20042701
20042701


PE Megawat jest dostawcą energii elektrycznej i cieplnej, który zaopatruje odbiorców na terenie gmin Czerwionka-Leszczyny oraz Knurów. Z jego usług obecnie korzysta szereg innych firm, w tym spółki Polho, GOZG Zabrze, kopalnie Knurów, Szczygłowice oraz Koksownia Dębieńsko. Przedsiębiorstwo od jastrzębskiego PEC przejęło ogrzewanie os. Wojska Polskiego I w Knurowie, ogrzewa również knurowski szpital oraz przychodnie. Megawat jest producentem ekologicznego prądu elektrycznego – tzw. zielonej energii, która jest prawie o 100 proc. droższa aniżeli energia wytwarzana tradycyjnie. Pięć lat temu Megawat za wysoką jakość usług został nagrodzony przez Izbę Przemysłowo-Handlową w Rybniku statuetką Czarnego Diamentu. Do Górnośląskiego Zakładu Energetycznego w Gliwicach, którego właścicielem jest szwedzki Vatenfall, firma nie tylko dostarczała energię, ale również ją od niego kupowała. – Z Megawatem współpracowaliśmy od kilku lat w oparciu o podpisaną umowę i uważaliśmy, że była ona dobrze realizowana. Główną zasadą biznesu jest zaufanie. Tak nam się przynajmniej do tej pory wydawało – mówi Łukasz Zimnoch, rzecznik GZE w Gliwicach.Oszustwo wyszło na jaw przypadkiem, podczas jednej z kontroli, jakie od blisko roku przeprowadza gliwicki GZE, wypowiedziawszy wojnę złodziejom prądu.– To kontrole standardowe, które stanowią jedno z zabezpieczeń przed nielegalnymi poborami prądu. Na przeprowadzonych 12 tysięcy kontroli odbiorców prywatnych wykryliśmy 2,5 tysiąca nielegalnych podłączeń. Natomiast na 50 odbiorców wśród zakładów jest to pierwszy i jedyny przypadek – wyjaśnia Łukasz Zimnoch.Kontrolerzy, którzy pojawili się kilkanaście dni temu w Czerwionce, zdziwili się na widok odsłoniętego kabla biegnącego do pomieszczeń biurowych firmy. Idąc śladem odkrycia, natrafili na aparat, który tak przerabiał liczniki, że GZE płacił za energię, której nie otrzymywał. – Urządzenie było bardzo sprytnie skonstruowane. Nasi specjaliści po raz pierwszy coś takiego mieli okazję zobaczyć – tłumaczy rzecznik GZE. GZE powiadomił policję. Sprawą zajęli się funkcjonariusze z Wydziału do Walki z Przestępczością Gospodarczą Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.Zatrzymany został pracujący w firmie jako główny inżynier 44-letni Mirosław F., do biura którego zaprowadził kontrolerów znaleziony kabel. To on jest konstruktorem nielegalnej instalacji, która poprzez zakłócanie pracy urządzeń pomiarowych umożliwiała kradzież energii.W spółce Mirosław F. pracował od 1996 roku, natomiast funkcję głównego jej inżyniera pełnił od kwietnia 2002 roku. Przyznaje, że skonstruował „podejrzane urządzenia”, ale nie przyznaje się do winy i złożył w tej sprawie obszerne wyjaśnienia, których treści prokuratura nie chce na razie ujawnić. Prokuratura postawiła „energetykowi” zarzut wyłudzenia mienia znacznej wartości, za co grozi mu kara pozbawienia wolności do lat 10. Choć GZE podejrzewa, że urządzenia mogły fałszować wskazania liczników nawet od pięciu lat, przedstawiony zarzut obejmuje jednak tylko okres od maja do 18 czerwca tego roku. Prokurator Skiba nie ukrywa, że precyzyjne ustalenie wielkości wyrządzonej szkody może w praktyce okazać się niemożliwe. Na poczet grożących kar i grzywien zajęto m.in. należący do podejrzanego samochód marki Alfa Romeo, wyceniony na 80 tys. zł.– Z dowodów, które posiadamy, wynika, iż tylko w maju Górnośląski Zakład Energetyczny stracił 2,5 mln zł. Nie można wykluczyć, że straty te znacznie się zwiększą i najprawdopodobniej będziemy mieli do czynienia z największym tego typu oszustwem w skali kraju – informuje podinsp. Andrzej Gąska, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Obecnie policjanci ustalają, jak długo funkcjonowała ta „lewa elektrownia”. Ze wstępnych ustaleń wynika, że Mirosław F. uprawiał ten biznes od pięciu lat, a powstałe za ten okres straty mogą wynieść nawet i 150 mln zł!Po ujawnieniu oszustwa włodarze Czerwonki-Leszczyn zaczynają zastanawiać się, jakie będzie ono miało następstwa dla gminy, firma jest bowiem jednym z większych zakładów na tym terenie. – 21 czerwca, w poniedziałek rano u burmistrza zjawił się zarząd spółki i powiadomił go o sytuacji. Wypada się cieszyć, że nie dowiedzieliśmy się o tym z gazet – mówi Irena Woźnica, sekretarz gminy. – Obawiamy się o los zakładów, które kooperowały ze spółką, oraz o sam Megawat, a co za tym idzie – o dostawy ciepła. Jednak z pewnością nie można tego odbierać od razu w kategorii upadłości całej gminy.Mirosław F. po wpłaceniu 150 tys. zł kaucji został zwolniony do domu. Za kradzież energii grozi mu kara pozbawienia wolności do lat pięciu, za oszustwo do ośmiu lat. Pomysłowy konstruktor na pewno skradzionego prądu nie wynosił w teczce za zakładową bramę. Proceder o takim zasięgu nie jest raczej możliwy bez pomocy wspólników. Jedno jest pewne – jeżeli potwierdzi się kwota, na jaką został naciągnięty GZE, Śląsk ustanowi nowy rekord Polski – gigaoszustwa. Dlaczego jeden z największych dostawców energii w kraju przez pięć lat dał się okradać?- Jeżeli powstaje tyle firm pobierających prąd i w ciągu lat jedne z nich upadają, inne funkcjonują pod innym szyldem, to jest to bardzo trudne do wykrycia. Z drugiej strony pracownik Megawatu to wysokiej klasy specjalista, dobrze przygotowany do zawodu, który wiedział, co zrobić, żeby ukryć nieścisłości. Wykryła je dopiero kontrola przy pomocy policji – tłumaczy Łukasz Zimnoch.

Komentarze

Dodaj komentarz