Nowa Wieś, maleńka wioska w gminie Lyski. Liczy około 380 mieszkańcw. Wszyscy się tu znają... / Adrian Karpeta
Nowa Wieś, maleńka wioska w gminie Lyski. Liczy około 380 mieszkańcw. Wszyscy się tu znają... / Adrian Karpeta

22 czerwca 2011 roku zmieniło się życie Mateusza N. i jego bliskich, rodziny państwa Anny i Brunona oraz całej Nowej Wsi, malutkiej wioski w gminie Lyski. To właśnie tego dnia 20-letni Mateusz N., miły, grzeczny, uczynny chłopak brutalnie zamordował swoich sąsiadów. A chciał od nich tylko pożyczyć pieniądze... W zeszłym tygodniu sąd skazał go na karę 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo na tle rabunkowym. Na wolność będzie mógł wyjść najwcześniej po odsiedzeniu 20 lat. Na poczet kary zaliczono mu już jednak blisko trzyletnią odsiadkę, o warunkowe zwolnienie będzie mógł się więc starać już za 17 lat! Mieszkańcy są tym wstrząśnięci.– To ma być wyrok? To kpina! Za kilkanaście lat wyjdzie i wróci do nas – mówili po wyjściu z sali rozpraw.

Czym popadnie

Mateusz studiował socjologię, miał marzenia związane z muzyką, którą kochał. Potrzebował pieniędzy m.in. na perkusję, którą zamówił jeszcze w grudniu. Nie miał czym za nią zapłacić. Jak ustaliła prokuratura, miał też wiele długów. Planował zorganizować trasę koncertową, chciał wypłacić zespołom zaliczki na poczet przyszłych koncertów. Mieszkał w sąsiedztwie Anny i Brunona, starszego małżeństwa. Doskonale orientował się w ich rozkładzie dnia... Zapukał do nich nad ranem, między godziną 3 a 5. O tej porze wstawali. Najprawdopodobniej widział, że w ich oknach pali się światło, że już są na nogach. Wpuścili go do środka. Lubili chłopaka, jego rodzinę, znali Mateusza od dziecka.

Chłopak opowiedział im o swoich problemach finansowych. Starsi ludzie początkowo chcieli pożyczyć mu te pieniądze, później jednak coś się zmieniło. Doszło do kłótni, wzajemnego obrażania się. Mateusz nie mógł tego znieść. Ta sytuacja wywołała u niego niechęć, bunt, agresję. Tak to brzmi w aktach śledztwa. A jak to wyglądało w rzeczywistości? Zdaniem prokuratury i sądu, Annę P. walił maszynką do mielenia mięsa. Brunona P., który chciał ratować żonę, zaatakował młotkiem i metalową chochlą. Bił tak mocno, że złamał trzonek młotka! Według śledczych, użył też noża. Starsze małżeństwo zmarło w wyniku odniesionych ran.

Odkryła matka

Gdy było po wszystkim, zabrał pieniądze, 24 tys. 670 złotych i 1000 euro. Rozrzucił jeszcze jakieś papiery, dokumenty i wyszedł z domu sąsiadów. Jak gdyby nigdy nic wrócił do domu. Był dobrym synem, pomagał matce. I tylko jakoś lepiej zaczęło mu się wieść. Zapłacił 11 tys. 940 zł za perkusję, wpłacił 1500 zł zaliczki na kolejny sprzęt. Wypłacił zespołom po 500 euro na poczet występów. Oddawał też długi, sam nawet zaczął udzielać pożyczek. Kupił też dobry, drogi ekspres do kawy...

Zbrodnię odkryła mama Mateusza, która postanowiła sprawdzić, co dzieje się ze starszymi sąsiadami. Mateusz spokojnie przyglądał się pracy policji. Przyparty do muru, przyznał się do wszystkiego. Uczestniczył w wizji lokalnej, współpracował z policją i prokuraturą. Na przełomie sierpnia i września coś się zmieniło. Mateusz zaczął twierdzić, że ktoś go siłą zawlókł na miejsce zbrodni, że kazał mu zostawiać odciski palców, że groził, że coś stanie się jego bliskim. Wskazywał z imienia i nazwiska osoby, które miały mieć związek z tą zbrodnią!

Okoliczność łagodząca

Było też wytłumaczenie nagłego przypływu gotówki u Mateusza. Chłopak miał zarobić te pieniądze, potem zgubić i wreszcie cudownie odnaleźć w szopie! Chłopak, zdaniem sądu, próbował manipulować otoczeniem. Zarówno więźniami, jak i najbliższymi, matką i całą rodziną. W grypsach miał pisać, kto i co ma mówić. Sąd uznał, że matka ma prawo stać murem za swoim synem, robić wszystko, żeby go ratować.

Prokuratura wnioskowała o dożywocie. – Dożywocie to kara ostateczna, eliminacyjna. W przypadku Mateusza N. nie ma takiej potrzeby. Szukaliśmy okoliczności łagodzących, o które było trudno, ale dostrzegliśmy dwie. Po pierwsze na początku przyznał się do winy. Drugą okolicznością jest bardzo młody wiek i jego nieprawidłowa osobowość. Nie jest psychopatą, schizofrenikiem. Terapia w warunkach izolacji więziennej może przywrócić go do społeczeństwa – mówiła sędzia Aleksandra Odoj-Jarek, uzasadniając wyrok.

Bez cienia skruchy

Sąd obalił tezę o morderstwie ze szczególnym okrucieństwem. Ta kategoria "zarezerwowana" jest dla czynów, którym towarzyszy znęcanie się psychiczne, zadawanie długotrwałego cierpienia, nadmierne dręczenie ofiar ponad to, potrzebne do zabicia. A Mateusz działał nagle, nie zaplanował tego, bił szybko... I ze stoickim spokojem wysłuchał wyroku i jego uzasadnienia. Coś notował, szeptał do obrońcy. Na żadnym etapie postępowania nie wyraził nawet cienia skruchy. Co więcej, później wypierał się wszystkiego. – Manipulował wszystkimi, robi to do dziś – mówiła pani sędzia.

Do sądu przyszło wielu mieszkańców Nowej Wsi. – To skandal, nie wyrok. On jest na tyle bezczelny, że wróci do nas – mówili wzburzeni po opuszczeniu sali rozpraw. Z wyroku nie jest zadowolony Andrzej Pytlik, krewny zamordowanych, jeden z dwóch oskarżycieli posiłkowych, dla którego Brunon P. był wujkiem. – Sprawca za dwa morderstwa dostał 20 lat, blisko trzy już odsiedział. Powinien być skazany na dożywocie – mówił nam pan Andrzej.

Więzień z szacunkiem

Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura nie wyklucza odwołania. – Sąd w całości podtrzymał ustalenia śledztwa. Zwrócimy się o uzasadnienie, żeby poznać motywy sądu i zastanowimy się, czy będziemy apelowali – mówił nam Jarosław Łazarczyk, zastępca prokuratora rejonowego w Rybniku.

W więzieniu jest traktowany z... szacunkiem. Jak niemal każdy z takim wyrokiem. Współosadzeni się go boją. W zakładzie karnym ma ksywę Wnuczek, mówią też na niego Szatan. Już wcześniej go tak nazywano. Raz, że ma kruczoczarne włosy, dwa – podobno jakby rogi na czole...

17 lat – już po takim czasie Mateusz N. będzie mógł ubiegać się o warunkowe zwolnienie, jeśli wyrok się uprawomocni. Sprawca będzie miał wtedy niespełna 41 lat

 

Komentarze

Dodaj komentarz