20041410
20041410


Plac Dominikański to samo serce Raciborza. Dosłownie za ścianą rynek, dwa kroki obok urząd miasta, a miejsce przypomina slumsy. Sporadyczni kupcy wystawiają towary przy głównej alejce targowiska. Klientów niewielu, choć dzień targowy. Im dalej od głównej alei, tym gorzej. Rzędy wraków stoisk handlowych zabite dechami czy dyktą budki. Nastrój przygnębienia i bezsensu pogłębia niespodziewany marcowy śnieg. Przechodnie nieprzygotowani na nagły atak zimy w pośpiechu przemykają między stoiskami. Handlowcy powoli pakują swoje majdany. I tak już dziś nic nie uhandlują.– Metr kwadratowy pod handel kosztuje pięć zł na dzień. Niech takie stoisko ma sześć metrów kw. Pomnożone przez osiem daje na miesiąc kolosalne pieniądze do zapłacenia. Dlatego wielu z nas opłaca się jechać nawet 30 km na targowiska do innych miast, bo tam są dużo niższe stawki – opowiada pan Janusz.Tego dnia akurat był targ w Raciborzu. Mimo to połowa straganów stała pusta. Zostajemy tu, bo jesteśmy stąd, z Raciborza, mówią sprzedawcy. Mówią, że sami muszą o siebie zadbać. Miasto w niczym im nie pomaga.– To wszystko – handlująca ubraniami wskazuje na prowizoryczne zadaszenie z płyt – zrobiliśmy sami. Inaczej nie dałoby się tędy przechodzić.– Jeszcze dziękujemy miastu, że nie zabrania nam niczego poprawić, bo wcześniej nic nie mogliśmy zrobić – zauważa z sarkazmem pan Janusz.Targowisko przez lata było dojną krową miasta, rocznie zapewniając mu około miliona zł wpływów z opłat za miejsca handlowe. Taka suma wpłynęła do budżetu jeszcze w 2002 r. W ubiegłym roku kwota spadła już poniżej 800 tys. zł. Był to efekt dalszego odpływu kupców. A ponieważ nowe władze deklarowały zmodernizowanie targowiska, grupa kupców zwróciła się z pismem do rady miasta, zawierającym kilka spostrzeżeń mogących mieć istotny, ich zdaniem, wpływ na dalsze funkcjonowanie tego miejsca. Opisali dotychczasowe próby rozmów z samorządowcami poprzedniej i obecnej kadencji, podczas których mówili im o powodach ucieczki handlowców. W wymianie korespondencji aktywnie uczestniczy stowarzyszenie Kupiec Śląski, skupiające sporą część handlowców z placu Dominikańskiego. Członkowie stowarzyszenia proponowali miastu, aby część pieniędzy uzyskanych z opłat odkładać na oddzielnym koncie i po zgromadzeniu określonej sumy przeznaczyć ją na modernizację targowiska. Deklarowali też chęć współfinansowania przedsięwzięcia. Chcieli jedynie brać udział w rozmowach oraz wyborze koncepcji przebudowy i funkcjonowania targowiska. Ich zdaniem pisma kierowane do prezydenta z zawartymi propozycjami pozostały bez odpowiedzi.Handlowcy twierdzą, że na innych targowiskach płacą około sześciu, ośmiu zł za 6 mkw., a za całe stoisko handlowe około jedenastu. Na potwierdzenie swoich słów kupcy przedstawili prezydentowi uchwały z kilku miast ze stawkami za wynajem powierzchni na targowiskach.„Racibórz w tym rankingu góruje pazernością i skutecznością pozbywania się handlowców” – piszą kupcy.Dla nich sprawa jest prosta – wrócą tu handlować, jeśli będzie to dla nich opłacalne. Dlatego zwracają się do władz miasta o rozważenie możliwości obniżenia stawki za metr kw. do złotówki. Ich zdaniem miasto zarobi dużo więcej na stu kupcach płacących mniej za stragany niż na dziesięciu uiszczających drakońskie stawki. Zresztą nie tylko wysokie ceny wynajmu odstraszają handlowców, a przy tym i klientów.„W okresie ostatnich 30 lat inwestycje miasta na targowisku ograniczały się do pokrycia kosztu wydruku bloczków opłat targowych, co doprowadziło do skrajnych, wręcz zatrważających warunków pracy handlowców”.– Uważam, że jest to okradanie ludzi pracujących w nieludzkich warunkach – ujmuje się za kupcami radny Ryszard Frączek.Powołał się na przykład Kędzierzyna-Koźla, które kosztem 1,5 mln zł wykonało 60 miejsc targowych częściowo zadaszonych. Z kolei za 4,5 mln zł buduje halę targową. Zdaniem radnego samorządowcy Kędzierzyna liczą na szybki zwrot inwestycji, bo miasto uzyskuje rocznie blisko milion zł z opłat za handel obwoźny.– Owszem, dostałem od Kupca Śląskiego ceny z kilku miast. Ale ja poszedłem dalej i sprawdziłem jeszcze w innych miastach i okazało się, że Racibórz mieści się w średniej – odpiera zarzuty zastępca prezydenta Andrzej Bartela.Mówi, że urząd miasta od początku 2003 r. zastanawia się, skąd wziąć fundusze najpierw na projekt, a później na remont targowiska, aby mieszkańcy i kupcy tam pracujący poczuli się jak w XXI wieku. Jednocześnie zaznacza, że podawany jako przykład Kędzierzyn-Koźle niczym specjalnym się nie wyróżnia. Andrzej Bartela wie, że w innych miastach targowiska działają na odmiennych zasadach, zatem nie widzi powodu, aby wzorować się akurat na Kędzierzynie. Nie zgadza się też z zarzutem o ignorowanie handlowców. Twierdzi, że spotyka się i rozmawia z nimi często. Tylko ich sugestie i propozycje nie są dla niego obowiązujące. Dla niego zobowiązujące są sugestie i decyzje podejmowane przez radę miasta.Kwestia wysokości opłat leży w gestii rady. Obowiązujące stawki rada przyjęła w 1999 r. Jeśli radni uznają je za zbyt wysokie, zawsze mogą obniżyć. Pieniądze z targowiska wpisywane są do budżetu również uchwalonego przez radę miasta i wydawane na szereg działań. Zatem skoro samorządowcy przymierzają się do wyremontowania targowiska, wolą nie wydawać pieniędzy na częściowe remonty, a jedynie na prowizoryczne zabezpieczenie infrastruktury, by nikt nie został kaleką lub nie odniósł żadnych obrażeń.Na dziś nie ma jednolitej koncepcji modernizacji targowiska. Są raczej dwa projekty, z których w najbliższym czasie ma powstać jeden. Tylko czy zyska on akceptację wszystkich zainteresowanych stron? Dobrze byłoby jednak nie czekać w nieskończoność, tylko, skoro jest pewna baza, uzgodnić szczegóły, oczywiście również z kupcami, bo to oni mają tam pracować i wreszcie wziąć się za nadanie placowi Dominikańskiemu godziwego oblicza. Bo piękne boksy być może kiedyś powstaną, tylko kupców zabraknie.(Raster):Na przełomie 2001/2002 r. miasto ogłosiło konkurs na koncepcję zagospodarowania targowiska miejskiego. Pojawiły się cztery propozycje. Samorządowcom i Kupcowi Śląskiemu spodobała się ta, która zakładała odtworzenie targowiska z 1926 r. Projekt zakładał zagospodarowanie targowiska i terenów przyległych poprzez utworzenie czterech obszarów:Strefa A – kompleks trzech rodzajów drewnianych straganów tworzących obręcz wokół otwartej przestrzeni z drzewem w centralnym punkcie.Strefa B – została zaprojektowana jako dominujące miejsce o funkcji typowo handlowej w formie szeregu uporządkowanych, połączonych stanowisk, obudowanych, zamykanych i jednorodnie zadaszonych. Segmenty zadaszenia miały się zwężać schodkowo, tworząc trapez, którego podstawa biegłaby równolegle do ul. Batorego.Strefa C – zlokalizowana pomiędzy ul. Podwale a skarpą, zaprojektowana jako miejsce sprzedaży doraźnej w formie dwóch ciągów straganów.Strefa D – to parkingi wzdłuż ul. Batorego.Na realizację projektu nie znalazły się pieniądze, miasto nie potrafiło się dogadać w tej sprawie z kupcami. Tymczasem we wrześniu ub.r. wpłynął do urzędu wniosek firmy Sis z Katowic, zainteresowanej wydzierżawieniem targowiska na pięć lat i jego modernizacją. Po upływie tego okresu wszystkie przebudowane obiekty wróciłyby do gminy. Tę koncepcję odrzuciła komisja urbanistyczno-architektoniczna działająca przy prezydencie, bo przypominała kompleks typowych pawilonów handlowych nienawiązujących do ukształtowania terenu i zabytkowego charakteru sąsiedniej zabudowy. Przedstawiciel firmy zapoznał się też ze zwycięską propozycją konkursową. Spotkał się z jej projektantem i zaproponował miastu opracowanie wspólnej koncepcji. Samorządowcy ją ocenią i odeślą firmie. Jeśli Sis wciąż będzie zainteresowany, prześle następnie konkretną ofertę. Dopiero wtedy prezydent i radni zastanowią się nad nią. Jeżeli uznają ją za atrakcyjną, nastąpi ogłoszenie przetargu.

Komentarze

Dodaj komentarz