20033501
20033501


Do szpitala S. Chudziec trafił we wrześniu 2000 roku. Niemal w samo południe, kiedy parkował samochód w garażu, został zaatakowany przez mężczyznę, najprawdopodobniej wynajętego przez osobę, przeciwko której miał kilka dni później zeznawać w sądowej sprawie o odszkodowanie.– Kiedy wysiadłem z samochodu, by otworzyć drzwi, zostałem z tyłu zaatakowany. Otrzymałem kilka ciosów w twarz, szyję i klatkę piersiową. Nie straciłem przytomności. Zdołałem jakoś dotrzeć do domu i wezwać pogotowie – opowiada zdarzenie sprzed trzech lat.Został przewieziony na oddział chirurgii ogólnej Szpitala Miejskiego nr 2 w Żorach. Tam przebywał przez trzy tygodnie. Ze szpitala wyszedł 21 września 2000 r. Pokazuje kartę informacyjną, na której lekarz prowadzący wypisał wszystkie dolegliwości pacjenta: uraz głowy, twarzy, mózgu i kręgosłupa w wyniku pobicia. Z czasem jego stan zdrowia uległ pogorszeniu. Z trwogą S. Chudziec zauważył, że traci czucie w kończynach. Udał się na badania do szpitala w Rybniku. Okazało się, że w wyniku uszkodzenia kręgosłupa doszło do zwężenia przestrzeni rdzenia kręgowego. Potrzebne były badania specjalistyczne. Jego przypadkiem zajęła się Klinika Neurochirurgii w Łodzi. W lutym bieżącego roku otrzymał wezwanie od prof. dr. hab. n. med. Andrzeja Radka na badania do tejże kliniki. Udał się zatem do żorskiego szpitala z prośbą o wydanie mu dokumentacji choroby. Tam dowiedział się, że jego karta zaginęła.– Do konsultacji potrzebne jest zdjęcie rentgenowskie wykonane zaraz po przybyciu do szpitala. Tymczasem kiedy pierwszy raz zwróciłem się o wydanie dokumentacji choroby, okazało się, że w szpitalu jej nie ma. Po wielu interwencjach otrzymałem pismo od dyrektora szpitala Leopolda Grymela, który poinformował mnie, że mogę odebrać zdjęcia z tomografu komputerowego. Znalazły się też inne dokumenty, ale brakowało kilku ważnych dla mnie zdjęć – mówi S. Chudziec.Z czasem okazało się, że zniknięcie jego dokumentów ze szpitala w Żorach nie było jednostkowym wypadkiem. Policja ujawniła, że w okresie od lutego 2000 roku do marca 2001 roku z placówki tej zniknęły karty zdrowia kilkunastu pacjentów. Trafiły do prywatnej lecznicy Komfortmed, w której etaty miała część lekarzy zatrudnionych w szpitalu. Wykorzystywali te dokumenty do wyłudzania pieniędzy ze Śląskiej Regionalnej Kasy Chorych. Prokuratura Rejonowa w Rybniku skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Karolowi M., ordynatorowi oddziału chirurgicznego, oraz jednemu z jego podwładnych, którzy zatrudnieni byli i w szpitalu, i w Komfortmedzie. Proces toczy się obecnie przed Sądem Rejonowym w Rybniku. Oskarżeni lekarze nadal pracują w szpitalu.– Za wynoszenie kartotek pacjentów zostali ukarani naganą. Dopóki sąd nie udowodni im winy, nie widzę powodu, by wyciągać wobec nich dodatkowe konsekwencje. Zresztą wyłudzeń dopuścili się wobec kasy chorych, a nie naszego szpitala. To bardzo dobrzy lekarze – mówi L. Grymel, dyrektor żorskiego zakładu opieki zdrowotnej.Dla S. Chudźca ujawnienie miejsca, gdzie ginęły dokumenty pacjentów, nic nie dało, gdyż w Komfortmedzie nie znaleziono jego kartoteki. A na kolejne pisma kierowane do dyrekcji szpitala nie doczekał się odpowiedzi.– Podejrzewam, że dokumenty zostały sfałszowane, a pozostałe zniszczone przez policjantów, którzy starają się chronić człowieka, który pobił mnie przed trzema laty. Z dokumentów, które otrzymałem, znikła jedna strona opinii sądowo-lekarskiej mówiąca o uszkodzeniach szyjnej części kręgosłupa. Zresztą wiele dokumentów jest sfałszowanych. Mimo że leżałem w gorsecie, skarżyłem się na zaniki czucia w nogach i rękach, w mojej karcie ktoś pod datą 19 września 2000 r. napisał: „Pacjent nie zgłaszał dolegliwości, samopoczucie chorego bardzo dobre”. I nie ma pod tym żadnego podpisu. Dlatego zdecydowałem się na zgłoszenie sprawy do prokuratury – mówi S. Chudziec.W czerwcu br. roku zgłosił Prokuraturze Okręgowej w Gliwicach o przekraczaniu uprawnień przez funkcjonariuszy Komendy Miejskiej Policji w Żorach. Sprawą zajęła się Prokuratura Rejonowa w Wodzisławiu, jednak na początku sierpnia umorzyła postępowanie, dopatrując się znamion przestępstwa.– Stwierdziliśmy, że dokumentacja, którą otrzymał pan Chudziec, jest kompletna. Opierał się on ponoć na słowach lekarza Karola M., który miał powiedzieć, że brakuje w niej kilku dokumentów. Jednak ten, przesłuchany przez nas w charakterze świadka, nie potwierdził tej wersji – wyjaśnia prokurator Witold Janiec z Prokuratury Rejonowej w Wodzisławiu.Z tym rozwiązaniem S. Chudziec nie może się pogodzić. Złożył już zażalenie na decyzję wodzisławskiej prokuratury do Prokuratury Okręgowej w Gliwicach. Zwraca uwagę, że nie ma żadnych dokumentów potwierdzających pobranie i oddanie do Szpitala Miejskiego w Żorach jego kartoteki przez policję. Skąd zatem pewność, że nie doszło do manipulacji?– My jesteśmy od gromadzenia materiału dowodowego dla prokuratury. To ona rozstrzyga, czy popełnione zostało przestępstwo. Pan Chudziec ciągle ma do nas pretensje. Nie wiem, dlaczego. Jego zarzuty wobec nas są bezpodstawne – mówi Dariusz Relis, zastępca komendanta policji w Żorach.Wydaje się, że sprawa zniknięcia kartoteki S. Chudźca będzie miała ciąg dalszy. Zbyt wiele w niej niejasności. Jedno jest pewne: na przeciągającym się poszukiwaniu zdjęć rentgenowskich najbardziej traci pacjent, który od ponad pół roku nie może kontynuować skomplikowanego leczenia w specjalistycznej klinice.

Komentarze

Dodaj komentarz