20042606
20042606


Patrzę na jej młodą, zmęczoną twarz. Pijemy kawę, smakujemy lody z rumem, rozmawiamy o sytuacjach, o ludziach, o światłach, o kreacjach. Lubię z nią rozmawiać, bo sięgamy do istoty przedmiotu, do odpowiedniej formy w przestrzeni, a to już jest kreowanie sytuacji. Czysta materia, bo Maria jest artystką bez przymiotników. Wymyka się modom i ideologiom. Nie opiera aparatu na aureoli świętych, ani nie umieszcza europejskich gwiazdek, ani nie urządza szokujących happeningów. Jest artystką poważną, świetnie wykształconą w Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi, w czeskim Instytucie Fotografii Artystycznej, który wspomina bardzo ciepło. Zdobyła sobie uznanie krytyków, teoretyków, kręgów artystycznych także poza granicami kraju.Patrzę na jasną twarz, na jasne włosy. Pamiętam jej pierwsze próby w Miejskim Ośrodku Kultury, jej pierwsze fascynacje dziecięcym zdziwieniem i ciekawością świata. Portrety. Dokumenty. Później nadszedł czas rozbijania struktury przedmiotu w kolorze („Szkło”), zabawa kolorem („Wizje”), zgłębianie ludzkiej duszy („Panopticum”) i powrót do czarno-białego wymiaru, gdzie zaskakuje intelektualną dojrzałością przeciągania światła przez mrok („Relacje”). Czasem po „rembrandtowsku” jak chiński kaligraf operuje tylno-bocznym światłem, czasem tonalnie we wnętrzu, czasem miękko po fałdach. Nic nie dzieje się przypadkowo, nie ma elementów zbędnych, ozdobników, a co najbardziej urzeka, to kreacja świata w klasycznej triadzie: kobieta, mężczyzna, dziecko – lub kobieta, mężczyzna i trzecia osoba w przytłumionej ostrości, w przymgleniu tajemnicy miłości. Gest oddziela i łączy jednostkowe byty, wyznacza zależności, sygnalizuje pragnienia i niebezpieczeństwa wpisane w płaszczyznę porozumienia z widzem. „Relacje” właśnie są świadectwem dojrzałości humanistycznej, czego dowodem była publikacja tych zdjęć w czeskim kwartalniku (Alternativa Plus, Nr 3-4 2003) poświęconemu sztuce, krytyce, literaturze i historii.Po dziesięciu latach wraca do dokumentu. Robi na nowo cykl zdjęć w Domu Pomocy Społecznej w Orzeszu. Z pełną determinacją otwiera przed nami byty jednostek dotkniętych chorobą Little’a. Wystawia prace w Rybniku (Powiatowa Biblioteka Publiczna) i w Galerii Związku Polskich Artystów Fotografików w Katowicach. Dla patrzących i niewidzących autorka umieszcza przypisy, chociaż tak naprawdę komentarze są zbyteczne. Z postaci wydobyła czysty i silny głos: JESTEM. JA, JESTEM NA TEJ ZIEMI. O sobie również ma prawo powiedzieć: JESTEM. Cicho, bo patos nie byłby tu na miejscu.Rozstajemy się na skrzyżowaniu ulic Wita Stwosza i Ligonia w Katowicach. Znajomy pyta: “Kto to był?” Unoszę palec wskazujący do góry, jak rabin próbujący kosmosu: Pani Maria Śliwa – odpowiadam.

Komentarze

Dodaj komentarz