Gwarków zabawy ucieszne


W ubiegłym roku zrezygnowano z piwnej karczmy ze względu na trwający strajk głodowy kilku górników z kopalni Chwałowice. Tegoroczną zorganizowało zakładowe koło Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Górnictwa – to właśnie głównie pracownicy tzw. dozoru górniczego tworzą zacne grono gwarków.To jedyna w roku okazja, by oderwać się od ciężkiej i odpowiedzialnej pracy, związanych z nią kłopotów i poczynań rządu zmierzających do drastycznego ograniczenia wydobycia polskiego węgla. Choć na dobrą sprawę to tylko zabawa, wszystko przebiega tu według uświęconego tradycją porządku i biada temu, kto odważyłby się go zakłócić.Po jednej stronie sali miejsce w ławach zajmują „kopidoły”, czyli pracownicy wydziałów wydobywczych, zaś naprzeciw „fachmani”, czyli mechanicy, ślusarze i elektrycy. Po części oficjalnej rozpoczyna się ostra rywalizacja obu ław. Konkurencje są iście nieolimpijskie, za to bardzo rozrywkowe, by wspomnieć tylko sztafetę piwną czy skręcanie śrub. Frontem do jednych i drugich zasiada wysokie prezydium, które tworzą najznamienitsi gwarkowie, czyli byli i obecni dyrektorzy czy naczelni inżynierowie kopalni. Tym razem najstarszą osobą w tym gremium był 84-letni Paweł Herok, przed laty główny inżynier BHP w nieistniejącej już niedobczyckiej kopalni Rymer.Prezydium sprawuje rządy absolutne. To ono decyduje, którego z gwarków spotka kara za wykroczenie naruszające regulamin górniczej biesiady i jak dotkliwy będzie mieć ona wymiar. Wykroczenia i „dobre uczynki” precyzyjnie określa swoisty zbiór przykazań: gwarek ma się dobrze bawić, zabawiać kompanów wicami, pić dużo piwa i tylko piwa, gdy pozwala na to „wysokie, a w sprawach piwnych nieomylne prezydium”. Prezydium warto schlebiać, bo to przekłada się na liczbę napełnianych piwem kufli, stąd najczęściej powtarzaną na karczmie przyśpiewką jest „Niech żyje nam prezydium...”. Ci zaś, co przykazania łamią, muszą się liczyć z karami. Maszerowanie po sali z cepem czy zakucie w dyby należą do tych najłagodniejszych; najsurowszą jest skazanie na picie piwa z pustego kufla. Zgodnie z tradycją biesiadne kufle mają co roku niepowtarzalny, pamiątkowy charakter. Stąd ich kolekcjonowanie należy do najpopularniejszego wśród górników hobby. Tegoroczne kufle będą szczególnie cenne, bo pojawiła się na nich inskrypcja mówiąca o 100-leciu kopalni.W Niedobczycach w roli prezesa wystąpił dyrektor Chwałowic Stanisław Konsek:– Prowadzę chwałowickie gwarki już po raz drugi. To wspaniała zabawa z ludźmi, z którymi na co dzień się pracuje. W tym roku nie ominęły nas tragedie i po kilku latach spokoju w czerwcu zdarzył się śmiertelny wypadek, w którym zginął jeden z naszych kolegów. To zmartwienie zostanie, będziemy o nim pamiętać. Nasza kopalnia nie musi się wstydzić swoich wyników, bo przez trzy kolejne miesiące osiągnęliśmy wynik dodatni (brutto). To nie jest jeszcze wielki zysk, ale dowód na to, że przy dobrej cenie węgla i pilnowaniu kosztów może ta kopalnia funkcjonować dobrze i bezpiecznie, a to wróży dla nas lepsze czasy.Najwięcej radości sprawiła gwarkom wizyta skarbnika, który, jak się okazało, nie otrzymał zaproszenia. – Ty już synku godosz jak Hausner – skwitował, gdy prezes prezydium próbował w dyplomatyczny sposób wytłumaczyć się z tego uchybienia. Wywodzącego się z kopalni Chwałowice posła Andrzeja Zająca przestrzegł przed rozpoczętym właśnie sezonem polowań, zaś byłemu dyrektorowi kopalni Andrzejowi Grzonce przypomniał przyśpiewkę „Grzonka się krząta, syneczek śpi...”.Skarbnik, w którego postać wcielił się Tadeusz Halamoda z przygrywającej gwarkom Hajer Kapeli, przyniósł ze sobą prezenty. Leszka Rusińskiego, szefa BHP, ochrzcił, najwyraźniej nie bez powodu, pierwszym na grubie paparazzim i podarował mu aparat fotograficzny pamiętający początki chwałowickiej kopalni. Naczelny inżynier Marek Budziński, który rzekomo chciał na gwarkowskich karczmach zaprowadzić nowe kulinarne zwyczaje, otrzymał golonko z kapustą i ziemniakami, zaś Janowi Sytemu, szefowi działu wentylacji, przypadła w udziale szklana kula, która ma mu pomóc w czuwaniu nad bezpieczeństwem pracujących na dole górników. Odchodząc, skarbnik pożegnał gwarków zwyczajowym „Szczęść Boże”.Najbardziej uroczysty moment na każdej barbórkowej karczmie to przyjmowanie do szlachetnego stanu dozoru górniczego tzw. lisów, czyli młodych adeptów sztuki górniczej. Po wypiciu kufla piwa, co niektórym, prawdopodobnie z powodu tremy, zajęło dość dużo czasu, sześciu młodzieńców mogło wreszcie skoczyć przez skórę i przyjąć z rąk prezesa mianowanie. Górniczą szpadą Stanisław Konsek pasował na gwarków: Grzegorza Sobika, Andrzeja Przeliorza, Zbigniewa Niezgódzkiego, Marcina Gatnara, Sebastiana Hetmana i Sławomira Zegarskiego.Zawziętą rywalizację ław ostatecznie, po dogrywce, wygrali „kopidoły”, ale „fachmany” już odgrażali się srogim, przyszłorocznym rewanżem. Zaszczytny tytuł „króla piwnego”, czyli najszybszego piwożłopa, zdobył Stanisław Wetzler z oddziału GRP III.– Jestem tu chyba jedynym gwarkiem, który był na wszystkich karczmach piwnych od samego początku. To jedna z naszych niewielu przyjemności. Patrzę ze zgrozą na to, co dziś dzieje się z górnictwem. Byłem ratownikiem, z kolegami gasiłem niejeden pożar. Zostawiliśmy w tych kopalniach kawałek naszego życia. Serce boli, gdy teraz patrzę, jak ktoś lekką ręką to likwiduje i zamyka. Dla górników i ich rodzin to prawdziwy dramat – powiedział nam 67-letni Franciszek Zniszczoł, który na Chwałowicach przepracował 33 lata.

Komentarze

Dodaj komentarz