Płot niezgody


Niedawno na podwórku bloku u zbiegu ulic Kościuszki i Saint Vallier w centrum miasta doszło do spotkania jego mieszkańców z mieszkańcami przyklejonej do niego kamienicy oraz przedstawicielami PKP i Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej. W tych dwóch budynkach funkcjonują dwie różne wspólnoty mieszkaniowe. W bloku (Kościuszki 20 i 20a) funkcjonuje wspólnota właścicieli mieszkań i PKP, w kamienicy (Kościuszki 18, 16 i 16a) właścicieli mieszkań i miasta. Kilkanaście dni wcześniej mieszkańcy dawnego kolejowego bloku postawili na granicy posesji okolniki i płot z siatki, który przedzielił stanowiący wcześniej całość dziedziniec.– Gdy przeprowadziliśmy się tu w 1969 roku, ten płot tu był, odgradzał prywatną posesję. Potem płot przerdzewiał, przewrócił się i ktoś go rozebrał. Najpierw przenieśli na naszą stronę swoje kubły na śmieci, potem parkowali swoje samochody na naszym podwórku, a my z naszymi nie mieliśmy się gdzie podziać. Skoro to nasza własność, chcemy tu mieć porządek i miejsce do parkowania naszych samochodów. A kamienica ma swoją bramę wjazdową, ale tam z drugiej strony urządzono studio fotograficzne i przed bramą zbudowano schody. Teraz ktoś ciągnie profity naszym kosztem. To już nie jest kolej, to teren prywatny – mówi jedna z mieszkanek wspólnotowego bloku.– Ktoś załatwił sobie z dyrektorem z kolei ten przejazd; wszyscy wiemy, jak się takie sprawy załatwia. Zapytałem go wprost: „za ile?”, to się zrobił czerwony jak burak i straszył mnie policją. Chcieliśmy go już wywieźć na taczkach, bo załatwia tylko swoje interesy – zżyma się starszy mężczyzna, trzymający teczkę z plikiem dokumentów. Mieszkańcy bloku jednym tchem wymieniają swoje pretensje, wspominając m.in. uciążliwy dla nich remont któregoś z mieszkań w kamienicy, gdy ciężarówki jeździły przez ich podwórko.– To nie jest przecież jakiś wielki problem, wystarczy trochę sąsiedzkiego zrozumienia. Od czterech lat nie mam samochodu, a PKP od 1997 roku wciąż płacę za tę drogę i możliwość przejazdu. Teraz ktoś mi zwrócił uwagę, że ta umowa wygasła z końcem lipca 2001 roku, ale kolej nadal przysyłała mi rachunki – mówi z kolei mieszkanka kamienicy, która prowadzi studio fotograficzne z drugiej strony budynku (wejście od ul. Mickiewicza). Brama wjazdowa wciąż tam istnieje, ale żeby przywrócić ją do użytku, trzeba rozebrać stopień, który teraz uniemożliwia przejazd samochodu.– Gdy zawiązała się tu wspólnota mieszkaniowa, chyba w czerwcu ubiegłego roku, otrzymaliśmy pismo z zapytaniem, czy zgadzamy się, by w dalszym ciągu przez to podwórko przebiegała droga dojazdowa do sąsiedniej posesji. Zdecydowaliśmy, że nie, i podjęliśmy nawet stosowną uchwałę. Obowiązkiem kolei było powiadomić sąsiadów o skutkach naszej decyzji. To nie nasze zaniedbanie, że nie zostali powiadomieni. Zresztą z postawieniem tego płotu czekaliśmy prawie rok, więc nie można nas posądzać o złośliwość – mówi przedstawiciel „blokowej” wspólnoty mieszkaniowej Mariusz Dziubak.W czasie spotkania na podwórku żadne decyzje oczywiście nie zapadły i nie znaleziono satysfakcjonującego obie strony rozwiązania, choć mieszkańcy bloku uważają sprawę za zakończoną. Przedstawiciele miasta i PKP mają zorientować się, jak wygląda sytuacja formalnoprawna „wspólnego” dziedzińca, później przyjdzie czas na ewentualne uzgodnienia bądź decyzje.– Patrząc od strony prawnej, ci ludzie mieli prawo postawić ten płot, ale przyznam, że nie rozumiem ich uporu. Najlepiej byłoby, gdyby panowały tu dobrosąsiedzkie stosunki. Oczywiście można sprawę uregulować na drodze sądowej, ale to nigdy nie jest dobre rozwiązanie – mówi Irena Gliwicka, kierownik Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej.

Komentarze

Dodaj komentarz