20042313
20042313


W patologicznych środowiskach kradzieże to najprostszy sposób na przeżycie. Do kradzieży dzieci często są nawet specjalnie szkolone przez starsze rodzeństwo, kolegów, a nawet rodziców. Jednak coraz częściej zdarza się, iż kradzieży dokonują dzieci z dobrych domów. Powód? Brak zainteresowania, ciepła i miłości rodziny. W przypadku tych dzieciaków kradzież jest swoistą próbą zainteresowania swoją osobą kogokolwiek. Kradną więc wszędzie: u kolegów, na podwórku, u sąsiadów czy znajomych.Sebastian ma 11 lat, Krystian 12. Obydwaj mieszkają na jednym z knurowskich osiedli. Są kolegami. Dwie drożdżówki, po dwie czekolady na głowę i duża butelka coli dla każdego z chłopców rozwiązują im języki. Usadowieni na parkowej ławeczce z wypiekami na twarzy opowiadają o tajnikach zawodu. Pracują zawsze we dwójkę, bo tak jest bezpieczniej.– Najlepiej to jest w markecie po południu. Kupa ludzi, nikt nie zwraca wtedy na dzieci uwagi, każdy się śpieszy, jest zajęty sobą i swoim wózkiem. Chodzi sobie człowiek spokojnie między regałami po całym sklepie i tu coś wpadnie, tam coś wpadnie – opowiada Krystian.– To trzeba robić bardzo umiejętnie. Niby się ogląda, patrzy i ciach! Kilka sekund i towar znika w rękawie albo nogawce spodni. Ale zawsze trzeba mieć taki sweter, żeby przy końcu miał mocne ściągacze. Głupio by było, jakby fanty wyleciały pod nogi ochroniarza, nie? – tłumaczy Sebastian.Kiedy rękawy, nogawki spodni czy skarpetki zostaną odpowiednio załadowane, chłopcy biorą ze stoiska z pieczywem dwie bułki, drożdżówki albo pączki i idą płacić do kasy. Tam – wóz albo przewóz.– Wiele razy się udaje. Ale zdarzyło się, że wpadliśmy. Tak było ostatnio w Gliwicach, bo Sebastian napakował tyle różnych batoników, że aż go przekrzywiło. No to nas złapali. Bałem się, bo zaczęli nas straszyć policją, ale skończyło się na wezwaniu rodziców – mówi Krystian.Za wszystkie rzeczy, które chłopcy ukradli, zapłaciły obydwie mamy. W zamian za wstyd, jakiego musiały najeść się za swoje pociechy, sprały swoje latorośle. Sebastian „zaliczkę” dostał jeszcze na zapleczu marketu. – Dodatkowo dostaliśmy szlaban na wyjścia przez miesiąc – mówią obydwaj.Historia dziewięcioletniej Basi jest zdarta jak jej buty. Matka i ojciec „tankują” non stop z sąsiadami lub znajomymi. W domu się nie przelewa i ciągłe awantury. Dziewczynce często z głodu burczy w brzuchu. Dla Basi o twarzy aniołka okradanie supermarketu nie jest tym samym, co podprowadzenie czegoś z „normalnego sklepu”. – Bo tak głupio okraść panią W..., jak co tydzień chodzę do niej i biorę na zeszyt. W markecie to co innego. Przede wszystkim jest łatwiej. Dużo ludzi, a mały wlezie między półki i jest prawie niewidoczny. Zresztą jakby co, jest gdzie uciekać – tłumaczy. To dziecko jest naprawdę mistrzem w swoim fachu. Potrafi wynieść prawie wszystko – od batonika po ciuchy. Nie boi się ani ochroniarzy, ani policjantów. – Czego się mam bać? Najwyżej mnie złapią. A zresztą zawsze przechodzę tam, gdzie nic nie piszczy. A wie pani, ile razy najadłam się między regałami tak, aż było mi niedobrze? – pyta. I wyjaśnia, że fachu nauczył ją kolega z klatki. – On też chodził i kradł ile wlazło. Kiedyś to wyniósł takie superadidasy, ale ostatnio wpadł na dwóch głupich dezodorantach.Jacek kradnie od dwóch lat. Zaczął, jak miał 12 lat. Wpadł kilka razy, ale zawsze wykupywała go matka. Ojca praktycznie nie ma w domu. Wpada od święta, bo pracuje na kontrakcie w Niemczech. O wyczynach pierworodnego nic nie wie. – Teraz jeżdżę przeważnie do Zabrza albo Katowic. Jeszcze z dwoma kumplami. Bierzemy praktycznie wszystko, co jest chodliwe – płyty kompaktowe, kasety, słodycze. Mama boi się powiedzieć staremu, bo mogłaby oberwać, a mnie chybaby zatłukł – mówi Jacek. – Kamery są w półkach. Jak się schylisz i kradniesz, nic nie widać na monitorach. Jak się bierze do ręki upatrzony przedmiot, to nie patrzy się na cenę. Trzeba w kilka sekund umieć oszacować, gdzie ukryć go przed ochroniarzem. Ostatnio bierzemy kompakty i modele markowych samochodów. Towar spylamy w szkole albo na bazarze. Na miesiąc wychodzi człowiek tak koło 300 do 350 złotych.Na co wydaje pieniądze?– Na co tylko mi się podoba, ale głównie na fajki – odpowiada. Na pytanie, dlaczego robi to, co robi, odpowiada z uśmiechem: – Jedni pracują, bo muszą, drudzy siedzą bykiem, bo nie mają roboty. Inni piją wódkę, a jeszcze inni denaturat. Zna pani hasło – jeden woli rybki, a drugi akwarium? Ja kradnę, bo mam takie hobby.Dla dzieci i młodzieży duże sklepy to początek. Są jak doświadczalny poligon. Kto potrafi dobrze kraść w supermarkecie i nie da się złapać, ten staje się złodziejem, który kradnie już wszędzie i wszystko. Kogo wciągnie ten nałóg, z reguły na „odwyk” trafia do więzienia, a stamtąd tylko nieliczni wychodzą „wyleczeni”. Dlatego nigdy nie wolno lekceważyć kradzieży popełnionej przez dziecko lub traktować jej jak nic nieznaczącą błahostkę, ale jako poważne ostrzeżenie. Kiedy dojdzie już do kradzieży, nie wystarczy tylko ukarać czy potępić małego złodzieja. Należy okazać mu więcej zainteresowania. Dzieci, które kradną, wiedzą, że robią źle, ponieważ wiele z nich przekraczając magiczną granicę 17 lat, kończy z kradzieżami. A więc wiedzą, że kończy się ich bezkarność.

Komentarze

Dodaj komentarz