Utopek z działek w kresce autorki / Elżbieta Grymel
Utopek z działek w kresce autorki / Elżbieta Grymel

Na ogół uważa się, że utopki pokazywały się ludziom tylko w zamierzchłych czasach, ale jednego z nich widywano w żorskim ogrodzie działkowym jeszcze w na przełomie lat 50. i 60. ubiegłego wieku. Moi dziadkowie ze strony mamy zamieszkali w Żorach na początku lat dwudziestych. Oboje pochodzili z okolicy, a do miasta przybyli za pracą. Ich największym marzeniem było posiadanie małego kawałka ziemi. Niedługo potem władze miasta postanowiły oddać w dzierżawę nieużytki w pobliżu miejskiego gimnazjum. W ten sposób dziadkowie dostali kawałek bagienka przeciętego przez środek niezbyt głęboką przykopą, zawsze pełną wody. Trzeba było ponad trzydziestu lat pracy, zanim owo bajorko zmieniło się w najpiękniejszy ogród na świecie, który ja pamiętam z wczesnego dzieciństwa.
Kiedy do ogrodu działkowego doprowadzono wodociąg, pojawił się w nim utopek. Ludzie widywali go, jak wysiadywał na betonowych kręgach zbiorników na wodę. Czasem wyczyniał jakieś dziwne sztuczki i usiłował zwabiać do siebie małe dzieci. Coś musiało być na rzeczy, ponieważ ja sama lubiłam się taplać w takim zbiorniku, który znajdował się w pobliżu naszej działki, a kiedyś przechyliłam się zbyt mocno i do niego wpadłam. Na szczęście akurat nie było w nim wody! Pewnego dnia rozeszła się wieść, że w południe po ogrodzie biega wielka, czarna świnia! Zarząd działek postanowił to sprawdzić. Okazało się, że żaden z użytkowników ziemi nie hoduje takiego zwierzęcia, jednak świnia pojawiała się nadal. Kiedyś starzyk Kocynda stwierdził, że widział, jak zwierzę biegnące główną alejką rozpłynęło się nagle w powietrzu, gdy w kościele zabiły dzwony na Anioł Pański!
Wtedy wszyscy pukali się w głowę i radzili dziadkowi mniej pić, bo miał słabość do mocniejszych trunków. Z czasem podobnych relacji było jednak coraz więcej i użytkownicy działek starali się nie przebywać w ogrodzie w południe. Podobnie myślała też moja babcia, ale kiedyś około południa musiała pójść na działkę, bo potrzebowała jarzyn do przygotowania obiadu. Raz-dwa się uwinęła i szybkim krokiem skierowała do głównego wyjścia. Po drodze spotkała starkę Hazelnuskę idącą w tym samym kierunku. Obie były zdenerwowane. Dochodziło przecież południe, więc chciały jak najszybciej znaleźć się za bramą ogrodu i pewnie by im to się udało, ale przy ostatniej działce stała jej właścicielka, sympatyczna, choć ogromnie gadatliwa kobieta.
Zatrzymała obie starki tylko na chwilę, która szybko zmieniła się w kwadransik! W pewnym momencie wszystkie trzy zauważyły, że środkiem alejki truchta wielgachna, czarna świnia. Zwierzę spokojnie minęło przerażone kobiety i skręciło prosto do ogródka gadatliwej sąsiadki, a potem na ich oczach zniknęło w zagonie kapusty, zupełnie jakby się rozpłynęło! Pierwsza z osłupienia ocknęła się starka Hazelnuska i zaczęła głośno odmawiać modlitwę Anioł Pański, bo do jej uszu dotarł dźwięk dzwonów. Podobna sytuacja powtórzyła się podobno jeszcze kilka razy, ale w końcu świnia przestała się pokazywać. Dopiero kilka lat później starka Hazelnuska przyznała, że w tym samym czasie zamówiła mszę "w pewnej intencji.", bo pomyślała sobie, że postać świni mogła przybrać jakaś potępiona dusza albo utopek. A wy, drodzy Czytelnicy? Co o tym sądzicie?

3

Komentarze

  • Elżbieta Grymel - Grymlino Pozdrowienia i życzenia noworoczne 31 grudnia 2013 12:14Pozdrawiam serdecznie naszych internetowych czytelników z Niemiec, Wielkiej Brytanii i Szwecji, którzy kontaktują się ze mną na Facebooku lub "naszej klasie" Dosiego roku!
  • Grymlino Pani Elisabeth 31 grudnia 2013 12:08Dziękuję pięknie za komentarz, widzę, że śląskie utopce mają swoich wielbicieli, także za granicami naszego kraju!
  • Elisabeth utoplec- 30 grudnia 2013 22:41no.to jednak-cos w tym jest-ciekawa jestem ,gdzie te utopce sa dziesiaj? pozdrawiam i czekam na dalsze-utopce

Dodaj komentarz