20041913
20041913


Obecnie przebywa tu ok. 220 psów, a mogłoby się ich pomieścić nawet 350. To schronisko nie tylko dla psów, ale dla bezdomnych zwierząt w ogóle. Dlatego oprócz 220 psów w tzw. kociarni przebywają jeszcze 22 koty. Zdarza się, że na krótko trafiają tu ranne lub chore dzikie zwierzęta. Kiedyś przez kilkanaście dni kurowało się tu kilka łabędzi, które uwalały się w plamie oleju. Pracownicy schroniska wykąpali je, wyszorowali skrzydła posklejane olejem i zadbali o to, by nabrały sił. W ciągu pięciu lat działalności przewinęło się tu około 3,5 tys. zwierząt.W każdym miesiącu trafia tu przynamniej jeden pies, którego znaleziono gdzieś przywiązanego do drzewa. Odnotowano kilka przypadków, gdy łańcuch zwyczajnie wrósł psu w skórę. Niezbędna była pomoc weterynarza i zabieg chirurgiczny pod narkozą. Kilka tygodni temu trafił tu młody, szorstkowłosy kundel z łańcuchem na szyi, która była jedną wielką raną.– Niektóre ogniwa były w otwartej ranie, a kilka zwyczajnie pod skórą. Ten młody pies był prawdopodobnie łańcuchem przywiązany do budy, ale na swoje nieszczęście za szybko rósł. Właściciel wziął go do lasu i tym samym łańcuchem przywiązał do drzewa. To zwykłe bestialstwo... Tacy, chcąc się pozbyć problemu, a bojąc się, że pies poleci za samochodem, przywiązują go do jakiegoś drzewa bądź barierki i odjeżdżają. Latem znaleźliśmy w lesie rottweilera, który w czasie upałów przez dwa dni tkwił przywiązany do drzewa. Półtora metra dalej był strumyk, ale jego sznur był niestety za krótki – opowiada kierownik schroniska.Ludzie pozbywają się też chorych zwierząt, wymagających leczenia, i tylko czasem głównym powodem jest bieda i brak pieniędzy na weterynarza. Pracownicy schroniska przyzwyczaili się już do tego, że gdzieś w pobliżu zatrzymuje się samochód, otwierają się drzwi, ktoś wyrzuca psa, po czym samochód odjeżdża z piskiem opon. Całkiem niedawno ktoś podrzucił tu psa i przywiązał go do furtki schroniska.– Przecież takie sprawy też można jakoś załatwić. Dziś przywiózł tu swojego psa młody mężczyzna. Wyjaśnił, że urodziło im się dziecko i że musi go zostawić, bo pies jest agresywny. Ale opowiedział mi o tym psie chyba wszystko: jaki ma charakter, co jadał, jakie ma zwyczaje, jak sygnalizuje potrzebę wyjścia na spacer itd.Tej wiosny do schroniska trafia rekordowa liczba czworonogów. Kierownik zastanawia się nawet, czy przypadkiem ktoś nie podrzuca ich do Rybnika. Niektóre ościenne miejscowości nie mają podpisanej umowy z żadnym schroniskiem. – Ostatnio prawie codziennie przywozimy jakiegoś psa z Chwałowic, graniczących z Jankowicami i gminą Świerklany. Nikt nie wie, skąd się tam biorą – mówi jeden z pracowników schroniska.Przez cały kwiecień w ramach ogólnopolskiej akcji „Adoptując mnie, ratujesz mi życie”, firmowanej przez Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Zwierząt i program telewizyjny „Animls”, można wziąć psa ze schroniska zupełnie za darmo. W ciągu pierwszych 20 dni kwietnia nowych właścicieli znalazło 70 psów. Nie brak jednak ludzi rozczarowanych, którzy mieli nadzieję, że znajdą w schronisku jakieś rasowe szczeniaki, najlepiej młode owczarki niemieckie, za które normalnie musieliby zapłacić hodowcy kilkaset złotych. Rozmowę z kierownikiem przerywa telefon. – Nie, przykro mi, ale yorkshire niestety nie mamy – mówi do słuchawki. – To piękny pies, ale takie trafiają do nas raz, góra dwa razy w roku. Mamy za to ponad 200 innych psów, proszę przyjechać – kończy kierownik. – Możemy tu stawać na uszach, ale i tak pobyt w schronisku dla tych psów jest w najlepszym wypadku półwięzieniem. Indywidualnego kontaktu z opiekunem, wspólnych spacerów nic psu nie zastąpi.Po psy przyjeżdżają tu właściciele hurtowni, składnic złomu, komisów samochodowych, ale najczęściej całe rodziny. Pani Renata Mandrela przyjechała po psa z Rydułtów. Tego najlepszego pomogli jej wybrać córka, zięć i wnuk. Już po kilkunastu minutach opuszczali schronisko z wybranym kudłatym kundlem. – Od razu się tak jakoś do nas przyzwyczaił, a po drugie dobrze mu z oczu patrzy – mówiła zadowolona emerytka z Rydułtów.Kilka razy w roku zdarza się, że wzięte stąd psy uciekają od nowych właścicieli i meldują się pod bramą schroniska; jeden z takich czworonogów, który miał pilnować pobliskiej piekarni, zrobił to nawet dwukrotnie. Wspominają tu też kota, którego mieszkający przy ul. Żużlowej właściciel z konieczności oddał do schroniska. Zwierzak trzy razy uciekł z kociarni i trzykrotnie dotarł pod właściwy adres.Jeden z kojców zajmują weterani i inwalidzi. Są tu psy kilkunastoletnie, ślepe, kulejące. Takich, które są tu od początku funkcjonowania placówki, jest kilkanaście.– Często przywozimy zwierzęta, których właściciele się pozbyli, bo były za stare. Wiemy, że nikt ich nigdy stąd już nie zabierze, bo ludzie nie mają serca do starych czy kalekich psów. Zgodnie z przyjętą zasadą jeśli nie ma takiej potrzeby, nie usypiamy ich, choć w USA np. jest to rzecz zupełnie normalna. Nie mamy do tego serca... Ja temu psu życia nie dałem i ja mu go nie odbiorę – mówi krótko Piotr Plucik. Kiedyś zadzwoniła tu jakaś kobieta i z entuzjazmem w głosie oświadczyła, że oto postanowiła z mężem, że zabiorą ze schroniska najstarszego psa. Dzwoniła potem jeszcze trzy razy, ale nigdy tu nie dotarła.W schronisku zjawiają się różni ludzie, niektórzy szukając ostrego psa, idą i walą ręką po kolei w każdy kojec. Po chwil słychać już tylko jeden wielki jazgot i ujadanie.Od dwóch lat w sąsiedztwie funkcjonuje również grzebowisko, czyli cmentarz dla zwierząt, który rocznie przynosi schronisku 5 tys. zł dochodu. Trafiają tu psy ze schroniska, ale nie tylko. Pochowano na nim już ponad 155 zwierząt. Opłata obejmująca również dwuletnią „rezerwację” miejsca wynosi 200 zł plus VAT. Jest tu kilka małych nagrobków, a niektórzy właściciele przyjeżdżają na miejsce spoczynku swych pupili przez kilka lat.Schronisko funkcjonuje jako jeden z działów Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej. Ubiegły rok zakończyło stratą 13,6 tys. zł, głównie za sprawą VAT-u. Od początku 2003 roku usługi schroniska są obłożone 22-proc. podatkiem.– To jakaś paranoja... W ramach tej akcji prosimy osoby, które zabierają psa ze schroniska teraz, w kwietniu, by zapłaciły chociaż ten VAT. Co ciekawe, schroniska prowadzone przez Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami z VAT-u są zwolnione, więc są w dużo lepszej od nas sytuacji. Gdy startujemy w jakiejś gminie do przetargu na kompleksowe rozwiązanie problemu bezpańskich psów, placówki TOZ-u są od nas tańsze właśnie o ten VAT – zżyma się kierownik.Najwięcej kosztów przysparzają placówce wyjazdy interwencyjne po wałęsające się psy. Jedziemy po takiego Fafika, a nasz żuk pali 15 l na 100 km.Schronisko ma niewielkie grono stałych przyjaciół, na których w razie potrzeby może liczyć. Czasem prośby o pomoc kierowane metodą losową też nie zostają bez odpowiedzi – właściciel tartaku podaruje deski, ktoś inny farby do odnowienia boksów. Co pewien czas schronisko w Wielopolu odwiedzają też szkolne wycieczki. Uczniowie z kilku szkół przywieźli tu np. wykonane własnoręcznie budy.Akcja darmowej adopcji będzie trwać do końca kwietnia. Po psa najlepiej wybrać się między 8 a 15, gdy pracuje pierwsza zmiana.

Komentarze

Dodaj komentarz