20034413
20034413


Gospodarz bazyliki, proboszcz ks. Franciszek Musioł, zamierzał w tym roku wymalować bazylikę. Projekt nowego malowania na jego zlecenie przygotował już prof. Werner Lubos z Tarnowskich Gór. Gdy pismo w sprawie malowania popularnego „Antoniczka” wybudowanego w 1905 roku trafiło do wojewódzkiego konserwatora zabytków, ten zarządził wykonanie w całym kościele badań odkrywkowych. Polegają one na zdejmowaniu kolejnych warstw farby, a nawet tynku w poszukiwaniu malowideł czy pierwotnych zdobień ścian. W maju tego roku Ewa i Marek Dzikowie, konserwatorzy dzieł sztuki, dokonali ok. 50 takich odkrywek na ścianach i sklepieniu bazyliki, odsłaniając w niektórych miejscach niewielkie fragmenty wykonanych wiele lat temu malowideł.– Na początku szukaliśmy jakiejkolwiek warstwy malarskiej. Sprawdzaliśmy, czy w ogóle są tam jakieś polichromie i gdzie występują. Znaleźliśmy i to aż dwie warstwy, jedną z lat 30. XX wieku i drugą, którą nałożono już po wojnie, między 1949 a 1952 rokiem. Ta późniejsza polichromia jest w stylu neogotyckim i dlatego wiele osób było przekonanych, że to ona jest oryginalna – mówi konserwator Marek Dzik.– Dotarliśmy do zdjęcia kaplicy Matki Boskiej Nieustającej Pomocy (obecnie Matki Boskiej Częstochowskiej) mieszczącej się z tyłu kościoła. Na fotografii sprzed 1945 jest oryginalna polichromia i ołtarz, który został zniszczony w 1945 roku podczas ofensywy wojsk radzieckich. W czasie wojny kościołów raczej nie malowano, więc datę jej rozpoczęcia przyjęliśmy za górną granicę powstania oryginalnych polichromii. Za dolną natomiast przyjęliśmy rok 1931, w którym to o. Emil Drobny wydał swą książkę „Kościół św. Antoniego w Rybniku”. Wymienia w niej szczegółowo elementy wyposażenia kościoła, nie wspomina jednak o jakiejkolwiek polichromii. Nie widać jej również na zamieszczonych w książce zdjęciach – ani na ścianach, ani na sklepieniu. Najprawdopodobniej więc najstarsza polichromia powstała po 1931, a przed 1939 rokiem. Po wojnie, w czasie usuwania zniszczeń, zachowaną w dużym stopniu polichromię zamalowano tzw. pobiałą wapienną – dodaje Ewa Dzik.81-letni dziś Alfons Płaczko, wieloletni kościelny, brał udział w porządkowaniu kościoła po wyzwoleniu Rybnika. Z jego relacji wynika, że polichromia była wtedy względnie dobrze zachowana, ale o przywróceniu jej pełnego blasku w trudnych powojennych miesiącach nie mogło być mowy. Jakiś konserwator zabytków miał wtedy zdecydować o przykryciu malowideł wapiennym mlekiem.– Ta cienka warstwa pobiały uratowała oryginalną polichromię. Teraz jest ona pokryta zacierką tynkową i kilkoma warstwami farby emulsyjnej. Gdyby nie było tej warstwy, zaprawa tynkowa wgryzłaby się w polichromię i stopień zniszczenia byłby dużo większy, bo przy zdejmowaniu warstwy tynku powstałyby kolejne uszkodzenia, a tak zdejmuje się go stosunkowo łatwo.To, o czym opowiadają najstarsi parafianie, potwierdza stratygrafia próbek – przekrój ukazujący kolejne warstwy wapna, tynku i farb. Nieco później, na przełomie lat 40. i 50., znany rybnicki rzemieślnik Jan Wilk wykonał drugą warstwę malarską. Tam, gdzie było to możliwe, poprawił istniejące na ścianach wzory, zaś w pozostałych miejscach – przy użyciu różnych technik – próbował odtworzyć dawny wystrój kościoła.W prezbiterium pierwsza polichromia zachowała się praktycznie w całości, a to bez wątpienia jej najcenniejsza część. Pod oknami prezbiterium konserwatorzy odkryli dobrze zachowane wizerunki świętych. Dziś wiadomo już, że jest ich osiem, cztery po prawej i cztery po lewej stronie ołtarza głównego. Są to obrazy: św. Jana od Krzyża, św. Teresy od Jezusa, św. Alfonsa, św. Barbary, św. Katarzyny, św. Stanisława Kostki i św. Alojzego.– Przedstawienia świętych to obrazy bardzo dobrej klasy. To malarstwo neogotyckie, choć niektórzy historycy sztuki twierdzą, że jest to malarstwo z pogranicza stylu neoromańskiego i neogotyckiego. Neoromańskie elementy pojawiają się natomiast na sklepieniu kościoła – informuje Ewa Dzik.Autor malowideł z lat 30. jest nieznany. Jak mówi Marek Dzik, szanse na znalezienie na ścianie świątyni inskrypcji, która byłaby jego podpisem, są raczej znikome. – W malarstwie ściennym nie było takiej praktyki. Do żadnych informacji o malarzu, który je wykonał, dotrzeć się nie udało. Konserwatorzy próbują jeszcze porównywać polichromie z rybnickiej bazyliki z innymi malowidłami, które w tamtym czasie pojawiły się w kościołach na Śląsku, ale jak na razie na żadne podobne nie trafili.W obu nawach i w okolicach chóru zachowały się tylko niewielkie fragmenty polichromii. Część została zniszczona w czasie wojny, część w czasie pożaru kościoła w 1959 roku.Gdy odkrywki były już gotowe, wojewódzki konserwator zabytków dr Jacek Owczarek zwołał w rybnickiej bazylice specjalną komisję, która miała zdecydować o ewentualnym malowaniu. W świątyni spotkali się z nim wtedy m.in. przewodniczący komisji sztuki sakralnej, działającej przy katowickiej kurii, ks. Jerzy Nyga, proboszcz ks. Franciszek Musioł, autor projektu nowego malowania kościoła Werner Lubos, Irena Kątna z urzędu konserwatora wojewódzkiego, zajmująca się zabytkami sakralnymi, miejski konserwator zabytków Aleksandra Frydrychowicz, wreszcie Ewa i Marek Dzikowie. Werner Lubos po obejrzeniu odkrywek wycofał swój projekt, stwierdzając, że nie będzie konkurował z oryginalną polichromią. Wskazano dwa rozwiązania: odkrycie zachowanych polichromii i ich odrestaurowanie albo malowanie bazyliki i przykrycie malowideł w bezpieczny dla nich sposób. Proboszcz zdecydował się na odkrycie i konserwację polichromii, na co otrzymał stosowne zezwolenia. Wkrótce w prezbiterium stanęły sięgające samego sklepienia rusztowania, konserwatorzy rozpoczęli pracę.– Zgodnie z zasadami sztuki konserwatorskiej używamy materiałów zbliżonych do oryginalnych. Na razie zajmowaliśmy się pracami zachowawczymi polegającymi głównie na oczyszczeniu oryginalnej polichromii i impregnowaniu tynków. Kolejnym etapem będzie uzupełnianie ubytków. Zgodnie z zasadami sztuki konserwatorskiej musimy zrobić to tak, by specjalista przyglądający się z bliska odnowionej polichromii bez trudu mógł odróżnić oryginalne malowidło od naszej rekonstrukcji. To, co robimy, musi być też w 100 proc. odwracalne, tak by np. za 50 lat, jeśli zajdzie taka potrzeba, można było bez trudu usunąć to, co wykonaliśmy, rekonstruując polichromię. To właśnie różni fachową konserwację od poczynań amatorów, którzy często w imię rzekomej konserwacji uszkadzają w sposób nieodwracalny cenny oryginał. Różne są tendencje na świecie, w Polsce przyjmuje się, że w czynnym kościele odnawiana polichromia musi zachować walory estetyczne. We Francji czy Belgii miejsca, gdzie oryginalne malowanie zostało zniszczone, wypełnia się często białym kitem. U nas wizerunek świętego z dziurą w brzuchu bądź aniołki bez rąk i nóg wywołałyby powszechne oburzenie – zauważa Ewa Dzik.Prezbiterium konserwatorzy przywrócą oryginalny wygląd. W kaplicach, gdzie pojawiają się całe łaty kładzionego w czasie powojennego remontu kościoła tynku, zamierzają odtworzyć polichromię z lat 30. widoczną na wspominanym już zdjęciu.Jedną z zagadek stanowi sklepienie kościoła. Wielu starszych rybniczan wspomina, że było ono wymalowane na niebiesko i ozdobione gwiazdami z blachy, wykonanymi rzekomo w rybnickiej Hucie Silesia.– Na sklepieniu prezbiterium odkryliśmy tzw. wić neoromańską i wzory geometryczne, zaś tło między zwornikiem i rozpoczęciem żagla (elementy sklepienia) jest lekko zielonkawe. Niewykluczone, że niebieskie niebo pojawiało się dopiero na sklepieniu transeptu (nawa poprzeczna przecinająca nawę główną) i naw kościoła, gdzie nie robiliśmy odkrywek. Trzeba przyznać, że to najbardziej charakterystyczny gotycki motyw przenoszony później do neogotyku – mówią Ewa i Marek Dzikowie, którzy przygotowują nowy projekt malowania kościoła, uwzględniający odnawiane polichromie. Pojawi się w nim również niebieskie sklepienie z gwiazdami.Przed tygodniem ze względu na niskie temperatury, wykluczające manualną precyzję, konserwatorzy przerwali pracę. Wrócą na wiosnę, prawdopodobnie z początkiem marca. Odnawianie polichromii w prezbiterium bazyliki potrwa prawdopodobnie do końca czerwca.I wszystko byłoby dobrze, gdyby kilka lat temu urzędujący proboszcz nie wpadł na „szatański” pomysł przyozdobienia bazyliki witrażami. Wcześniej ogłosił nawet konkurs na ich projekt. Miejski konserwator zabytków do dziś nie wie, kto wziął w nim udział i kto zdecydował o wyborze konkretnego projektu. Choć trudno w to uwierzyć, montaż nowych witraży w zabytkowej bazylice rozpoczęto bez jakiejkolwiek wiedzy wojewódzkiego konserwatora zabytków. Postawiony pod ścianą konserwator wydał je dużo, dużo później, nie mając już praktycznie żadnego wpływu na ich kształt, a ten jest przedmiotem dość powszechnej krytyki. Oczywiście jednym witraże się podobają, innym nie, ale specjaliści wymieniają całą listę poważnych uchybień. Po pierwsze odpustowa kolorystyka. – W witrażach kościołów gotyckich występują żywe kolory, ale ciemne i przytłumione, w bazylice są nieprzyjemnie jaskrawe – mówi miejski konserwator zabytków Aleksandra Frydrychowicz.Kolejny błąd to wprowadzenie w ostrołukowe gotyckie okna kształtu barokowych okien o pełnym łuku i poziomych podziałów, przez co – w wyniku złudzenia optycznego – okna wydają się być krótsze, niż są w rzeczywistości. Zaskakuje zastosowana w witrażach zbyt bogata ornamentyka, niemająca nic wspólnego ze stylem neogotyckim, jaki prezentuje sama bazylika. – To elementy secesyjne, jak u Wyspiańskiego i Mehoffera. To nie są witraże godne tego pięknego neogotyku. Wszyscy święci mają poza tym prawie jednakowe smutne twarze – zżyma się znany rybnicki malarz Marian Rak. Są i poważne błędy kompozycyjne, zwłaszcza w prezbiterium. Okna dzieli tam na dwie połowy tzw. biforium – pionowy filarek z cegieł. Twórca witraży jakby go nie zauważył; w niektórych oknach przecina on przedstawione postaci na pół, a nawet zasłania twarze, bo przecież witraże ogląda się pod różnym kątem.– Kolorystyka witraży jest rzeczywiście zbyt krzykliwa. W przypadku takich obiektów każda epoka ma prawo dodać swoje osiągnięcia, pytanie tylko, czy te witraże można uznać za osiągnięcie – komentuje dr Jacek Owczarek, wojewódzki konserwator zabytków.– Witraże są krytykowane? To zależy, gdzie się ucho przyłoży. Trzeba było mówić o tym wtedy, gdy był na to czas. Mam zgodę wojewódzkiego konserwatora zabytków – odpowiada krótko proboszcz ks. Franciszek Musioł.Ale wątpliwości budzą również przedstawienia świętych, znajdujące się w dużych oknach obu naw. Jak powiedział nam ks. Jerzy Nyga, przewodniczący diecezjalnej komisji sztuki sakralnej, która zatwierdziła projekty witraży dla rybnickiej bazyliki, w przypadku współczesnych świętych nie ma narzuconych kanonów ich przedstawiania i artysta ma dużą swobodę w tworzeniu ich wizerunków, ale nawet jego obowiązują zasady związane z przestrzeganiem prawdy historycznej. Twórcy witraży można więc wybaczyć św. Maksymiliana Kolbego, dalekiego od dość mocno rozpowszechnionego już wizerunku z obozowym pasiakiem narzuconym na zakonny habit, trudno jednak zaakceptować zły kolor habitu. Kolbe należał bowiem do franciszkańskiego zakonu braci mniejszych konwentualnych i nosił czarny habit, a nie brązowy, w jaki przyodział go twórca witrażu.– Krytyka witraży jest słuszna – przyznaje w kolejnej rozmowie ks. Jerzy Nyga.– Dlaczego więc komisja diecezjalna je zaakceptowała?– Były inne powody. Proszę już więcej do mnie nie dzwonić – ucina rozmowę duchowny.Już sam pomysł zastąpienia przezroczystych okien witrażami był mocno kontrowersyjny. Przez lata specjaliści powtarzali przecież, że rybnicki kościół św. Antoniego zaprojektowany przez Ludwika Schneidera reprezentuje neogotycki typ „lighthale”, co z niemieckiego oznacza halę światła. Światło wpadające przez duże okna miało podkreślać piękno architektury wnętrza i urok ołtarzy. Wielobarwne witraże ten pierwotny porządek zakłóciły. W słoneczne dni, gdy wejdzie się do bazyliki, wręcz biją po oczach, przyćmiewając wszystko inne. Już dziś wiadomo, że będą się też gryźć z odnawianą polichromią, choć zdaniem proboszcza utrzymane są w tym samym stylu.– My mamy spokojną głowę, polichromia była tu pierwsza – stwierdza krótko konserwujący malowidła Marek Dzik.– Kościół rzeczywiście może być – jak to popularnie określamy – „przegadany”. Trzeba będzie uspokoić barwy – komentuje Irena Kątna z biura wojewódzkiego konserwatora zabytków. Przyznaje, że do dziś są do wykonania ważniejsze od witraży prace, mające chronić bazylikę przed zniszczeniem.

Komentarze

Dodaj komentarz