Garaże przy cudzej drodze


Historia – jak wiele podobnych konfliktów sąsiedzkich – zaczęła się od pisma-niespodzianki. W końcu marca tego roku na drzwiach garaży pojawiło się zawiadomienie: „Wspólnota Mieszkaniowa nieruchomości przy ul. Hibnera 42 zawiadamia właścicieli garaży przy ul. Hibnera, że w związku z nieuregulowanym przejazdem przez teren wspólnoty (własność prywatna) z dniem 1 kwietnia zostanie zamknięta droga obok bloku przy ul. Hibnera 42 w Rybniku”.Do zamknięcia drogi jednak nie doszło, choć przed garażami wywiercono już dziury na słupki wytyczające granice własności wspólnoty.Historia dwóch rzędów garaży usytuowanych po obu stronach bloku nr 42 sięga PRL-u. We wrześniu 1963 roku Miejska Rada Narodowa podjęła uchwałę w sprawie „wytycznych budowy garaży ze środków własnych ludności na terenach państwowych”, administrowanych przez Miejski Zarząd Budynków Mieszkalnych. Rychło zawiązał się społeczny komitet budowy, który po uzyskaniu urzędowej lokalizacji wybudował ze środków własnych dwa kompleksy garaży. Budowę zasadniczej części zakończono już w roku 1965, ale kilka garaży dobudowano później. Po zmianie ustrojowej, zgodnie z aktami notarialnymi sporządzonymi w roku 1994, garaże przeszły na własność użytkowników, którzy otrzymali też prawo wieczystego użytkowania działek, na których stoją. W 1999 roku decyzją prezydenta miasta użytkowanie wieczyste działki, na której stoi jedna pierzeja garaży, zamieniono na współwłasność właścicieli garaży.– Wybudowaliśmy je według projektu przywiezionego z Warszawy. Ja budowałem razem z żoną. Pracowałem wtedy na kopalni i pozwolono mi rozebrać mury starej kotłowni – stamtąd miałem cegły. Użytkowaliśmy te garaże przez dziesiątki lat. Jako że wybudowaliśmy te garaże za własne pieniądze, przez dziesięć lat nie płaciliśmy nic. Potem natomiast płaciliśmy czynsz za parcelę i garaże – mówi Leszek Borek. – Każdy z nas jest właścicielem swojego garażu oraz dziewiątej części działki, na której stoją – dodaje.Nieco inaczej wygląda sytuacja właścicieli garaży usytuowanych po drugiej stronie bloku. Tam wciąż mamy do czynienia z liczonym od 1994 roku wieczystym użytkowaniem, gdyż na jego przekształcenie we współwłasność garażowiczów nie zgodził się jeden z nich.Własnym biegiem toczyła się historia bloku nr 42, będącego jeszcze niedawno własnością PKP. W 2000 roku z dużej komunalnej działki wydzielono działkę, na której stoi. Zaliczono do niej również biegnącą wzdłuż budynku drogę, która teraz jest przedmiotem sporu. Na mocy zawartej z miastem umowy w latach 2000-2003 PKP odsprzedała część mieszkań w tym bloku jego lokatorom. Na początku bieżącego roku, gdy ponad połowa mieszkań w bloku miała już nowych właścicieli, ci powołali do życia wspólnotę mieszkaniową i jej zarząd. Ten postanowił rozwiązać kwestię „swojej” drogi, z której korzystają garażowicze, i wystosował do nich pisma, w których straszył jej zamknięciem.– 39 lat mimo różnych właścicieli gruntów jeździłem tą drogą bez przeszkód – mówi Henryk Kała, który 29 marca z pismami dotyczącymi historii garaży i relacji ze wspólnotą mieszkaniową zjawił się w dzielnicowym komisariacie na Nowinach.– Lepiej zapobiegać incydentom, niż usuwać ich skutki. Niektórzy przygotowali tu już sobie siekiery i piły do metalu, by w sytuacji, gdyby ktoś faktycznie próbował zamknąć drogę, obciąć słupki. Dzielnicowy podziękował mi za zapobieżenie ewentualnemu mordobiciu. W efekcie prezes wspólnoty został poinformowany, iż nie może łamać prawa i budować tam jakichkolwiek zapór. Przyszedł tu i sam mi o tym powiedział, ale sprawa jest nieuregulowana do dziś... Miasto jest właścicielem następnego bloku i, oddając tę drogę wspólnocie mieszkaniowej, prezydent pozbawił swoich lokatorów dojazdu do bloku, a przecież tą drogą dowożono tam węgiel, wywożono śmieci, tędy też w razie potrzeby dojeżdżała karetka pogotowia. To jakiś absurd – mówi Henryk Kała. W jednym z kolejnych pism do prezydenta miasta garażowicze prosili go m.in. o wydanie wspólnocie mieszkaniowej zakazu zamykania drogi dojazdowej, a także o wpisanie do księgi wieczystej działki wspólnoty tzw. służebności drogi jako drogi koniecznej.– Mieszkańcom wspólnoty zagwarantowano drogę dojazdową przez działkę komunalną, ale o tym, żeby nam zabezpieczyć dojazd do naszych garaży, nikt nie pomyślał, a można to było załatwić w czasie spisywania umowy ze wspólnotą – dodaje jeden z właścicieli garaży.– Rzecz polega na tym, że miasto uwłaszczyło właścicieli garaży bez ustanowienia tzw. prawa drogi, o co oni sami też nie zadbali. Oddając działkę PKP, można było wpisać w księdze wieczystej „służebność drogi”, ale tego nie zrobiono. Gdyby miasto chciało zrobić to teraz, zgodę musieliby wyrazić wszyscy aktualni użytkownicy wieczyści wydzielonej działki, czyli właściciele wszystkich mieszkań. Droga została włączona do wydzielonej działki, bo miastu do niczego nie była potrzebna. Z drugiej strony droga ta ma charakter drogi pożarowej i nikt ot tak nie może jej sobie zamknąć. Prezes zarządu wspólnoty, informując o zamiarze jej zamknięcia, postąpił pochopnie, nie wiedząc, co mu wolno, a czego nie. Z tego, co wiem, główną przesłanką działania wspólnoty była agresywna postawa kilku właścicieli garaży wobec propozycji partycypowania w kosztach remontu fragmentu nawierzchni drogi będącej w zarządzie wspólnot. W przypadku braku zgody użytkowników na wpisanie do księgi wieczystej prawa służebności drogi właściciele garaży mogą dochodzić ustanowienia drogi koniecznej przed sądem, a ten uwzględniając interes społeczno-gospodarczy, może „przeprowadzić drogę konieczną” za wynagrodzeniem. Do rozwiązania pozostanie więc problem udziału właścicieli garaży w kosztach utrzymania tej drogi – mówi Jerzy Granek, naczelnik wydziału mienia w rybnickim urzędzie miasta.Dla członków wspólnoty mieszkaniowej sytuacja jest klarowna.– W końcu to nie my jeździmy po ich drodze, tylko oni po naszej. Jako wspólnota mieszkaniowa płacimy za tę drogę podatek, a także ponosimy koszty związane z jej odśnieżaniem czy ewentualnymi naprawami, a oni korzystają z niej jakby nigdy nic. Garażowicze nie mają swego oficjalnego przedstawicielstwa czy adresu, gdy więc do jednego z nich zwróciłem się z propozycją podzielenia się kosztami utrzymania tej drogi, usłyszałem zdecydowaną odmowę. Już jakiś czas temu delegacja właścicieli miała się spotkać z zarządem naszej wspólnoty, ale nikt taki się nie zjawił. Zwyczajnie nie podejmują tematu i sprawa wciąż jest nierozwiązana – mówi prezes zarządu wspólnoty mieszkaniowej Marian Zaborowski. Wciąż nie wyklucza postawienia słupków, które uniemożliwią garażowiczom korzystanie z drogi dojazdowej. – To oni nie zadbali o swój interes i to ich problem. Jeśli im się coś nie podoba, niech wystąpią na drogę sądową – dodaje Zaborowski.Ostatnie pismo, które dziesięciu właścicieli garaży otrzymało od prezydenta miasta, kończy się następującym stwierdzeniem: „W celu rozwiązania zaistniałego problemu podejmę niezbędne działania mające zapobiec napięciom, jakie miały miejsce w ostatnim okresie czasu”.Jedno nie ulega chyba wątpliwości – najsprytniejszy urzędnik niewiele wskóra, jeśli nie dojdzie do porozumienia właścicieli garaży i członków wspólnoty. Sam wpis służebności drogi w księdze wieczystej to, jak podkreśla naczelnik Jerzy Granek, sprawa drugorzędna.

Komentarze

Dodaj komentarz