Praca geodetw w terenie na pewno nie jest nudna, wciąż coś się dzieje / Dominik Gajda
Praca geodetw w terenie na pewno nie jest nudna, wciąż coś się dzieje / Dominik Gajda

Ciekawa, zabawna, ale czasem i niebezpieczna bywa praca geodety w terenie. Szczególnie wtedy, kiedy na drodze stoi groźny pies lub... rozzłoszczony gospodarz z widłami w ręku. Na szczęście takich przypadków jest niewiele. – Najbardziej emocjonujące jest wydzielanie działek z pola, które nie było odmierzane od jakichś stu lat. Ludzie trzymają w ręku pożółkłe papiery i nie pamiętają, gdzie dokładnie biegnie granica, więc są niemile zaskoczeni, jeśli się okazuje, że biegnie ona na przykład środkiem ich miedzy. Zdarza się wtedy, że nerwy im puszczają – wspomina emerytowany geodeta z powiatu wodzisławskiego. Jak mówi, raz czy dwa musiał nawet salwować się ucieczką przed właścicielami pola, których wyniki pomiaru tak rozzłościły, że byli bardzo bliscy rękoczynów.

 

Przybywa roboty

 

– Dzisiaj ogromnie śmieszy nas historia Pawlaka, któremu Kargul zaorał pola o trzy palce za daleko. Jednak w rzeczywistości tacy ludzie naprawdę istnieją i nie ma z nimi żartów – śmieje się doświadczony geodeta. Geodeci są coraz bardziej widoczni w terenie, ponieważ ze względu na postęp techniczny i wymogi administracyjne ludziom tego zawodu radykalnie przybywa pracy. Wytyczają lokalizację sieci i obiektów budowlanych, dokonują ich podwykonawczych inwentaryzacji, sporządzają mapy do celów projektowych, dokonują podziałów, wznawiają punkty graniczne. Z potrzebnym sprzętem (a są to m.in. nowoczesne przyrządy pomiarowe oparte o technologię satelitarną) ruszają na spotkanie z żywiołem ludzkim w terenie.

Jeden z rybnickich geodetów pracuje w swoim zawodzie już dwanaście lat. Z zapałem opowiada o swojej pracy. Przyznaje, że sytuacje przy dokonywaniu pomiarów bywają różne. Albo jest zgoda, albo skłóceni sąsiedzi. Czasem bywa zabawnie, czasem groźnie. – Pamiętam sytuację, kiedy młody chłopak zamówił u nas pomiar. Wraz z kolegą weszliśmy na działkę, zmierzyliśmy, aż tu nagle wybiegł teść klienta i zaczął nas wszystkich wyzywać. Potem zadzwonił po policję, a na końcu krzyczał tak, że pewnie słyszała go cała wieś – wspomina pan Tomasz. Pamięta też, jak w jednym z gospodarstw pies urwał się z łańcucha i go ugryzł.

Groźny pies

 

– Łańcuch był tak lichy, że wytrzymał dwa podbiegi zwierzęcia. Pies ugryzł mnie w rękę, na szczęście była to zimowa pora i byłem grubo ubrany. W porę na to, co się dzieje, zareagował też właściciel – dodaje Tomasz Smyrdek. Podobnie wypowiada się o swojej pracy Sławomir Dołżański z rybnickiej firmy Goedeci. W swoim zawodzie pracuje 18 lat. – W swojej pracy nie zmierzyłem się z widłami rolnika i mam nadzieję, że do takiego spotkania nigdy nie dojdzie. Odwagi wymagają raczej inne okoliczności: przede wszystkim praca na poboczach ruchliwych dróg. Zagrożeniem są także groźne psy biegające na swobodzie. Jakieś przykre zdarzenia występują rzadko, natomiast więcej jest incydentów zabawnych. Ludzie w większości przypadków przyjmują nas gościnnie – mówi Sławomir Dołżański.

Jeszcze inne doświadczenia ma Dariusz Jackowski prowadzący firmę Energeo Usługi Geodezyjno-Kartograficzne w Wodzisławiu. Pracuje w swoim zawodzie od pięciu lat. Wspomina, że w pierwszej firmie, w której był zatrudniony, zajmował się głównie pomiarem geodezyjno-wysokościowym, rozgraniczaniem i podziałem nieruchomości oraz sporządzaniem dokumentacji do celów prawnych. Ciekawiła go jednak praca na wielkich budowach. Aby zrealizować swoje marzenie, zatrudnił się w przedsiębiorstwie, które obsługiwało budowany odcinek autostrady A1 Świerklany – Granica Państwa oraz Bełk – Świerklany. Zajmował się pomiarem osnów geodezyjnych i ram mostowych, monitoringiem obiektów mostowych oraz korpusu drogowego.

 

Co do milimetra

 

– Na tej podstawie można z dokładnością jednego milimetra określić odkształcenia i przemieszczenia badanych obiektów – opowiada z pasją o swojej pracy. Niestety, na gigantycznej budowie autostrady łączącej południe z północą kraju nie wszystko szło gładko. – Najgorsza była niekompetencja pracowników wykonawcy, którzy pewnie dostawali stanowiska ze względu na jakieś koneksje. Nieraz dochodziło do sytuacji, że wymuszali swoją wizję na innych. Karygodne było też to, że koordynator co jakiś czas po prostu gubił dokumentację. Jakby tego było mało, to inwestor na moich oczach raz po raz wyrzucał kierowników poszczególnych odcinków albo odchodzili oni sami, bo po prostu nie mogli wytrzymać. No cóż, bywało nerwowo – wspomina swoje doświadczenia sprzed kilku lat.

Dodaje, że geodeci nieraz pracowali po godzinach, po czym ich wysiłki niweczyły niekompetentne osoby, które się na tym zupełnie nie znały. – Budowa odcinka A1 wzbudzała tyle emocji, że w końcu przyjechała telewizja i załapałem się nawet do głównego wydania Wiadomości – śmieje się pan Dariusz. Od kwietnia 2010 rozpoczął pracę przy budowie estakady WA458 w Gliwicach. Jest to jeden z najdłuższych obiektów mostowych w Polsce, który ma 1602 metry! Od lipca 2012 Dariusz Jackowski prowadzi własną działalność gospodarczą.

 

1602 metry długości będzie miała budowana estakada w Gliwicach. Takie obiekty to wyzwania nie tylko dla geodetów

 

Komentarze

Dodaj komentarz