Każde pole to przynajmniej jedna praca / Dominik Gajda
Każde pole to przynajmniej jedna praca / Dominik Gajda

Franciszek Nieć, artysta plastyk z Rydułtów, zrobił doktorat z przedstawiania... pól bitewnych! – Od wielu lat jeżdżę po całej Europie i odwiedzam te miejsca, docieram do takich, o których nawet mieszkańcy nie wiedzą – opowiada Franciszek Nieć. W ciągu ośmiu lat stworzył około 200 prac w formacie 70 na 35 centymetrów. Tworzą one cykle, składające się na mapy pól bitwy widzianych z lotu ptaka. Nie ma tam ludzi, raczej okaleczona ziemia. Widzi je dopiero w czasie wystaw, bo pracownię ma za małą...
Szuka takich miejsc w literaturze, namierza je dzięki satelicie Google. – Jeżdżę bez GPS-a, zapamiętuję, mam mapy, jakoś je odnajduję. Jeszcze nie zdarzyło się, bym nie trafił. Czasem błądzę, ale to też jest przygoda – mówi. Na miejscu konfrontuje fakty z literatury z rzeczywistością. Zwykle jest wiele nieścisłości. Na przykład historycy piszą o zdobywaniu wzgórz nad Sommą. – Ja bym tego wzgórzami nie nazwał. To łagodnie wznoszący się teren, może 30 metrów nad poziomem morza... – mówi Franciszek Nieć. Przekłamany jest też, jego zdaniem, opis bitwy pod Gallipoli. – Pisze się o piaszczystych plażach, a tam są kamieniste – mówi rydułtowianin. Bywają inne nieścisłości. Ale to nie jest dla niego najważniejsze. – Dla mnie największą przygodą jest odnajdywanie tych miejsc i przekładanie ich na język graficzny – mówi.
Odwiedził już większość pól walki w Europie, w ulubionych był po kilka razy. Zjeździł całe Bałkany z fortyfikacjami z wojny w 1993 roku. – Nie byłem w Hiszpanii i Portugalii, bo tam nie było działań wojennych – opowiada. Jeśli tylko jest jakiś długi weekend, wsiada do samochodu i wyjeżdża. Pokonuje dwa tysiące kilometrów tylko po to, by zobaczyć jeden bunkier na Linii Maginota. – Zwykle to również miejsca atrakcyjne turystycznie, spotyka się tam całkiem sporo podobnych fanatyków, dużo Czechów na przykład – mówi Franciszek Nieć. Z czego może wynikać ich zamiłowanie do takich miejsc? – Za miedzą mamy jedną z ciekawszych linii fortyfikacyjnych, Linię Benesza, która ciągnie się już od Ostrawy aż po Nahod. Na tej linii jest około 25 tysięcy obiektów betonowych. – Około tysiąca już mam zwiedzonych – mówi Franciszek Nieć.
Pola bitwy są specyficzne. Jest tam na przykład inna cisza. – Czuje się obecność tych poległych ludzi, zawsze przechodzą mnie ciarki – mówi rydułtowianin. Często jeździ po świecie ze swoją partnerką. – Ania już świetnie czyta teren, już rozpoznaje okop od rowu przeciwpożarowego. Poza tym świetnie mówi po angielsku, co nam ułatwia komunikowanie się – mówi Franciszek Nieć. Śpią pod gołym niebem albo w samochodzie. Tylko na Bałkanach lepiej wybrać jakiś hotel. Kiedyś starał się szukać artefaktów z pola bitwy. Prawo w poszczególnych krajach jest jednak różne, są miejsca, gdzie nie można korzystać z wykrywacza metali. Zaprzestał więc szukania takich pamiątek, żeby z powodu jednej łuski nie narobić sobie kłopotów.
Wie jednak, że można natrafić na różne rzeczy. – Zwiedzając twierdzę przemyską, byłem na kopcu tatarskim i znalazłem pocisk! – wspomina. Z plaż tureckich przywiózł kawałek drutu kolczastego. – To dla mnie relikwie z pola walki. Dla innych prawdziwy biznes, na przykład na plażach Normandii. Ale też mnóstwo jest podróbek, miejscowi sprzedają np. Amerykanom łuski niby z mausera, a to współczesna amunicja – opowiada Franciszek Nieć.
Mieszka w starym domu, miejsce do życia urządzone bardzo ascetycznie. Surowe ściany, blat służący za kuchnię, półka na książki... W zasadzie tylko tyle. Impulsem do zajęcia się historią dla pana Franciszka byli... fatalni nauczyciele tego przedmiotu w podstawówce. Nie był w wojsku, bo z przekonania jest pacyfistą. Chodzi w moro tylko dlatego, że to strój praktyczny. Jako artysta ciągle jest umazany, taki militarny strój chociaż trochę to maskuje. – Kiedy otwarły się granice, a ja zarobiłem na pierwszy samochód, pomyślałem, że nie będę siedział w domu, tylko zwiedzał te wszystkie miejsca. Wcześniej jeździłem do nich na rowerze, więc nie miałem takich możliwości – wspomina.
Urodził się i mieszka w Rydułtowach. Od dziecka chodził na zajęcia plastyczne. Trzy razy startował na ASP, aż wreszcie w 1989 roku uzyskał dyplom. Od lat 90. związany jest z rydułtowskim ogniskiem plastycznym, od 2004 roku jest jego dyrektorem (przedkładającym, jak mówi, kontakt ze słuchaczami nad siedzenie w gabinecie), wykłada rysunek i grafikę w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Raciborzu. Tytuł jego habilitacji brzmi "Międzypola". Środowisko naukowe zdziwiło się, że mogą go inspirować pola bitwy. Raciborska uczelnia przyjęła jego habilitację z zadowoleniem. – Myśli nawet o rozwoju – mówi Franciszek Nieć.

200 prac przedstawiających pola bitewne stworzył Franciszek Nieć w ciągu ośmiu lat. Każda jest w formacie 70 na 35 cm. Tworzą one cykle, składające się na mapy pól widzianych z lotu ptaka

 

Komentarze

Dodaj komentarz