Obecnie na naszym cmentarzu mamy już tylko dwa groby opisane po niemiecku. Jeden pochodzi z 1933 roku, a drugi 1936 roku  mwi Justyna Bindacz z Krzyżanowic, na ktrej relację powołuje się w swojej książce Janusz Mokrosz / Archiwum
Obecnie na naszym cmentarzu mamy już tylko dwa groby opisane po niemiecku. Jeden pochodzi z 1933 roku, a drugi 1936 roku mwi Justyna Bindacz z Krzyżanowic, na ktrej relację powołuje się w swojej książce Janusz Mokrosz / Archiwum

Zmarli nie zawsze mogli spoczywać w pokoju. Nieraz ich mogiły dosięgały polityczne zawieruchy. Tak też było w 1945 roku, bowiem tuż po zakończeniu działań wojennych przez śląskie cmentarze przetoczyła się inna wojna: o niemieckojęzyczne napisy na nagrobkach. Nowa władza zwalczała wrogą niemczyznę w każdej postaci, w szkołach, urzędach, w domach, a także na nekropoliach. Zarządzenie z 17 sierpnia 1945 roku mówiło, iż takie napisy mają zostać zlikwidowane przez osoby opiekujące się grobami.
Większość ludzi buntowała się przeciwko nonsensownym przepisom. Po kryjomu wynosili nagrobki swoich bliskich i zakopywali je w ogródkach, ukrywali w domach czy stodołach licząc na to, iż zarządzenie przestanie obowiązywać. Ci zaś, którzy wywiązywali się z tego obowiązku, skuwali napisy albo zaklejali je smołą, jeszcze inni po prostu zamieniali je na polskie. Tak więc zamiast Joseph Schymura na nagrobku umieszczali napis Józef Szymura, a zamiast napisu Simon Witta pojawiał się Szymon Wita. O tej budzącej sporo emocji, a nieraz i dramatycznej akcji pisze Janusz Mokrosz, historyk z Uniwersytetu Śląskiego (pochodzący z Krzyżanowic) w publikacji „Zwalczanie wrogiej niemczyzny – proces tzw. odniemczania w Raciborzu i gminie Krzyżanowice w latach 1947-1950”.
Wspomina, że w takich wioskach jak Bolesław czy Owsiszcze usuwaniu niemieckojęzycznych napisów sprzeciwiali się sami proboszczowie, argumentując to tym, iż granice nie zostały jeszcze ustalone. Podobnie reagowała większość mieszkańców Raciborza oraz gminy Krzyżanowice. „Na jednym z raciborskich cmentarzy miał miejsce pewien nawet zabawny incydent. Zdjęte z krzyży hełmy niemieckie ponownie zostały przez miejscową ludność na nich zawieszone. Jak zaś wynika ze sprawozdań wójta gminy Krzyżanowice, mieszkańcy nie stosowali się do jakichkolwiek administracyjnych zarządzeń, związanych z tą akcją” – pisze Janusz Mokrosz.
Historyk dodaje w swojej publikacji, że ogromną pomysłowością wykazała się pewna krzyżanowiczanka, która zasypała po prostu nagrobek ziemią i posadziła na nim kwiatki, a gdy ustała akcja repolonizacji cmentarzy, ponownie umieściła go na grobie swych rodziców. Autor wspomina, że w owym czasie działała swoistego rodzaju brygada robotników, których jedynym zadaniem było usuwanie z tzw. bezpańskich nagrobków wszelkich elementów kojarzących się z niemiecką spuścizną kulturową.
„Robotnicy ci więc niszczyli groby, którymi nikt się nie opiekował lub których opiekunowie nie dostosowali się do wydanego zarządzenia. Swoją „pracowitością” brygada ta szczególnie wykazała się na cmentarzu ewangelicko-katolickim w Raciborzu. Proces jego odniemczania dokonał się w ciągu kilku dni, w czasie których większość nagrobków, pomników i krzyży z niemieckojęzycznymi elementami usunięto i wywieziono” – czytamy we wspomnianej publikacji.

1

Komentarze

  • abs Szanowna Pani Redaktor 05 listopada 2012 23:56bardziej aktualna jest dekomunizcja w latach nam współczesnych .Pozamieniano nazwy ulic , rozsprzedano majątek narodowy , ci przy żłobie się uwłaszczyli a nam co z tego :bezrobocie i bieda . Ot taka nasza narodowa głupota, a to zrobili Polacy Polakom

Dodaj komentarz