Idę w dobrym kierunku


Mirosław Jacek Błaszczyk jest uczniem prof. Karola Stryi, ostatniego ucznia Grzegorza Fitelberga, a także inicjatora oraz organizatora konkursu jego imienia. Tym samym jest kontynuatorem wspaniałej tradycji dyrygenckiej i kunsztu, który uosabia postać Grzegorza Fitelberga. – Profesor Stryja niewiele o Fitelbergu mówił. Wspominał jedynie czasy, gdy jeszcze jako altowiolonista Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia obserwował pracę Fitelberga z tym zespołem. Opowiadał mi, że Fitelberg rewelacyjnie prowadził próby. Wszystko zostało podczas nich przekazane orkiestrze, do tego stopnia, że koncerty w wykonaniu Fitelberga były koncertami bez emocji, bez zaangażowania dyrygenta – opowiada Mirosław Jacek Błaszczyk. I dodaje, że prof. Stryja w próbach był podobny do Fitelberga. Nie przepuszczał ani jednej nutki. – Na koncertach był bardzo ekspresywnym dyrygentem. I mnie ta ekspresja też się udzieliła – opowiada...To jednak nie prof. Stryja namówił Mirosława Jacka Błaszczyka do startu w konkursie.– To była moja decyzja. Dość szalona. Miałem wówczas 32 lata, od dwóch lat byłem dyrektorem naczelnym i artystycznym w Filharmonii Białostockiej. Mogłem wszystko wygrać, ale mogłem absolutnie wszystko przegrać. Gdyby się zdarzyło, a tak mogło się stać, że odpadłbym w pierwszym etapie konkursu, to nie wiadomo, jak potoczyłaby się moja kariera. Zdawałem sobie z tego sprawę i rozmawiałem z prof. Stryją kilkakrotnie, pytając, czy mam startować, czy też nie. I profesor nigdy jednoznacznej odpowiedzi mi nie udzielił. Sam postawiłem wszystko na jedną kartę – opowiada Mirosław Jacek Błaszczyk.I udało się. Zajął czwarte miejsce, ale – jak powiedział „Nowinom” – nie był zadowolony z werdyktu. Dopiero dziś tak naprawdę wie, ile zawdzięcza temu konkursowi: dostał trzymiesięczne stypendium w Los Angeles ufundowane przez American Society for Polish Music, zaczął więcej koncertować w Polsce i Europie. To, że został laureatem tak prestiżowego konkursu, otworzyło mu drzwi do kariery.Mirosław Jacek Błaszczyk wspomina, że w czasie konkursu był jak w amoku. Dojeżdżał do Katowic z domu rodziców w Gliwicach. Gdy zadyrygował, natychmiast wychodził z filharmonii. – Dla mnie to nie było spotkanie przyjaciół, okazja do poznania się, dyskusji. Byłem strasznie zamknięty w sobie. Nie potrafiłem się odnaleźć – opowiada. I dlatego bardzo współczuje startującym w konkursie młodym dyrygentom, ale uważa, że choć kosztuje to rozpoczynającego karierę artystę mnóstwo nerwów, nie ma lepszej selekcji talentów.Mirosław Jacek Błaszczyk koncertował w USA, m.in. w tak prestiżowej sali koncertowej, jak Carnegie Hall, gdzie wraz z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Białostockiej został entuzjastycznie przyjęty zarówno przez publiczność, jak i nowojorską krytykę. Od 1999 roku jest głównym dyrygentem Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego w Porto w Portugalii. W kwietniu 2002 roku był dyrektorem artystycznym projektu „Korzenie w muzyce” i poprowadził Orkiestrę Symfoniczną Filharmonii Śląskiej na koncertach w Madrycie i Barcelonie w ramach Dni Kultury Polskiej – „Rok Polski w Hiszpanii”. W styczniu ubiegłego roku w ramach Festiwalu Muzyki Polskiej w Szanghaju poprowadził „2 Koncerty fortepianowe” Chopina z solistą Piotrem Palecznym, także wybitnym rybniczaninem. Często koncertuje w kraju, m.in. występował w Filharmonii Narodowej w Warszawie z Cappellą Bydgostiensis, a także za granicą. Współpracuje z Sinfonią Varsovią i Narodową Orkiestrą Symfoniczną w Katowicach, dokonując szeregu nagrań. Od 1998 roku jest dyrektorem artystycznym Filharmonii Śląskiej w Katowicach i co warto podkreślić – stale współpracuje z Filharmonią Rybnicką im. Braci Szafranków od momentu jej reaktywowania.Dopiero teraz rozumie, co Karol Stryja miał na myśli, mówiąc, że najlepszym dyrygentem jest się koło sześćdziesiątki. – Wtedy, gdy to profesor mówił, myślałem, że odnosi to do siebie, miał wówczas koło siedemdziesiątki. Dziś wiem, że to prawda. Kiedy człowiek dyryguje symfoniami Beethovena, Brahmsa, Czajkowskiego po raz 25., to dopiero wtedy rozumie, o co w tych utworach chodzi. Wtedy wie się, gdzie są kontrapunkty, gdzie jest główny temat, jak to zagrać, jakim dźwiękiem, smyczkiem, artykulacją. Mając dziś 44 lata, dopiero zaczynam rozumieć to, co dyryguję. Obym mając 60 lat, mógł powiedzieć sam sobie: jestem dobrym dyrygentem. Na razie mogę powiedzieć, że idę w dobrym kierunku – mówi Mirosław Jacek Błaszczyk.Na Konkurs im. Fitelberga wpłynęło 107 zgłoszeń. Wybrano 40 młodych dyrygentów z 27 krajów. Zwycięzcę poznamy 14 grudnia.

Komentarze

Dodaj komentarz