20033304
20033304


Na XII Biennale Plakatu Fotograficznego w Płocku za „Plakaty” i „Ambasadora” jurorzy, wśród których byli m.in. przedstawiciele Fotoklubu RP i Muzeum Plakatu w Wilanowie, przyznali mu dwa srebrne medale. Za zdjęcie pt. „Krzesło” otrzymał również wyróżnienie. Cenne trofea fotografik odbierze 19 września, w Płockiej Galerii Sztuki odbędzie się wtedy wernisaż pokonkursowej wystawy. Na płockie biennale 46 autorów nadesłało łącznie 105 prac. Cztery swoje fotografie wysłał już na biennale fotografii do Hiszpanii, cztery kolejne powędrują jesienią do Nowej Zelandii. Henryk Tkocz przyznaje, że lubi się sprawdzać w konkursach. Jeszcze kilka lat temu w ciągu roku brał udział w blisko 20, głównie międzynarodowych. Teraz wysyła swoje zdjęcia ledwie na kilka. Niestety, w ciągu tych kilku lat mocno zmieniły się warunki finansowe udziału w liczących się konkursach. Wpisowe, które kiedyś wynosiło co najwyżej kilka dolarów, teraz sięga nawet 50. Przesyłka też kosztuje, a przecież sporo trzeba jeszcze zainwestować w same prace.Fotografuje od 23 lat. W maju tego roku w Galerii Sztuki Teatru Ziemi Rybnickiej miał swą indywidualną wystawę. Na ekspozycję zatytułowaną „Fascynacje” złożyły się jego najnowsze prace – fotografie przetwarzane komputerowo. Znający dotychczasową twórczość Tkocza z niedowierzaniem patrzyli na zupełnie inne od dotychczasowych prace artysty.Mówiąc o fotografikach uprawiających klasyczną fotografię, wymienia się zazwyczaj różne ich przymioty, pisząc np. o interesującym ujęciu tematu, intrygującym punkcie widzenia itd. Bardzo rzadko jednak wspomina się o wyobraźni. To zapewne efekt przekonania, że w najlepszym wypadku są oni skazani na to, czego dokonała wyobraźnia innych. Rzeczywiście możliwości kreowania obrazów w przypadku fotografa posługującego się li tylko aparatem i tradycyjnym powiększalnikiem są mocno ograniczone. Wystarczy jednak siąść do komputera, by okazało się, że zwyczajne zdjęcie może się zmienić w zupełnie niezwykły, nierealny obraz.W domu państwa Tkoczów komputer pojawił się za sprawą córki Basi, która kończyła właśnie studia na Politechnice Śląskiej i chciała sama napisać swą pracę magisterską. To ona namówiła ojca, by usiadł przy nim i przekonał się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Rychło dokupili jeszcze skaner i wkrótce na monitorze komputera pojawiła się jedna z jego fotografii.– Początkowo fotografię komputerową uważano za coś mniej szlachetnego, ale na międzynarodowych konkursach od dobrych kilkunastu lat jest traktowana na równych prawach z fotografią klasyczną. Gdy kilka lat temu wspólnie z rybnickim Klubem Energetyka organizowaliśmy tam międzynarodowe salony fotografii artystycznej, sporą część zdjęć nadsyłanych na kolejne konkursy stanowiły fotografie komputerowe. W pamięci utkwiły mi zwłaszcza znakomite zdjęcia Anglika Johna Lawa. Byłem nimi oczarowany, patrzyłem na nie jak na zdjęcia z innego wymiaru, jak na coś dla mnie zupełnie niedostępnego. Teraz okazało się, że sam mogę je tworzyć i że nie jest to aż takie trudne, jak mogłoby się wydawać – opowiada Henryk Tkocz.Mógł wreszcie sięgnąć do swojego szkicownika. Od lat zapisywał w nim pomysły na kolejne fotografie. Wykonanie większości z nich było jednak niemożliwe. Ograniczenia stawiane przez klasyczną fotografię były zbyt duże, ale teraz otworzyły się nowe możliwości i fotografik rozpoczął nowy rozdział swej twórczości.Poprzedni zamknął w roku 2000, wydając swój autorski album zdjęć.– Moje ukochane Niedobczyce już „wyeksploatowałem”. Fotografowałem je wcześnie rano, późno wieczorem i nocą w czasie burzy. Utrwaliłem też na kliszy twarze wszystkich chyba starszych ludzi mieszkających w mojej dzielnicy – konstatuje. Jak sam mówi, w ciągu trzech ostatnich lat z pomocą komputera wykonał 65 fotogramów, których nie wstydzi się pokazać. Jednocześnie przyznaje, że nie licząc zdjęć przedmiotów i detali potrzebnych do komputerowego komponowania, od dwóch lat praktycznie nie fotografował. Wykorzystuje swoje wcześniejsze zdjęcia, które, używając nomenklatury przemysłowej, traktuje jak półprodukty.– Na razie wystarczą mi te zdjęcia, które mam. Już samo ich przeglądanie jest dla mnie szalenie inspirujące – mówi.Przygotowując kolejne fotogramy, używa wcale nie najnowszego oprogramowania i korzysta raczej z podstawowych jego funkcji: retuszuje obraz bądź „wycina” przedmioty z jednego zdjęcia i przelewa je na inne, tworząc w ten sposób zaskakujące zestawienia.– To zupełnie inna technika. Kiedyś robiłem kilka zdjęć, wybierałem najlepsze ujęcie, które po ewentualnym wykadrowaniu powiększałem. Fotografia komputerowa jest bardziej czasochłonna. Zajmuję się najmniejszymi detalami, bo każde zdjęcie musi być perfekcyjnie dopracowane. Ciemnia fotograficzna uczy wytrwałości, ale komputer wymaga dużo większej cierpliwości – przyznaje rybnicki fotografik.W swoim szkicowniku wciąż notuje nowe pomysły. Doskonali też swój warsztat komputerowy, malując na monitorze własne obrazy, już bez wykorzystywania jakichkolwiek zdjęć. Fotografia wciąż go fascynuje, intryguje i pociąga.***Henryk Tkocz ma 55 lat. Urodził się i mieszka w Rybniku Niedobczycach. W 1991 roku zdobył brązowy medal na zorganizowanym w Japonii światowym konkursie fotograficznym firmy Nikon. Cztery lata później za „wkład w rozwój fotografii światowej” Międzynarodowa Federacja Sztuki Fotograficznej (FIAP) przyznała mu tytuł artysty. W 1997 roku wygrał w Warszawie Fotograficzne Mistrzostwa Polski; w konkursie zorganizowanym przez Warszawski Cech Fotografów najwyżej oceniono jego zdjęcie pod tytułem „Polska”.

Komentarze

Dodaj komentarz