsłonie, doprowadziło publiczność do wrzenia. Gospodarze w dziecinny sposób oddali prowadzenie. Najpierw drużyna JKH ukarana została za nadmierną liczbę zawodników na lodzie, a następnie Kamil Górny powędrował na ławkę kar za wystrzelenie krążka poza lodowiska we własnej strefie obronnej. Goście z zimną krwią wykorzystali grę w przewadze. Do wyrównania doprowadził Wojciech Wojtarowicz, a 36 sekund później Robert Krajci zdobył trzeciego gola dla Unii. Jastrzębianie nie zamierzali składać broni. Po strzale Górnego tor lotu krążka w ostatniej chwili zmienił Kulas i znów był remis. Jednak ostatnie słowo należało do zespołu z Oświęcimia. Najlepszy zawodnik meczu Radek Prohazka wykorzystał sytuację sam na sam z Kamilem Kosowskim i to goście cieszyli się ze zwycięstwa.

Komentarze

Dodaj komentarz