20034411
20034411


Poznali się latem 1927 r. Połączył ich przypadek, jak to zazwyczaj w prawdziwych romansach bywa. Tamtego lata ojciec pani Klaudii, wówczas 17-letniej dziewczyny, nakazał jej pojechać rowerem do kobiety, która handlowała łojem. Jednak starsza siostra Klaudii uparła się, że to ona pojedzie. – Siostra nie umiała jeszcze dobrze jeździć. Przewróciła się na tym rowerze i trzeba go było zaprowadzić do mechanika, żeby naprawił. Ojciec mnie z nim wysłał. Za bardzo nie chciałam iść, bo wiedziałam, że jest tam nowy chłopak, a ja byłam bardzo wstydliwa – wspomina pani Klaudia.Pracujący w warsztacie 19-letni Franciszek od razu zwrócił uwagę na piękną dziewczynę. Gdy rower był gotowy i zgłosiła się po niego młodziutka właścicielka, pan Franciszek zadeklarował, że odprowadzi jej pojazd. Po drodze dużo ze sobą rozmawiali. Pani Klaudia nie ukrywa, że chłopak również przypadł jej do gustu. Potem poprosił ją na wesele znajomych.– Oj, tańczył cudnie – zachwala pani Klaudia.Nie pozostaje jej dłużny pan Franciszek: – To ty dobrze tańcowałaś.Pięć i pół roku chodzili ze sobą, zanim związali się węzłem małżeńskim. Żartują, że tak naprawdę to połączył ich skrzywiony rower.– To był mój pierwszy kawaler. Moja pierwsza i ostatnia miłość – wspomina pani Klaudia.Po ślubie najpierw zamieszkali u rodziców pani Klaudii, później wybudowali swój dom, w którym do dzisiaj mieszkają. Dom się powiększył – najpierw córka dobudowała swoją część, później wnuczka kolejny segment. – Teraz w tym jednym domu mieszka pięć pokoleń – mówi z dumą Natalia Gatner, córka państwa Fierutów.Byli małżeństwem przez niespełna sześć lat, gdy urodziła im się śliczna dziewczynka, niestety zmarła na zapalenie opon mózgowych. Ale w 1939 r. na cztery miesiące przed wybuchem wojny urodziła im się Natalia. Zakochani rodzice znowu zaczęli się cieszyć życiem. Niestety przyszedł wrzesień, obowiązkowo wcielono pana Franciszka do wojska. Żona nie widziała go przez sześć lat. Córka, gdy ojciec po przeżyciach obozowych i tułaczce wrócił pieszo z Pragi do domu, nie chciała się z nim przywitać. Nie znała ojca. Pani Klaudii z czasów wojennych w pamięci utkwiła jedna rzecz, która czasami powraca jak zły sen. – Gdy już wycofywały się wojska i front posuwał się w kierunku Niemiec, w tym czasie w naszym domu stacjonowali radzieccy żołnierze. Ja wówczas mieszkałam z rodzicami. Gdy wszyscy żołnierze opuścili naszą miejscowość, poszłam do domu posprzątać go. Okazało się, że ktoś tam był. Rosjanin zagrodził mi drzwi i kazał się kłaść na tapczanie. Na szczęście w drzwiach stanął mój ojciec. Wtedy on skierował w moją stronę karabin. Uratował nas inny radziecki żołnierz. Klęknęłam przed nim i z wdzięczności całowałam go po rękach, przez cały czas płacząc. Wybawił mnie i ojca od śmierci, nie zapomnę tego – wspomina pani Klaudia.Po wojnie układało im się dobrze. Córka rosła zdrowo, pan Franciszek pracował jako mechanik precyzyjny maszyn biurowych. Prowadził też warsztat w domu. Pani Klaudia zajmowała się domem, ale w wolnym czasie szyła sobie i koleżankom. Przy maszynie siada do dzisiaj.– W ubiegłym tygodniu mama uszyła sobie na niedzielę kreację. Albo te poduszki na łóżku – całkiem niedawno je skończyła. Mama jeszcze zajmuje się pieczeniem ciast, a kołacze to jej specjalność – opowiada córka.Wyznaczyli sobie podział obowiązków. – Żona gotuje obiady, ja zmywam – chwali się pan Franciszek.– Tak, tak, tyle że później mamy zawsze mniej szklanek czy talerzy – ripostuje małżonka.– Oni cały czas tacy są – pełni życia, zadowoleni. Nie chcą, żeby im pomagać. Mówią, że sami sobie dają świetnie radę. Cudowni ludzie, którzy wiele mnie nauczyli: szacunku do innych, prawdomówności, współczucia i pomagania innym – mówi córka.Pani Klaudia ma 92 lata, pan Franciszek – 94. Oboje sprawni, żywi, weseli. Twierdzą, że dobrą formę zawdzięczają ruchowi, pracy. Przez cały czas coś robią, czytają, uczą się różnych nowych rzeczy. Nie pozwalają na lenistwo ani mięśniom, ani umysłowi. – Mamy w ogródku zioła: miętę, melisę, malwę, z których parzymy herbatkę. Inne, jak chociażby dziurawiec, zbieram na łąkach. Pijemy to od dawien dawna i bardzo dobrze się czujemy – zachwala pan Franciszek.– On powinien był zostać aktorem, tak pięknie potrafi mówić, robić miny i czarować. Wtedy z tym rowerem to chyba tamtą rozmową tak mi w głowie zawrócił – śmieje się pani Klaudia.W małżeństwie państwa Fierutów, jak w większości związków, zdarzały się sprzeczki i kłótnie. Miłość i troska o współmałżonka pozwalały przezwyciężać urazy. Dawniej było więcej czasu dla siebie. Nie było telewizji, życie toczyło się w kuchni, wokół ogniska domowego. Teraz świat jest inny, życie szybkie, więc i decyzje nieraz pochopnie podejmowane. A jak mówi pan Franciszek, żeby założyć rodzinę, trzeba być na to odpowiednio przygotowanym. Trzeba wziąć odpowiedzialność za związek i drugiego człowieka. Trudne chwile pomoże przetrwać cierpliwość, wyrozumiałość i miłość. Reszta sama się ułoży.

Komentarze

Dodaj komentarz