Przekonać do życia


W mieście jest kilkudziesięciu bezdomnych. To raciborzanie, ale też osoby z dalekich zakątków Polski, np. z Warszawy czy Wrocławia, które nie wiedzieć czemu osiedliły się w Raciborzu. Większość z nich mieszka w Domu dla Bezdomnych Arka N. Jest jednak grupa około piętnastu osób bez dachu nad głową, która wegetuje na marginesie społeczeństwa. Przeważnie są to mężczyźni, schorowani, uzależnieni od alkoholu. Kilka tygodni temu jeden z nich zmarł w przykrych okolicznościach. Straż miejską powiadomił mieszkaniec, że na śmietniku niedaleko bloków przy ul. Opawskiej znajduje się zakrwawiony mężczyzna. Strażnicy pojechali na miejsce. Mężczyzną okazał się znany im bezdomny Jan P. Nie wymagał opieki lekarskiej, nie był też zakrwawiony, jak informował mieszkaniec. Jedynie worki, na których leżał, były zabrudzone czerwoną cieczą, być może krwią. Funkcjonariusze straży miejskiej zaproponowali mu przewiezienie do domu dla bezdomnych Arka N w Raciborzu. Mężczyzna odmówił. Wolał zostać na śmietniku, bo twierdził, że tam czuł się dobrze. Nie chciał też, by wezwano pogotowie do sprawdzenia jego stanu zdrowia.– To jest wolny człowiek, który może mieszkać nawet między kontenerami na odpady, jeśli tylko nie narusza porządku publicznego i spokoju. W jego przypadku tak było. My bez pytania wzywamy pogotowie tylko wtedy, kiedy osoba ma widoczne obrażenia bądź skarży się na ból – mówi Janusz Lipiński, zastępca komendanta straży miejskiej w Raciborzu.Patrol strażników odjechał. Kilka godzin później bezdomnego znalazła policja. Przybyły na miejsce lekarz stwierdził zgon, a prokurator odstąpił od sekcji, bo z oględzin zwłok wynikało, że mężczyzna zmarł w sposób naturalny.Strażników i pracowników OPS-u nie zdziwiła odmowa bezdomnego na propozycję zawiezienia go do Arki N. W ośrodku jest bowiem absolutny zakaz picia alkoholu, obowiązuje też ścisły regulamin, któremu muszą się podporządkować wszyscy chcący tam mieszkać. Lokatorzy ośrodka biorą udział w programie wychodzenia z bezdomności, podczas którego uczą się na powrót obowiązkowości, zasad przebywania w grupie, gospodarności. Z czasem osoby najlepiej radzące sobie dostają szansę na zamieszkanie w lokalu socjalnym.Tymczasem bezdomni alkoholicy nie chcą się poddać rygorowi – nie dość, że nie będą mogli pić, to jeszcze zostaliby skierowani na leczenie. Niektórzy próbują, ale z mizernym skutkiem, o czym świadczy przykład pewnego dobrze znanego straży miejskiej bezdomnego bez nogi. Tylko w tym roku strażnicy byli wzywani przez mieszkańców miasta do interwencji w jego sprawie 17 razy. Bynajmniej powodem nie było jego niewłaściwe zachowanie. Po prostu kaleki, mocno zaniedbany mężczyzna sprawiał wrażenie potrzebującego pomocy. Straż miejska odwoziła go do Arki N. Bezdomny był nawet poddawany kuracji odwykowej, która nie dawała jednak efektów, i mężczyzna z powrotem lądował, mówiąc oględnie, pod chmurką.Tymczasem do zimy coraz bliżej. Już teraz nocami temperatura spada do zera, a nawet kilka stopni poniżej. Każdy bezdomny staje się potencjalną ofiarą śmierci przez wychłodzenie. Co prawda od 1 listopada w Domu dla Bezdomnych będzie czynna noclegownia. Nie rozwiązuje ona jednak całkowicie problemu, bo jedynie daje możliwość przenocowania. Za dnia bezdomni muszą sobie radzić sami. Z powodu zakazu picia alkoholu o stałym zamieszkaniu w Arce N nie chcą słyszeć:– Mimo to nasz pracownik będzie rozmawiał z każdą z tych osób, żeby przekonać go do zostania w ośrodku. Nie spodziewamy się jednak rewelacji. Jeżeli z tej grupy choć pięć, sześć osób zdecyduje się na współpracę z nami, uznamy to za sukces. Nie możemy ich bowiem do niczego zmusić. Oni sami powinni wyrazić chęć. Jeżeli zgodzą się, to jesteśmy w stanie skierować tych ludzi do lekarza, przebadać, by uzyskali stopień niepełnosprawności. Tym samym dostaliby zasiłek i mogliby normalnie egzystować – mówi Halina Sacha, kierowniczka raciborskiego OPS-u. – Od bezdomnych, niechcących wsparcia, pozbieramy oświadczenia o poinformowaniu ich o wszelkich możliwych sposobach udzielenia im pomocy.Przedsięwzięcie OPS-u i straży miejskiej nie jest żadną nastawioną na poklask akcją pomagania bezdomnym, bo te osoby często same sobie są winne swojego losu, godzą się z tym i tak chcą żyć. To przejaw wypełniania obowiązku dbania o znajdujących się w potrzebie, spoczywającego na samorządzie i instytucjach społecznych. Być może też trochę zabezpieczenie się na wypadek, odpukać, kolejnego tak nieszczęśliwego zdarzenia jak opisane powyżej

Komentarze

Dodaj komentarz