20042210
20042210


Powodem uszkodzeń jest rozpoczęta właśnie w tym rejonie eksploatacja złóż przez Kopalnię Węgla Kamiennego „Marcel”. Budynki przy ul. Kilińskiego 29 i 25 niszczeją, osuwa się dachówka, pękają schody.– To cały dorobek naszego życia. Gdzie my teraz pójdziemy mieszkać, jak nam się dom zawali? Co z nami będzie? – skarży się Bronisława Łyczko, a łzy cisną się jej do oczu.Pan Piotr to twardy mężczyzna, niełatwo go doprowadzić do płaczu, ale gdy oprowadza po gospodarstwie, widać, że i jemu niełatwo o tym mówić: – Nie poddam się tak łatwo. Nie będą mnie zbywać, odsyłać od pokoju do pokoju, od jednej osoby do drugiej. Ja nie walczę z nimi, ja walczę o swój dorobek. Bo ja na ten dom całe życie pracowałem i nadal pracuję, i nikt mi nawet złotówki nie dał za darmo. Nie mogę pozwolić, by to wszystko pewnego dnia znikło. Tu jest nasz dom, mój, żony i moich dzieci. Są z nami, bo nie stać mnie, by kupić im mieszkania. Córka ma już rodzinę. Dokąd pójdzie, jak to wszystko się rozwali? Czy dyrektor kopalni kupi jej mieszkanie, przyjmie do siebie?Dewastacja budynków dokonuje się w zastraszającym tempie. – Część przedsionka w ciągu trzech dni odchyliła się o 7 cm. Nikt z kopalni nie chce do nas przyjechać, zobaczyć. Zza biurka trudno napisać ekspertyzę lub siedząc w samochodzie i przyglądając się wszystkiemu z oddali. Dla nich ta sprawa została zakończona, bo już tutaj byli. Ale u nas non stop pojawiają się jakieś nowe pęknięcia, szczeliny – mówi pan Piotr.Przyznaje, że władze kopalni podjęły decyzję o częściowym zabezpieczeniu. Wymienili kilka płytek na schodach, wykonali zabezpieczenia ściany przedsionka, ale są to tylko doraźne działania, bo budynek ulega dalszym zniszczeniom, a przedsionek nadaje się już tylko do rozbiórki. – Pozostawienie go w takim stanie może spowodować tylko dalsze uszkodzenia, a co gorsze jakąś tragedię, gdy zawali się na kogoś – obawia się pan Piotr. – Róg budynku przez osiadanie gruntu zostaje w powietrzu, podtrzymują go tylko wzmocnienia, lecz pojawiają się nowe pęknięcia. Mimo zgłoszenia tego faktu nikt w tej sprawie nie podejmuje żadnych decyzji, nikt też nie pojawił się u nas w ostatnim czasie, by to sprawdzić.Przedstawiciele kopalni odżegnują się od bezczynności. – 8 kwietnia pan Łyczko zgłosił do nas uszkodzenia. Jeszcze tego samego dnia posłałem tam ludzi, by sprawdzili na miejscu. Były to typowe uszkodzenia z tytułu szkód górniczych. W połowie kwietnia ekipa wykonała tam prace zabezpieczające, m.in. uszczelniliśmy przedsionek, wymieniliśmy kilka płytek na schodach wejściowych. Dopóki nie skończy się eksploatacja, nic w tej sprawie więcej nie możemy zrobić. Dopiero wówczas w budynku będzie wykonany całościowy remont. Zgodnie z założeniami miałby się on rozpocząć wiosną przyszłego roku – poinformował Andrzej Kuziak, kierownik działu mierniczo-geologicznego w KWK Marcel.Na kopalni dodają, że pan Łyczko mógł się spodziewać takich uszkodzeń, bo w końcu wiedział, gdzie stawia dom. Dziwią się temu, że do swojej sprawy angażuje media, i nie rozumieją, skąd to larum. Twierdzą, że woli rozmawiać z dziennikarzami niż osobami z kopalni, które mogą rozwiązać tę sprawę.– To z nimi najpierw się kontaktowałem, ale co z tego, gdy kopalnia nie reaguje. Wysyłam pisma, a tu nic, jak grochem o ścianę. Albo piszą, że ekspertyza była wykonana dwa czy trzy lata temu... Ale czemu nikt nie chce zobaczyć, co się teraz dzieje z naszym budynkiem? Gdzie mamy szukać ratunku, jak nie w gazetach? Gdzie szukać sprawiedliwości? Ja tylko chcę spokojnie mieszkać, a nie patrzeć, jak cały nasz dorobek obraca się w gruz. Myślę, że tak samo zachowywaliby się ci dyrektorzy, gdyby to o ich dom chodziło – tłumaczy poszkodowany.

Komentarze

Dodaj komentarz