Ulubionym instrumentem Jerzego Michalaka jest gitara / Archiwum
Ulubionym instrumentem Jerzego Michalaka jest gitara / Archiwum

Jerzy Michalak z Raciborza (rocznik 1957) w latach 80. zeszłego stulecia uchodził za muzyka, któremu się udało. Był idolem młodzieży. Jego głównym instrumentem była gitara, ale grywał też na flecie oraz harmonijkach ustnych. Występował w telewizji i audycjach radiowych. Teraz wykorzystuje muzykę w pracy ze starszymi ludźmi. Mieszka w Niemczech już ponad 20 lat. Jak sam mówi, początki nie były łatwe, musiał imać się różnych zajęć. Dopiero ukończenie trzyletniego studium medycznego, zakończone egzaminem państwowym, pozwoliło mu podjąć pracę w charakterze dyplomowanego pielęgniarza, w której czuje się spełniony i potrzebny.

Zawód na kryzys
– W Niemczech mówi się, że to dobry zawód na kryzys, bo specjaliści w tej dziedzinie zawsze będą poszukiwani. Zajmuję się starymi ludźmi, niektórzy mają demencję, inni alzheimera. Prowadzę treningi pamięci, a w terapii wykorzystuję muzykę, sam codziennie gram na gitarze i śpiewam z seniorami. To inna muzyka i inna publiczność niż ta, którą pamiętam z koncertów sprzed lat. Mniej tu głośnego entuzjazmu, ale w oczach tych ludzi widzę wdzięczność, radość i zachwyt. Muzyka to wspaniałe medium niewerbalnego kontaktu, niosąca ogromny emocjonalny potencjał. Moi koledzy w pracy i zwierzchnicy uważają, że jestem urodzonym pielęgniarzem. No cóż, niegdyś mówiono, że jestem zdolnym i urodzonym muzykiem – mówi pan Jerzy.
Z rozrzewnieniem wspomina raciborską szkołę muzyczną w klasie gitary i fletu, do której chodził. Pierwszy zespół, w którym grał, czyli hardrockowe Demony z DK Strzecha. Wspólne występy ze Zbigniewem Forysiem, rówieśnikiem, z którym grywał potem w różnych kapelach. W trakcie nauki w II LO im. Adama Mickiewicza współpracował z grupą Bez Nazwy działającą przy cukrowni. Wystąpił na Festiwalu Muzyki Studenckiej w Krakowie. Wtedy w głowie miał tylko muzykę, więc po maturze nie poszedł na studia. Chciał grać, ale upomniała się o niego armia. Żeby się od niej uwolnić, zapisał się do szkoły pomaturalnej przy technikum mechanicznym, którą żartobliwie nazywano szkołą aktorską.

Uciec przed wojem
– Mnóstwo chłopaków chcących przeczekać powołanie do wojska tam się schroniło. Po roku zrezygnowałem z nauki i zacząłem pracować jako etatowy muzyk w restauracji w Oborze. Dodatkowo jazzowałem z zespołem Bez Nazwy. Wystąpiłem na Festiwalu Muzyki Amatorskiej w Toruniu z Ryzykantami z własną piosenką. Kolejnym ratunkiem przed wojskiem było stanowisko kaowca w Domu Górnika przy KWK Borynia w Jastrzębiu-Zdroju. Równocześnie grałem w zespole JQJ (Jastrzębski Quartet Jazzowy). Do zespołu dołączyli również Zbyszek Foryś i Włodek Kempf – relacjonuje Jurek.
To, jak mówi, był początek pełnego profesjonalizmu w jego karierze. Nagrania w katowickim studiu radiowym również własnych kompozycji jazz-rockowych. Występy na festiwalach w całym kraju, poznawanie sław. Pamięta, jak na którymś z festiwali podszedł do nich Czesław Niemen, pogratulował umiejętności i nie wykluczył w przyszłości współpracy. Ale w 1980 roku prowadzący ich menedżer z katowickiej Estrady zaproponował podjęcie współpracy z Piotrem Janczerskim, liderem grupy folkowej No To Co. Janczerski przesłuchał ich w Jastrzębiu-Zdroju, spodobali mu się, no i zaczęła się współpraca. Michalak, Foryś i Kempf pojechali do Łodzi…

Plany w gruzy
– Koncertowaliśmy z Piotrem w całej Polsce i przygotowywaliśmy program na tournée po USA. Mogła to być wielka przygoda. Niestety, 13 grudnia 1981 roku wprowadzono stan wojenny, co zniweczyło wszystkie plany. Wróciliśmy do domów i czekaliśmy. Dopiero w 1982 roku znów zacząłem pracować z Janczerskim, ale już bez Zbyszka i Włodka. Graliśmy w stylu rockabilly podobnym do country rocka. Po rozstaniu z Janczerskim grałem w hardrockowym zespole Anex PSJ (Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego z Łodzi. Na którymś z koncertów spotkaliśmy muzyków Lombardu. Zgadaliśmy się, że poszukują basisty, wspomniałem o Zbyszku Forysiu z Raciborza. Pojechał na przesłuchanie i go wzięli – wspomina pan Jerzy.
Anex rozpadł się po roku. Pan Jerzy został bez przydziału, ale z pomocą przyszedł Zbyszek, kontaktując go z Ryszardem Kniatem, liderem zespołu Klincz. Pojechał do Poznania, dogadał się… Grał z Klinczem od 1983 do 1985 roku. Jeździli z koncertami, grali w studiu telewizyjnym, nagrywali płyty: „Gorączka”, „Klincz”, „Latarnik”, Jerzy ożenił się. Jednak dopadły go problemy zdrowotne, zrezygnował z gry w Klinczu. Musiał odpocząć i podleczyć się, wrócił do Raciborza, trochę chałturzył, pracował jako kaowiec, ale został też szczęśliwym ojcem, bo urodziła się mu się córka Katarzyna! Niestety sytuacja gospodarcza w kraju była coraz gorsza.

Rodzina i muzyka
W 1986 roku zdecydowali z żoną Krystyną wyjechać do Niemiec i spróbować tam szczęścia. – Z perspektywy tych lat myślę, że moje życie potoczyło się szczęśliwie. Najważniejsza okazała się dla mnie rodzina, a później muzyka, która pomagała w ciężkich chwilach. Chociaż różnie bywało, mój związek z Krystyną wytrzymał próbę czasu. Żona prowadzi teraz firmę zajmującą się m.in. pośrednictwem pracy. Nasza wspaniała córka Katarzyna studiuje biznes i turystykę w Miami w USA oraz współpracuje z tamtejszym biurem podróży, tak więc bywa w Europie. Obiecuje, że wróci. Mamy z żoną taką nadzieję… – podsumowuje Jerzy Michalak.

Komentarze

Dodaj komentarz