Błąd pedagoga czy zemsta uczniów?


Prokuratura Rejonowa w Rybniku zakończyła śledztwo i z końcem ubiegłego roku. skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Agacie B.– Postawiony zarzut jest zagrożony karą do trzech lat pozbawienia wolności – wyjaśnia Krzysztof Skiba, prokurator prowadzący sprawę.Zdarzenie, odnośnie którego toczyło się postępowanie prokuratorskie, miało miejsce ponad rok temu, w październiku 2002 roku. Sprawa ujrzała światło dzienne, kiedy w styczniu ubiegłego roku uczniowie, będący w posiadaniu marihuany, stanęli przed sądem rodzinnym. – Postępowanie przeciwko nauczycielce zostało wszczęte w połowie ubiegłego roku, gdyż wtedy do prokuratury wpłynęło zawiadomienie z sądu rodzinnego o zdarzeniu – informuje prokurator.Prokuratura zastosowała artykuły 18 i 231 kodeksu karnego. Pierwszy z nich traktuje, iż „Odpowiada za podżeganie, kto chcąc, aby inna osoba dokonała czynu zabronionego, nakłania ją do tego”. Drugi zaś, że „Funkcjonariusz publiczny, który przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.Skąd zarzut o podżeganie? Ano stąd, że będąca wychowawczynią w liceum ogólnokształcącym Agata B. zaplanowała przeprowadzenie w klasach pogadanki na temat narkomanii. Przed feralną lekcją poprosiła uczniów o przyniesienie jakichś pomocy dydaktycznych. – Chodziło o broszury, ulotki bądź artykuły. Absolutnie nie pozwoliłam na przynoszenie narkotyków – tłumaczy kobieta.W tym miejscu rodzi się pytanie o interpretację jej prośby. Zdaniem uczniów, którzy stanęli w obronie nauczycielki, ci, którzy przynieśli narkotyki, zrobili to dla wygłupu.Jednak trójka licealistów uparcie twierdzi, że mimo iż wychowawczyni nie powiedziała tego wprost, dała cichą zgodę na przyniesienie narkotyków.– W trakcie dochodzenia jeden z uczniów, który przyniósł narkotyk na lekcję, wyjaśnił, w jaki sposób wszedł w jego posiadanie. Pani, prosząc uczniów o przyniesienie na lekcję pomocy, zgodziła się tym samym także na przyniesienie narkotyków. Tak wynika z wypowiedzi uczniów – tłumaczy prokurator Skiba.Uczniowie przyznali się, że przynieśli narkotyki. Przedstawili również okoliczności, w jakich weszli w ich posiadanie. Załatwienia „pomocy dydaktycznych” podjął się Adrian K. poprzez jedną z koleżanek, której chłopak wiedział, u kogo można kupić działkę. Tym sposobem marihuana trafiła na lekcję. Za takie zaangażowanie sąd rodzinny prawomocnym orzeczeniem wyznaczył im kuratora, uznając ich zachowanie za demoralizujące i naganne.Prokuratura oskarżenie nauczycielki opiera na zeznaniach owej trójki. Czy jednak faktycznie przyniesioną przez licealistów pomocą dydaktyczną była trawka? I tu nasuwają się wątpliwości, bo jedyny dowód przestępstwa, czyli nieszczęsny woreczek z marihuaną, znikł. Prokurator Krzysztof Skiba cierpliwie tłumaczy procedury, broniąc litery prawa: – Nauczycielce został postawiony zarzut o podżeganie do przestępstwa oraz niedopełnienia obowiązków służbowych, ponieważ nie powiadomiła o tym fakcie policji. Nie jest to ze strony prokuratury żadna nagonka na nią, gdyż taka jest procedura prawna. Nawet gdy nie ma dowodów, jak w tym przypadku, gdzie matka jednego z uczniów wyrzuciła narkotyk, jest prowadzone postępowanie.Agata B. nie przyznaje się do zarzucanych jej czynów i utrzymuje, że jest niewinna. Tę linię obrony podważa prokuratura. – Obrona zastosowana przez nauczycielkę kłóci się z dowodami i jest wewnętrznie sprzeczna. Pani twierdzi, że był jakiś susz, ale myślała, że uczniowie robią sobie żarty, więc po powąchaniu i pokazaniu go klasie oddała woreczek licealiście. Z drugiej strony wyjaśniła, że zawiadomiła o zdarzeniu dyrektora, a ten telefonicznie policję – uzasadnia swoje wątpliwości Krzysztof Skiba. Wyjaśnia również, że policja nie potwierdziła tego zgłoszenia, nie ma również żadnego śladu w billingach telefonicznych. Poważny problem wystąpił w momencie, kiedy przyszło ustalić konkretną datę pechowej lekcji. Ostatecznie do dzisiaj żadna ze stron nie potrafi określić dokładnej daty. Całe narkotykowe zamieszanie komentują koledzy jednego z zeznających przeciwko wychowawczyni licealistów. – Zalazła mu za skórę i postanowił jej odpłacić. No i udało się. To nic innego jak zemsta.Sprawy nie chce komentować dyrektor szkoły Wiesław Janiszewski: – Powstrzymam się od ocen do momentu definitywnego wyjaśnienia sprawy przez sąd. Faktem jest, że nauczycielka popełniła błąd, bo woreczek miała zatrzymać, nawet gdyby okazało się, że była w nim tylko zwykła herbata.Jakie zakończenie będzie miała niefortunna lekcja wychowawcza? O tym zawyrokuje sąd. Sytuacja jednak zrobiła się bardzo nieprzyjemna. W tej chwili toczy się kolejne postępowanie, tym razem w stosunku do dyrektora szkoły. A zarzut, jaki został sprecyzowany, do lekkich nie należy. Prokuratura oskarża go o składanie fałszywych zeznań. Czy naprawdę sprawa musiała urosnąć do takiego formatu i zszargać nerwy, a nade wszystko reputację pedagogów?– Mając na uwadze całokształt okoliczności, które zaistniały w tej sprawie, nie będziemy wnosić o zastosowanie wobec nauczycielki bardzo surowej kary. Warto też dodać, że gdyby oskarżona zgłosiła się do nas i przyznała do błędu, wyraziła chęć współpracy i wyjaśnienia sprawy, zachodziłyby przesłanki uzasadniające wystąpienie do sądu o warunkowe umorzenie sprawy – zapewnia rybnicki prokurator.

Komentarze

Dodaj komentarz