20034613
20034613


Dla Czepczorów nie ma wakacji, wolnych niedziel, długich weekendów. W tym roku pierwszy raz od trzech lat dostali urlop. I to tylko za sprawą współpracującego z nimi Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Raciborzu, któremu udało się nakłonić pogotowie rodzinne w Wodzisławiu do przejęcia na ten okres obowiązków. Czepczorowie razem z dwójką swoich dziećmi i jedenastką podopiecznych spędzili dwa tygodnie w górach.Ale nie narzekają, bo dla nich pomoc drugiemu człowiekowi jest rzeczą oczywistą. Iwona od najmłodszych lat czuła potrzebę opiekowania się innymi. Zaczęło się od ćpającego kolegi w podstawówce. Najpierw go potępiała. Potem zorientowała się, że chłopak bierze narkotyki, by uciec od koszmaru rodzinnego domu – pijącego i bijącego go ojca, ciężko chorej matki. Iwona postanowiła wtedy pomagać dzieciom i młodzieży po przejściach. W efekcie skończyła resocjalizację i zawodowo zajęła się pomaganiem młodym ludziom. Jej mąż Krzysztof, góral z Beskidów, wychowywał się w wielodzietnej rodzinie. Codzienny gwar, drobne sprzeczki, ale też wzajemne wspieranie się były na porządku dziennym. Dla niego dom pełen dzieci nie jest niczym szczególnym. Trudno w tej sytuacji dziwić się Czepczorom mówiącym, że dla nich mieszkanie bez co najmniej dziesiątki maluchów jest puste.Czepczorowie mieszkają ze swoimi dziećmi i jedenastką podopiecznych na 95 m kw. Mają cztery pokoje z antresolą. Planują jeszcze zaadaptować strych. Wtedy zyskają kolejne 25 m kw. Mają zamiar urządzić tam pokoje dla niemowlaków. W tej chwili najmłodsze dzieci przebywają razem ze starszymi, co jest kłopotliwe dla tych drugich. Kilkuletnie dzieci dłużej się bawią, a przy tym hałasują. Z kolei maluchy wcześniej zasypiają. Jedni drugim więc przeszkadzają. Kłopot zniknie po zaadaptowaniu strychu. Trzeba ocieplić od środka dach, wybudować ściankę blokującą dotychczasowy właz na strych, potem połączyć poddasze z dużym pokojem. To wymaga wybicia dziury w stropie i budowy schodów. Teraz na strych wchodzi się stromą drabiną. Wszystkie te roboty są jednak bardzo kosztowne, a małżeństwo płaci za wszystko własnymi pieniędzmi. Pomoc finansową, owszem, dostają, ale tylko na utrzymanie dzieci: wyżywienie, ubrania, przybory szkolne. Dlatego też szukają wsparcia, gdzie tylko to możliwe. I udaje im się trafić na pomocną dłoń. W ubiegłym roku firma Classen ufundowała im drzwi wewnętrzne do pokoi, fundacja Orlen Dar Serca przekazała kuchenkę gazowo-elektryczną. Wicestarosta raciborski Adam Hajduk pomógł załatwić w firmie Oman nowe okna za połowę ceny. Pomagały firmy Budo-Zbyt i Bit. Bracia męża – dekarze z gór – naprawili dach. W tym roku jakoś nie udaje się rodzinie Czepczorów trafić na sponsorów.Dziecko trafia do pogotowia zwykle na rok i trzy miesiące. Tyle trwa procedura sądowa związana z uregulowaniem jego sytuacji prawnej, czyli przekazaniem go z powrotem do rodziców bądź do rodziny zastępczej lub domu dziecka. Czasem pobyt się wydłuża. Mała Danielka mieszkała trzy lata. Przez półtora roku rodzice w ogóle się nią nie interesowali, więc Czepczorowie rozpoczęli szukanie rodziny zastępczej. Znaleźli ją dopiero po półtora roku za Warszawą. Teraz szukają opiekunów dla dwuletniego Zbysia. Chłopczyk jest ich pupilkiem. Miał pecha do biologicznej mamy. Kobieta go głodziła. Sąd odebrał jej prawa rodzicielskie. Zbysiu, kiedy trafił do Czepczorów, miał ręce i nóżki chude jak patyki i brzuszek wydęty jak głodujące dzieci w Afryce. W pogotowiu rodzinnym fizycznie odżył, jednak nie wszystkie skutki złego odżywiania udało się wyeliminować. Psychicznie jest na poziomie ośmiomiesięcznego malucha. Nie mówi, nie potrafi chodzić.Każde nowe dziecko w pogotowiu czeka dokładne szorowanie, a jak trzeba – nawet odkażanie ciała z wszy lub innych pasożytów, np. świerzbu. Żegnają się ze swoimi, zwykle bardzo brudnymi i nieświeżymi ubraniami i zakładają nowe. Dla niektórych tak intensywna higiena osobista bywa zaskakująca. Potem przychodzi etap jedzenia na umór – jak to określa pani Iwona. Dzieci nieregularnie jedzące we własnym domu, albo wręcz głodzone, tutaj wcinają non stop. Wołają co pół godziny, że są znów głodne. Zwykle trwa to tydzień. W tym czasie opiekunowie obserwują zachowanie dzieci. Próbują ocenić, w jaki sposób cierpiały w swoich domach: czy stosowano wobec nich przemoc psychiczną, fizyczną, czy seksualną.– Jest to ważne. Kiedy udaje nam się zdiagnozować rodzaj przemocy, od razu interweniuję. Ostatnio miałam dziecko wykorzystywane seksualnie. Powiadomiłam powiatowe centrum pomocy rodzinie, policję, prokuraturę, sąd. Rozpoczyna się cała procedura kończona aktem oskarżenia wobec rodzica dziecka. Interwencje dają skutek.Do kłopotów z jedzeniem dochodzą zaległości w nauce. Dzieci często nie potrafią się uczyć. Trzeba wysłać je na badania do poradni psychologiczno-pedagogicznej celem określenia ich zaburzeń. Nie mówią o zadanej pracy domowej, dlatego pani Iwona dogadała się z nauczycielami, aby informowali ją o wszystkim. Najdłużej, choć nie jest to regułą, dzieci przekonują się do innych podopiecznych w pogotowiu, a także do Iwony i Krzysztofa. Opiekunowie są dla nich tylko kolejnymi dorosłymi, od których wcześniej doznały samych przykrości. Z czasem maluchy przekonują się, że nie wszyscy duzi są źli, a przeciwnie, że pokochają, utulą, ucałują na dobranoc.– Dzieci zwykle przywozi do nas policja. Kiedy są już umyte, uczesane, nakarmione, to mówią innym dzieciom: ja chcę stąd uciec, chcę do domu. Następnego dnia już pytają: co mam zrobić, żeby zostać u cioci. Słyszałam, jak jeden z chłopaków poradził, by w sądzie powiedzieć, że nie chce się wracać do domu.Rzeczywiście dzieci przyzwyczajają się i nie chcą odchodzić z pogotowia. Przeważnie płaczą, kiedy mają wrócić do swoich biologicznych rodziców. Albo przeciwnie – chcą mieszkać z rodzicami, ale boją się, że pijana mama lub tata znów będą je bić. Matki i ojcowie sami mają okazję przekonać swoje pociechy, że się poprawią. Pierwszym sygnałem jest zainteresowanie się dzieckiem, odwiedzenie go w mieszkaniu Czepczorów. Równocześnie należy odstawić alkohol i poddać się terapii odwykowej. Zdecydowali się na nią rodzice dwuletniego Piotrusia, przebywającego w pogotowiu z sześcioletnim bratem. Niewykluczone, że bracia w drugiej połowie listopada wrócą do swoich rodziców. Oby nie pojawili się z powrotem w pogotowiu, jak to bywało z innymi dziećmi. Ich powrót byłby podwójną porażką, bo oznaczałby, że rodzice nie zapanowali nad nałogiem, a bracia przeżyli dodatkowy stres.

Komentarze

Dodaj komentarz