Marzena Erm ma dystans do siebie i do choroby. Zawsze była optymistką / Paweł Gąsior RMF FM
Marzena Erm ma dystans do siebie i do choroby. Zawsze była optymistką / Paweł Gąsior RMF FM

Teraz upijam się życiem, bo wiem, że ciało ma termin przydatności do spożycia – mówi 25-letnia Marzena Erm z Jastrzębia-Bzia. Trzeci rok walczy ze złośliwym nowotworem. I stara się spełniać swoje marzenia. Zawsze chciała napisać książkę, ale nie miała tematu. Temat pojawił się sam. Marzena ma już kilkanaście stron... – Oczywiście, moje marzenia musiałam przeszyć na miarę. Niektóre odłożyłam, bo wiem, że teraz ich nie zrealizuję. Przed chorobą jeździłam na festiwale, chciałam wysłuchać jak najwięcej koncertów moich ulubionych artystów, zobaczyć jak najwięcej filmów, poznać jak najwięcej ludzi. Teraz stawiam na jakość, a nie na ilość – mówi.

Jednocześnie walczy z czasem i z rakiem, zwłaszcza że teraz ma lepszy okres. Chłoniaka Hodgkina, którego ma w sobie, nie można wyciąć. Można go pokonać lekami. Marzena ma szansę na wyleczenie, ale musi przyjąć pięć dawek leku adcetris. – Od października lek ten w krajach Unii Europejskiej jest dopuszczony do obrotu. Niestety, jest bardzo drogi, a Polska nie kwapi się z refundacją, dla NFZ każdy miesiąc jest oszczędnością, a dla mnie i dla wielu innych ludzi może być za późno – mówi Marzena. Dlatego sama postanowiła działać. Na swoim blogu "RAKiJA, czyli jak upijam się życiem" opisuje przygodę z chłoniakiem jako niechciane małżeństwo, do którego została przymuszona, a z którego chce się wyplątać, rozwieść się.

Na popularnym Facebooku działa konto Misja RAKiJA, które założyły Katarzyna Ciszewska i Ewelina Olender. Marzena jeszcze ich nawet nie widziała! – Ewelina choruje na białaczkę. Zaoferowała mi swoją pomoc, choć sama jest w potrzebie. Codziennie poświęca swój cenny czas, aby wspierać mnie w walce – mówi Marzena. Jej znajomi i przyjaciele ze studiów (animacja społeczno-kulturalna na Uniwersytecie Śląskim w Cieszynie) też chcą pomóc. Ludzie z wydziału artystycznego przekazują obrazy, grafiki, rękodzieło. Na licytacje trafiają też ciekawe gadżety i pamiątki sportowe. – Kilka dni temu dostaliśmy koszulkę, w której Agata Mróz zagrała swój ostatni mecz. Ten niezwykły i symboliczny dar przekazała nam bliska jej osoba, która pragnęła pozostać anonimowa. Nawet ja nie wiem, kto to jest – mówi Marzena.

Największym hitem była aukcja kolegi ze studiów, Mateusza Morawca. "Moro", bo tak o nim mówią, wystawił na licytację... siebie. A konkretnie swoje towarzystwo na sobotę. Na imprezę taneczną, wyjście do kina, prasowanie koszul, zmywanie naczyń. Praktycznie wszystko, z wyjątkiem usług erotycznych i niezgodnych z prawem. Towarzystwo Mateusza kupiło radio RMF FM. Za 4050 złotych Mariusz poprowadził audycję radiową. – O tej akcji zrobiło się głośno, ludzie zaczęli pomagać – opowiada Marzena, która w czasie Dni Jastrzębia mówiła o swojej chorobie ze sceny i razem z wolontariuszami zbierała pieniądze.

28 czerwca w Bielsku-Białej robi "Rozwód z rakiem". – W kilku klubach odbywały się będą koncerty, artyści zrezygnowali z honorariów, będzie można wpłacić pieniądze do puszki – mówi Marzena. Zebrała już 80 tysięcy złotych, a potrzeba 200 tysięcy. Musi przyjąć pięć dawek leku, a ma na dwie. Najlepiej będzie, jak przyjmie lek w czasie remisji (uśpienia) choroby. – Choroba poszła sobie trzy miesiące temu. Nie wiadomo, kiedy wróci. Gdy znów zaatakuje, lek będzie mniej skuteczny – mówi Marzena. Przyjęcie odpowiedniej dawki w trakcie remisji daje dużą szansę na wyleczenie.

Jej walka rozpoczęła się w lutym 2011 roku. Marzena była wtedy na czwartym roku studiów. Potwornie swędziła ją skóra. Tak, że drapała się szpilkami. Po wypiciu odrobiny alkoholu drętwiała jej ręka. Kaszlała, gorączkowała. – Byłam spławiana rutinoscorbinem, na częste gorączki dostawałam paracetamol, a na swędzenie skóry jakiś psychotrop. Lekarze żartowali, że mam przestać pić. Nikt mi nie zrobił podstawowego badania krwi, rentgena płuc. Na szczęście mama kazała iść do jeszcze jednej pani doktor. Po prześwietleniu okazało się, że między płucami mam takie wielkie coś... Pani doktor powiedziała, że to może być ziarnica, co brzmiało dla mnie jak grzybica, czyli bardzo delikatnie. Potem usłyszałam, że gdybym przyszła trzy tygodnie później, byłoby bardzo źle – wspomina Marzena Erm.

"Przebiegła Złośnica znalazła dla siebie gniazdko tuż koło mojego serca i czując się źle w obecności tak potężnego organu, zapragnęła być równie wielka. Z czasem, kiedy niczego nieświadoma żywicielka próbowała walczyć z nią witaminą C, ta – w sprzyjających warunkach ciepła, pokarmu i bezpieczeństwa za klatką żeber – wzrosła do swojego wymarzonego rozmiaru S jak Serce i stała się równie wielka i pulsująca życiem. Niebawem zapragnęła mieć potomstwo i tak - wydawszy je na świat - rodzina Hodgkina zajęła całą mą klatkę piersiową. Od tej pory nie doskwiera mi samotność i choć ochoczo wypraszam sublokatorów z mojego ciała za wejście bez pukania, zaczęłam przyzwyczajać się do nich i powoli akceptować ich obecność" – pisze Marzena na swoim blogu.

200 tys. zł kosztują leki, które musi przyjąć Marzena. Na razie zebrała 80 tysięcy zł

Każdy może pomóc
Marzenie, wpłacając darowiznę na konto Fundacji Rak'n'Roll Wygraj Życie o numerze 93 1140 2017 0000 4402 1296 2443 z dopiskiem "Dla Marzeny Erm". A może macie jakieś wartościowe rzeczy, które chcielibyście przekazać na aukcję? Rękodzieło? Nową książkę, którą kupiliście, przeczytaliście, a teraz marnuje się na półce? Jeśli tak, piszcie na adres misja.rakija@gmail.com.

 

Komentarze

Dodaj komentarz