20041306
20041306


– Rzeczywiście polder Buków był przewidziany jako pierwszy etap budowy zbiornika Racibórz Dolny, ale sam również pełni funkcje przeciwpowodziowe, stąd jest jak najbardziej potrzebny – mówi Józef Klepacz, emerytowany zastępca dyrektora ds. inwestycji w Regionalnym Zarządzie Gospodarki Wodnej w Gliwicach, obecnie zatrudniony jako specjalista ds. hydrotechniki.Polder Buków był budowany dwanaście lat. Tylko że przez pierwszych osiem lat inwestycja ślimaczyła się. Wykonano niespełna jedną trzecią zadań. Dopiero powódź z 1997 r. uzmysłowiła decydentom potrzebę szybkiego kończenia robót. Jeszcze w grudniu 1997 r. rząd załatwił kredyt w Europejskim Banku Inwestycyjnym, dzięki czemu polder Buków zaczął pełnić funkcje ochronne już w 2000 r., choć oddany do użytku został jesienią dwa lata później. Kosztował 172 mln zł. Już wtedy było wiadomo, że jego znaczenie w ochronie przeciwpowodziowej gmin nadodrzańskich jest połowiczne. W 1997 r. fala kulminacyjna przekraczała 3 tys. m sześć./s i była dwukrotnie wyższa od możliwej do zatrzymania między wałami przeciwpowodziowymi. Według prognoz polder Buków byłby w stanie zmniejszyć tę falę tylko o 0,4 m. Pełną redukcję zapewniłby jedynie razem ze zbiornikiem Racibórz Dolny.Zresztą polder Buków nie jest jedyną inwestycją zabezpieczającą przed powodzią wykonaną po 1997 r. Józef Klepacz wylicza tu modernizację kanałów ulgi w Raciborzu, Kędzierzynie-Koźlu, Brzegu i Opolu, rozbudowę wałów przeciwpowodziowych. Te wszystkie inwestycje kosztowały około 500 mln zł, czyli nieco mniej, niż wynosi orientacyjna wartość zbiornika Racibórz Dolny.Nie należy rezygnować z budowy tego zbiornika. Tylko że teraz oprócz oporu mieszkańców Nieboczów inwestor, którym jest RZGW, będzie jeszcze musiał pokonać niechęć władz państwowych. Choć wszyscy, począwszy od hydrologów, samorządowców, po rząd, podkreślają, że zbiornik ma decydujące znaczenie dla zabezpieczenia przeciwpowodziowego obszarów nadodrzańskich aż po Wrocław, to nikt nie zdobył się na męską decyzję. Wojewoda śląski Lechosław Jarzębski oświadczył bowiem, że nie ma zamiaru skorzystać z ustawowych uprawnień o przymusowym wywłaszczeniu mieszkańców Nieboczów, niegodzących się na dobrowolne przesiedlenie. A likwidacja Nieboczów i Ligoty Tworkowskiej jest konieczna do wybudowania zbiornika według wariantu podstawowego, czyli zdaniem ekspertów dającego najlepsze zabezpieczenie przed powodzią. Decyzja byłaby niepopularna. Pytanie tylko, czy decydenci mają rządzić, w tym podejmować ciężkie decyzje, czy też uciekać od nich za cenę spokoju społecznego. Wojewoda chciał skłonić mieszkańców Nieboczów do zmiany decyzji, posiłkując się groźbą o przepadku unijnej dotacji w wysokości ponad 500 mln zł na realizację inwestycji w razie ich notorycznego sprzeciwu. Zdaniem Józefa Klepacza było to niewłaściwe postawienie sprawy. Te pieniądze Polska dostałaby dopiero po zakończeniu prac, bo na takiej zasadzie działa Fundusz Spójności. Polska sfinansowałaby budowę za kredyt z Banku Światowego (instytucja była skłonna go przyznać). Taki montaż finansowy inwestycji był zaplanowany już od miesięcy. To, że pojawiła się szansa spłaty kredytu pieniędzmi z Funduszu Spójności, to inna historia. Bez tej dotacji Polska musiałaby poszukać innych sposobów regulacji zobowiązań wobec Banku Światowego.Summa summarum wbrew słowom wojewody, że wraz z przepadkiem unijnych pieniędzy budowa zbiornika opóźni się o wiele lat, temat Raciborza Dolnego nie jest całkowicie zamknięty. Józef Klepacz uważa, że jest zbyt ważną inwestycją z publicznego punktu widzenia, by z niej rezygnować z powodu sprzeciwu mieszkańców jednej wioski.

Komentarze

Dodaj komentarz