20042005
20042005


W Bziu Dolnym przy ul. Świerczewskiego od kilku lat trwa konflikt pomiędzy Eryką Kuczerą a jej najbliższymi sąsiadami. W ostatnich tygodniach przybrał on na sile, kiedy to żyjąca samotnie właścicielka kilkunastu psów dokupiła jeszcze jednego – dużego mieszańca z domieszką krwi rottweilera. Sieje on postrach wśród pozostałych mieszkańców.– Pojawił się tutaj na początku marca. Pani Kuczera nie ma nad nim żadnej kontroli. Pies bez większych problemów przeskakuje ogrodzenie i biega po całej okolicy. Dotychczas jeszcze nikogo nie pogryzł, ale nigdy nic nie wiadomo. Dzieci boją się chodzić same. Kiedy jadą do szkoły, to na przystanek autobusowy trzeba je odprowadzać, bo w każdej chwili mogą zostać zaatakowane. Pod koniec kwietnia zaatakował 85-letnią babcię, która wyszła na pole. Znienacka skoczył jej na plecy. Staruszka przerażona uciekła do domu. Wezwaliśmy straż miejską, ale kiedy przyjechała, pies był już zamknięty – relacjonuje Katarzyna Krypczyk.– To pani Kuczera jest większym zagrożeniem dla ludzi niż psy, które trzyma. Oprócz tego dużego ma na posesji około 20 innych, które biegają bez opieki. Strach zwrócić jej uwagę. Jest bardzo nerwowa. Rzuca później kamieniami, bluzga, wyzywa nas. W moich wnuków rzucała kiedyś kołkami od płotu. Policja i straż miejska są bezradne. Dopóki pies nikogo nie pogryzie, to nie mogą jej ukarać. Moim zdaniem, mimo że prawo jest prawem, to czasami trzeba też kierować się rozsądkiem. Przecież męczymy się z nią od lat. Tymczasem cały czas jesteśmy bezradni. Mieszkam tutaj 50 lat i nigdy nie było żadnych konfliktów. Kiedy przed 10 laty zmarł jej ojciec, zaczęły się awantury. Są dni, kiedy sąsiadka jest nie do wytrzymania – mówi Aniela Barchańska.Szereg sporów między sąsiadami budzi droga dojazdowa do trzech posesji przy ul. Świerczewskiego przebiegająca wzdłuż posesji E. Kuczery. To na niej najczęściej grasują jej psy. Bojąc się spotkania z nimi, część sąsiadów okrężną trasą wychodzi i wraca do domu. Przed dwoma laty konfliktem pomiędzy E. Kuczerą a sąsiadami zajęła się nawet prokuratura rejonowa. W jednego z sąsiadów miała ona rzucić siekierą, ale na szczęście nie trafiła. Postępowanie zostało umorzone, kiedy autorzy skargi zgodnie oświadczyli przed prokuratorem, że E. Kuczera nie grozi im, jedynie w wulgarny sposób wyzywa. Po przeprowadzeniu z nią rozmowy ostrzegawczej sprawa trafiła ad acta.– Zdecydowaliśmy się załatwić to polubownie – mówi Bronisława Skorupa.– Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że sytuacja się pogorszy. Tymczasem z biegiem lat sąsiadka za swoje życiowe niepowodzenia oskarża wszystkich dookoła. Jest przy tym nieobliczalna. Nigdy nie wiadomo, jak zareaguje, kiedy ktoś będzie przechodził w pobliżu jej posesji – mówi Teresa Salamon.– To nie jest złośliwość z naszej strony. Chcemy się czuć bezpiecznie, a nie tak jak dotychczas. Tuż przed świętami wielkanocnymi mąż wracał z nocnej zmiany. Na drodze siedział duży pies pani Kuczery, który nie chciał go przepuścić dalej. Chłop musiał nadłożyć drogi – mówi B. Skorupa.Posesja E. Kuczery jest mocno zaniedbana. Widać, że kobieta nie radzi sobie z prowadzeniem gospodarki. Mocno zniszczony płot nie stanowi dla psów praktycznie żadnej przeszkody do pokonania. Na podwórku, wśród zniszczonego sprzętu rolniczego, pasą się cztery kozy. Psy pozamykane są w pomieszczeniach gospodarczych i w piwnicy domu. Kobieta początkowo niechętnie chce rozmawiać. Dopiero po kilku minutach decyduje się przedstawić swoje racje. Pokazuje pisma, które przed dwoma laty chciała wysłać na policję i do straży miejskiej.– Uwzięli się na mnie. Nic im się nie podoba. Moje psy nikomu nic nie zrobiły. To, że czasami wyjdą poza płot, to chyba nie jest pogwałcenie prawa. Nie jest prawdą, że nie są szczepione. Tego dużego dostałam na urodziny. To młody pies i nie ma się co dziwić, że chce się bawić z ludźmi. Jeszcze nikomu nie zrobił krzywdy – mówi E. Kuczera.Uważa, że sąsiedzi ją prześladują. Przyznaje, że często dochodzi do ostrych wymian zdań. Zdarzały się też przypadki, że w ruch szły kamienie. Jednak nie tylko ona rzucała. Zamierza stawić się w siedzibie straży miejskiej, by wszystko wyjaśnić, a nawet złożyć skargę na sąsiadów.Tymczasem służby wzywane przez sąsiadów zdążyły już zareagować. Straż miejska wystąpiła do Sądu Grodzkiego w Jastrzębiu Zdroju z wnioskiem o ukaranie E. Kuczery z powodu braku opieki nad posiadanymi psami. Jednocześnie komenda miejska policji prowadzi postępowanie w sprawie ukarania jej za niedopełnienie obowiązku zaszczepienia zwierząt. Policja wystąpiła do prezydenta miasta Mariana Janeckiego z wnioskiem o odebranie zwierząt E. Kuczerze. Ten jednak po zasięgnięciu opinii lekarza weterynarii i pracowników wydziału ochrony środowiska i rolnictwa urzędu miasta odmówił wydania takiej decyzji. Kontrolujący jej posesję nie stwierdzili rażących zaniedbań ze strony właścicielki zwierząt.– Rozesłaliśmy do sąsiadów E. Kuczery pisma informujące o ich prawach. Jeżeli stwierdzą kolejne przypadki braku opieki nad zwierzętami, mogą złożyć oświadczenia, które zostaną wykorzystane jako dowody w postępowaniu prowadzonym przeciwko właścicielce psów – mówi Dariusz Kamiński, komendant straży miejskiej.

Komentarze

Dodaj komentarz