Unia to szansa


– Ciężko umówić się z Panią na rozmowę. Tyle pracy?– Tak, produkcja non stop, w maju mieliśmy 110 proc. dynamiki sprzedaży. Zakład pracuje na trzy zmiany, a mimo to mamy problemy z zaopatrzeniem rynku. W czerwcu zabrakło nam tłuszczu. W mleczarstwie są różne okresy, akurat w czerwcu wypada okres śmietanowy. Śmietanę zużywa się do truskawek i w tym czasie zapotrzebowanie na nią wzrasta o 300 proc., a wiadomo, krowy o tyle więcej mleka nie dają. Mleczarnia Racibórz od 1 maja ma zezwolenie na sprzedaż towarów na wszystkie rynki unijne. Już wcześniej dążyliśmy do spełnienia wymogów sanitarnych, bo byliśmy zainteresowani umieszczaniem naszych towarów na tamtych rynkach, szczególnie niemieckim, ze względu na bliskość. Kontakty udało nam się nawiązać już 15 kwietnia, od 1 maja mamy umowę. W tej chwili co tydzień wysyłamy do Niemiec kefiry, śmietany, twarogi, serki słodkie, jogurty.– Czy przygotowanie się do wejścia do Unii Europejskiej były dla was trudne, kłopotliwe?– Kosztowały nas bardzo dużo pracy i pieniędzy, z tym że przygotowania rozpoczęliśmy sześć lat temu i rozłożyliśmy je w czasie. Mieliśmy świadomość, co musimy zrobić, i konsekwentnie to realizowaliśmy, niemniej w ostatnim roku wszystko odbywało się z ogromnym przyśpieszeniem. Czasu mało, do zrobienia dużo. W krótkim czasie stawiano nam kolejne wymagania, które trzeba było spełniać. Wpierw budowaliśmy potężny magazyn chłodniczy, w którym przechowujemy towary w temperaturze 5 st. C. Oprócz tego mamy nowe instalacje, urządzenia. Budujemy też nową halę produkcyjną. W sumie na przygotowanie zakładu wydaliśmy około 10 mln zł.– Od pewnego czasu trwają przygotowania do połączenia kilkunastu śląskich mleczarń w jeden organizm. Czy Państwo też w tym uczestniczycie i czemu ma to służyć?– Nie jesteśmy tym zainteresowani. Połączenie jest poniekąd efektem kategoryzacji wszystkich mleczarń w kraju na trzy grupy, do czego doszło bodaj trzy lata temu. Zrobiła to Polska na polecenie unii. Mleczarnie z grupy B1 zobowiązały się, że do 1 maja br. będą spełniać unijną dyrektywę 92/46. Mówi ona o wymaganiach sanitarnych wobec zakładów przetwórczych oraz jakości mleka dostarczanego przez rolników. Dyrektywa precyzuje, jak te elementy muszą współgrać. Spełnienie ich daje mleczarniom prawo sprzedawania swoich towarów na wszystkich rynkach Unii Europejskiej. Mleczarnie zakwalifikowane do grupy B2 miały dużo więcej do zrobienia. Zdeklarowały się spełnić wszystkie wymogi, ale w późniejszym czasie. Wydłużono więc im okres przejściowy do 2006 r. Teraz mogą handlować tylko na rynku krajowym. Trzecia grupa C skupia zakłady, które nie będą się modernizować, głównie z braku pieniędzy, i zostaną zamknięte, ewentualnie przekształcone w mleczarnie skupowe. Myśmy podeszli bardzo poważnie do kategoryzacji, zresztą, jak wspominałam, już wcześniej rozpoczęliśmy przygotowania i po wejściu do unii zostaliśmy jedyną mleczarnią obok zakładu w Sosnowcu w województwie śląskim, które znalazły się w pierwszej grupie. Skonsolidować się chce 17 pozostałych mleczarni z grupy B2, bo widocznie jest im teraz ciężko i walczą o przetrwanie. W każdej z nich pracuje około 100 osób, więc w sumie około 1700. Do tego dochodzi ogromna rzesza rolników zaopatrujących je w mleko. Oni wszyscy żyją z mleka. Nam nie jest po drodze łączenie się z tymi mleczarniami, bo nie mogę nawet kupić od nich mleka, choć mi go brakuje.– Czy zaskakuje Panią tak ogromne zainteresowanie krajów unii polskim mlekiem i wyrobami mlecznymi? W Polsce zachodniej Niemcy wręcz wykupują nasze towary, podobno wkrótce podobnie będzie się działo w centrum kraju?– Polskie mleko jest po prostu dobre. Kilka miesięcy temu byłam na rozmowach handlowych w Kolonii. Po drodze wstąpiłam do zwykłego Liedla w Wuppertalu, rodzinnego miasta popularnego u nas aktora Steffena Möllera, i kupiłam mały kubek niemieckiej śmietany ukwaszonej, dziesięcioprocentowej. Zapłaciłam 24 eurocenty. Byłam przerażona, że jest tak tania. Ja też tam wysyłam w małych kubkach śmietanę, ale dwunastoprocentową. Do głównego magazynu sprzedaję ją za 20 centów, w sklepach jest po 70 centów. Niższej ceny nie mogę dać, bo mi się przestanie opłacać. Tamta śmietana, nie obrażając wytwórcy, była nie do zjedzenia, niedobra. Nasze wyroby są dobrej jakości, bez konserwantów.– Czy koniunktura na mleko odbije się wzrostem jego ceny w kraju?– Ceny już poszły w górę i jeszcze wzrosną. Byliśmy tego świadomi. Ceny wieprzowiny, drobiu, zboża już jakiś czas temu niemal zrównały się z zachodnimi. Mówiło się, że mają ceny światowe. Natomiast mleko zawsze było znacznie poniżej tego poziomu: i dla rolnika, i dla nas. Teraz się to wyrównuje.– Proszę spróbować spuentować: po wejściu do unii żyje się mleczarzom lepiej czy gorzej?– Na pewno lepiej mleczarzom mającym prawo umieszczać swoje towary na rynkach unijnych. Chciałabym tutaj wrócić do kategoryzacji. Trzy lata temu przestrzegano mleczarnie, że jak się nie zmobilizują i nie spełnią tych wymogów, to czeka je agonia. Potrzebują dużych pieniędzy na modernizację, remonty, dostosowanie się. Z drugiej strony nie mogą drożej sprzedawać w kraju, bo za bardzo nie widać ruchu cen. Coraz większą rolę na rynku odgrywają sieci handlowe i one też raczej wymagają niskich cen. Tamte mleczarnie mają więc kłopoty ze zdobyciem pieniędzy. Ja po to między innymi biłam się o rynek niemiecki, bo wiem, że tam mogę sprzedać drożej. Sądzę, że mniej więcej po roku sytuacja się wykrystalizuje. Dla nas na pewno jest to wielka szansa.– Dziękuję za rozmowę.

Komentarze

Dodaj komentarz