Ogniste pomietło w kresce autorki / Elżbieta Grymel
Ogniste pomietło w kresce autorki / Elżbieta Grymel

 

Czy ognisty demon istnieje naprawdę, czy jest jedynie wytworem wyobraźni, będącej efektem pojawiania się piorunów kulistych? Oto jest pytanie, na które być może nigdy nie poznamy odpowiedzi.


 
Latać jak pomietło!Zapewne słyszeliście już takie określenie, a oznacza ono, że ktoś szybko i nerwowo biega! Ogniste pomietło było rodzajem demona, który pojawiał się w pobliżu domostw, czasem w ich wnętrzu i prawie zawsze zwiastował nadchodzące nieszczęście lub pożar, jak to miało miejsce wiele lat temu w baranowickim dworze. Kilka miesięcy po pojawieniu się pomietła spaliła się część zabudowań gospodarczych. Pożar powstał od uderzenia pioruna. Demon ten przyjmował postać ognistej kuli lub ognistego ogona, z którego sypały się iskry. Pojawiał się i momentalnie znikał, tak że postronni obserwatorzy mieli wrażenie, że to wszystko mogło im się tylko wydawać!
Oczywiście wielu ludzi powątpiewa w to, czy istnienie takiego straszydła jest w ogóle możliwe. Te osoby chciałabym zapytać, czy znają takie zjawisko atmosferyczne jak piorun kulisty, który wyglądem i zachowaniem przypomina właśnie owo pomietło. Większość zapewne o nim słyszała, ale niewielu go widziało, niewątpliwie są też tacy, którzy w ogóle nie wierzą w jego istnienie. Po przeczytaniu przytoczonych tu historyjek być może jednak zmienią zdanie. Dla podkreślenia, że pomietło pojawiało się wcale nie tylko w bardzo odległych czasach, przytaczam tu dwie historyjki pochodzące z końca minionego wieku, czyli sprzed nieco ponad 20 lat, a to wcale nie tak dawno.
Działo się to na początku lat 90. Pogoda była wtedy wspaniała, niebo czyściusieńkie, lazur bez jednej chmurki. Rodzina mojej znajomej siedziała w salonie na parterze domu, a w pokoju na piętrze spała jej półtoraroczna wnuczka. Z powodu upału domownicy otwarli okno w kuchni i rozsuwane drzwi prowadzące na taras, dlatego w pomieszczeniu panował przyjemny chłodek. W pewnym momencie coś nagle rozbłysło pod sufitem salonu – okazało się, że była to ognista kula sypiąca iskrami, która pędziła wzdłuż instalacji elektrycznej, zostawiając za sobą na ścianie czarny ślad. Kilkakrotnie okrążyła pomieszczenie, a potem wypadła przez otwarte drzwi balkonowe, pozostawiając po sobie charakterystyczny zapach jakby spalenizny. Przerażeni rodzice pobiegli od razu na górę do pokoju swojej córeczki. Wykładzina podłogowa była tam prawie całkowicie stopiona, a nogi łóżeczka zwęglone, ale dziecko spało nadal spokojnie, jakby nic się nie stało.
W celu przekonania najbardziej zagorzałych niedowiarków, że takie rzeczy mogą jednak się zdarzać, przytoczę jeszcze jedno takie wydarzenie. Nadmienię, że sama byłam jego świadkiem, choć było ono zdecydowanie mniej widowiskowe niż tamto, które opisałam powyżej. Był chłodny jesienny ranek, ale najwyraźniej zbierało się na burzę, bo w oddali słychać było pomruki grzmotów. Tego dnia nasi synowie wyjątkowo długo marudzili przy wstawaniu z łóżek, więc poszłam do ich pokoju, żeby przypomnieć, że już pora szykować się do szkoły! Wtedy z jednego kontaktu elektrycznego wyskoczyła ognista kulka wielkości małej, dziecięcej piłki i sypiąc iskrami, przeskoczyła przez całą szerokość pokoju (około czterech metrów), a potem zniknęła w kontakcie elektrycznym po przeciwnej stronie. Wszystko to trwało tylko okamgnienie, ale specyficzny zapach ozonu pozostał w pomieszczeniu jeszcze przez kilka godzin.
Drodzy Czytelnicy, czy wy też spotkaliście się z tym zjawiskiem? Jeśli tak, podzielcie się wspomnieniami!
 

Komentarze

Dodaj komentarz