Jzef Cyrus (z prawej) w rozmowie z jednym z krytykw filmowych / Archiwum
Jzef Cyrus (z prawej) w rozmowie z jednym z krytykw filmowych / Archiwum

Józka Cyrusa (rocznik 1947) poznałem w jego rodzinnym Raciborzu. Było to w połowie lat 70., kiedy studiował już w Łódzkiej Szkole Filmowej. Sława uczelni sięgała daleko poza granice kraju, uważano ją za wylęgarnię filmowych geniuszy. Ponieważ i ja chciałem spróbować sił w tej dziedzinie, poznałem się z Cyrusem za pośrednictwem siostry, która grała w jego etiudzie. A kiedy zachorował jeden z aktorów, stałem się dublerem! Cyrus według sobie tylko znanego scenariusza przeganiał nas po funkcjonującej wtedy cegielni na raciborskim Ostrogu, wskazując, jak mamy się zachowywać.

Jak w Hollywood

Nie zapomnę osmalonych spodni od żaru potężnego pieca, w którym wypalano cegły, a potem niewypowiedzianej satysfakcji, kiedy aktorzy zostali zaproszeni na projekcję fabularnej etiudy do kina Bałtyk. Czuliśmy się wtedy jak na rozdaniu Oscarów... - Byłem chłopakiem z Ostroga, w domu mówiłem po niemiecku, z rówieśnikami śląską gwarą, a dopiero w szkole poznałem literacki polski. Jak mogłem się równać z elokwentnymi ludźmi z Warszawy, Krakowa czy Łodzi? Braki nadrabiałem ogromnym samozaparciem i przekonaniem, że to właśnie film jest moim żywiołem. Jednak droga do łódzkiej szkoły była długa i wyboista - wspomina Cyrus.

Maturę zdał w raciborskim technikum mechanicznym, potem przepracował pięć lat w kopalni Anna w Pszowie. Cały czas się dokształcał i w 1971 roku, za drugim podejściem, został studentem PWSFTiT w Łodzi. Między 1971 a 1975 rokiem studiował na wydziale operatorskim i realizacji telewizyjnej, choć zawsze myślał o reżyserii. Nie miał wyboru, bo podstawą rozpoczęcia nauki na tym wydziale było ukończenie innych studiów magisterskich. Więc poszedł za ciosem i reżyserię studiował w latach 1975-1978. Wybrał dokument, a jego dyplomowy film "Wół" z 1978 roku okazał się wielkim sukcesem. Zdobył "Złotego Smoka" na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Krótkometrażowych w Krakowie.

Wrócić do korzeni

Film opowiada o starym człowieku, który życie poświęcił pracy na roli, tymczasem po dziesiątkach lat komisja chce mu tę ziemię odebrać. Po tym spektakularnym wyróżnieniu reżyser otrzymał etat w Wytwórni Filmów Dokumentalnych. Jak sam wspomina, dostał pracę w stolicy, chociaż nie miał zameldowania, którego wówczas wymagano. Jak wspomina, w WFD zrealizował kilkanaście filmów i do ogłoszenia stanu wojennego pracowało mu się dobrze. Ale kiedy nastała Solidarność, poczuł obowiązek powrotu do korzeni, powiedzenia czegoś prawdziwego o swojej śląskości, o pograniczu wielu kultur, z którymi stykał się w Raciborzu i na Śląsku.

Takim filmem był m.in. kręcony w 1981 roku "Pielgrzymów", opowiadający o wiosce na pograniczu polsko-czeskim. Po wojnie wysiedlono z niej ludność niemiecką, a wprowadzili się kresowianie. Oni nadal po prawie 40 latach siedzieli na walizkach. A do kamery bali się przyznać, że są wśród nich tacy, którzy uciekli np. z mężem Ślązakiem do Niemiec. Z kolei w "Nysie" kręconej dla TVP ludzie otwarcie mówili o spaleniu miasta podczas drugiej wojny światowej przez Rosjan i wywożeniu średniowiecznej cegły na odbudowę Warszawy aż do 1956 roku. Po ogłoszeniu stanu wojennego te filmy powędrowały na półkę.

Marzenia fabularne

- Nastąpił okres, w którym twórcy bojkotowali telewizję, traciłem najlepsze lata. Dopiero w 1983 roku wróciłem do pracy. Powstały dokumenty o polskich góralach z rumuńskiej Bukowiny: "Wesele Czadeckie" i "Owczarz", który w 1985 roku dostał Brązowego Lajkonika, "Tam, gdzie powstają pomniki" oraz "Klaudia i Fabian" (1985 rok) - wspomina Józek Cyrus. Jak dodaje, wtedy miał już kolejne marzenie, a było nim nakręcenie filmu fabularnego. Jak wyjaśnia, chciał stworzyć balladę z okresu stalinizmu na Górnym Śląsku, jednak jego scenariusz ciągle odsyłano do poprawki, aż wreszcie dano mu do zrozumienia, że taki i podobne tematy nigdy nie przejdą...

W 1986 roku po wielu bezspornych sukcesach Józef Cyrus niespodziewanie zdecydował się wyjechać wraz z żoną do Niemiec. Musiał zaczynać od nowa. Nisza, którą znalazł dla siebie, znów wtłoczyła go w tematykę ludzi z pogranicza i przesiedleńców. - Któż lepiej niż przesiedleniec rozumie ich problemy. Przedstawiłem je w autobiograficznym filmie "Z życia jednego górnośląskiego późno-przesiedleńca" z 1989 roku, a temat rozwinąłem w wydanej w tym samym roku książce. Miała tytuł "W poszukiwaniu nowego domu. Dziennik jednego górnośląskiego przesiedleńca" - opowiada Cyrus.

Wolny strzelec

Józef Cyrus wybrał w Niemczech drogę trudną, bo jest wolnym strzelcem. Sam pisze scenariusze, reżyseruje filmy i jest ich producentem. Zrealizował już kilkadziesiąt reportaży i filmów dokumentalnych na zlecenie stacji telewizyjnych: ARD, WDR, ARTE, SWF. Prócz wspomnianego "Przesiedleńca": "Trzeci rozdział - Juri" (1996) "Odrzańska podróż braci Eichendorff" (1999.), "Papież wrócił tylko jako pielgrzym" (1999). Pomysłów mu nie brakuje. Kończy aktualnie film o mniejszości niemieckiej na Górnym Śląsku, a w głowie ma dokument o górnikach wyjeżdżających z Polski w latach 80. i 90. do Zagłębia Ruhry.

- Ich losy są arcyciekawe. Trafili akurat na czas zamykania kopalń w Niemczech i musieli się co kilka lat przenosić w inne miejsce. Pracuję też nad portretem Józefa Musioła, znanego na ziemi rybnickiej, a pochodzącego z Połomi prawnika, emerytowanego sędziego Sądu Najwyższego, dziennikarza, literata, działacza śląskiego. Mam nadzieję, że wszystkie plany uda mi się zrealizować... - podsumowuje Józek Cyrus.

Komentarze

Dodaj komentarz