Choroba za pobraniem


Głównym organizatorem i pośrednikiem między poborowymi a lekarzami był 44-letni dziś mieszkaniec Rybnika Leszek P., człowiek bez zawodu, absolwent liceum ogólnokształcącego. Zanim rozkręcił wojskowo-medyczny interes, prowadził własną firmę handlującą częściami samochodowymi, a wcześniej jeszcze pracował w kopalni. Zdaniem prokuratury za pieniądze załatwił zwolnienie od służby wojskowej co najmniej 60 poborowym, ostatniego obsłużył w czerwcu roku 2000. Nielegalny interes przejął po ojcu Zenonie P. W swojej miejscowości, Czerwionce-Leszczynach, ojciec był postacią powszechnie znaną. Pracując w kopalni Dębieńsko, zajmował się tzw. reklamacjami, czyli zwalnianiem młodych górników ze służby wojskowej. W taki sam sposób pomagał też miejscowemu klubowi sportowemu, z którym był związany. Zenon P. posiadał dzięki temu spore branżowe znajomości, które wykorzystał później, rozwijając już własny interes. Zenon P. zmarł we wrześniu 1996 roku. Już na jego pogrzebie pielęgniarka z Gliwic podeszła do teścia jego syna i za jego pośrednictwem zaproponowała Leszkowi P. przejęcie po ojcu dobrze kręcącego się i całkiem intratnego interesu. Gdy ten zdecydował się kontynuować dzieło ojca, zostawił w Czerwionce swój rybnicki adres i w ten sposób trafili do niego pierwsi poborowi. Obsłużył też kilku „klientów”, którzy należności za pomyślne załatwienie sprawy zapłacili jeszcze jego ojcu. Informacja o nowym pośredniku szybko rozeszła się też pocztą pantoflową. Zainteresowani trafiali do jego mieszkania na osiedlu Kilińskiego, w którym później zabezpieczono całkiem spore archiwum, obejmujące różnego rodzaju dokumenty medyczne, opinie lekarskie i zdjęcia rentgenowskie.Mechanizm działania był uzależniony od stopnia zaawansowania procedury rekrutacji. Najłatwiej było „uratować” wojaka, jeśli ten nie stanął jeszcze przed poborową komisją lekarską. W czasie śledztwa ustalono jednak, że w większości przypadków Leszek P. pomógł młodzieńcom, którym komisja lekarska przypisała już najwyższą kategorię zdrowotną, co wróżyło rychłe wcielenie do armii. Osobom taki nasz pośrednik załatwiał zaświadczenie lekarskie, które było potrzebne, by złożyć wniosek o powtórne skierowanie na komisję lekarską. Sprawa była oczywista. Młody człowiek, by uniknąć munduru, musiał udowodnić, że jego stan zdrowia pogorszył się na tyle, że uniemożliwia mu spełnienie obywatelskiego obowiązku.Zabezpieczone fikcyjne zaświadczenia lekarskie wystawiali głównie lekarze pracujący w rybnickim Szpitalu Wojewódzkim w Orzepowicach, prowadzący prywatne praktyki w Czerwionce-Leszczynach oraz mieszkaniec Mikołowa, mający swój gabinet w Orzeszu. Wszystko to działo się od roku 1995 do czerwca roku 2006. Gdy poborowego kierowano przed oblicze komisji lekarskiej w Gliwicach, sprawę przejmowała wspomniana już, 48-letnia dziś Zofia Z., pielęgniarka z oddziału ortopedycznego 106. Szpitala Wojskowego w Gliwicach. To ona pośredniczyła w zdobyciu odpowiednich wyników badań i zaświadczeń lekarskich. Prokuratura twierdzi, że od poborowego brała od 1200 do 1800 zł. W sumie miała przyjąć ok. 30 tys. zł. Pielęgniarka konsekwentnie nie przyznaje się do winy; w czasie śledztwa zmieniła zeznania i teraz winą obarcza nieżyjącego już lekarza, z którym pracowała na oddziale.Leszek P. żądał początkowo od zdesperowanych poborowych po 2-3 tys. zł, z czasem jednak jego stawki podskoczyły do 4, a nawet 5 tys. zł.Komisja lekarska działająca w Gliwicach w większości badanych przez prokuraturę przypadków orzekała czasowe odroczenia od służby wojskowej na pięć, siedem czy dwanaście miesięcy. Inaczej było w Rybniku, gdzie kategorię D przypisywaną osobom trwale niezdolnym do służby wojskowej Leszek P. z ówczesnym przewodniczącym komisji lekarskiej, internistą Aleksandrem S., załatwiał praktycznie od ręki. To w gabinecie tego ostatniego finalizowano kolejne transakcje, to tam przewodniczący komisji inkasował, jak ustalono, od 1,5 do 5 tys. zł.Z racji specjalności dobrodusznych lekarzy poborowi cierpieli zazwyczaj na schorzenia ortopedyczne, głównie skrzywienia kręgosłupa powiązane w niektórych przypadkach ze schorzeniami neurologicznymi. Jeden z lekarzy tak poważnie potraktował swoje obowiązki, że założył poborowemu na zdrowej nodze gips, który w dniu, w którym stanął on przed komisją, zamienił na opatrunek elastyczny.Jak ustalono w toku śledztwa, nie we wszystkich przypadkach „pośrednik” był skuteczny. Dość często młodzi ludzie zgłaszali mu zastrzeżenia, że nie wywiązał się z zadania, którego się podjął i za które, co ważniejsze, wziął już pieniądze. To dzięki jednemu z takich niezadowolonych sprawa trafiła do rybnickiej prokuratury. Młody rybniczanin, by uniknąć powołania do służby wojskowej, zapłacił Leszkowi P. 4 tys. zł, a mimo to do wojska poszedł. Potem domagał się od nieskutecznego „pośrednika” zwrotu pieniędzy, a gdy ich nie dostał, złożył doniesienie w prokuraturze. Prokuratorom udostępnił też kasetę magnetofonową z zapisem rozmowy, którą razem ze swoim ojcem przeprowadził z Leszkiem P. Po przeszukaniu mieszkania zatrzymanego pośrednika trafiono do innych poborowych, którzy przyznali, że korzystali z jego usług.Niewielka część tych poborowych trafiła w końcu do wojska, byli i tacy, którzy wylądowali w armii po tym, jak zrezygnowali z kosztownych usług oskarżonego. Inna grupa to ci, którzy dzięki lewym zaświadczeniom zdążyli z wieku poborowego wyrosnąć i na zasadniczą służbę wojskową okazali się za starzy.Sami poborowi odpowiedzą za uchylanie się od służby wojskowej i posługiwanie się sfałszowaną dokumentacją lekarską. Prokuratura oskarżyła o to 37 osób. Grozi im za to kara do pięciu lat pozbawienia wolności.– Jak ustaliliśmy w toku śledztwa, Leszek P. przyjął od poborowych w sumie ok. 100 tys. zł, z czego ok. 50, może 60 tys. zł przeznaczył na łapówki dla lekarzy. Pozwoliło mu to wieść życie dostatnie, urozmaicone wyjazdami za granicę. W wielu przypadkach sami poborowi nie potrafili precyzyjnie określić kwoty, którą przekazali oskarżonemu, gdyż zdarzało się, że oprócz podstawowej stawki domagał się czasem nawet kilku dopłat – mówi prowadzący śledztwo prokurator Tomasz Pietreczek. – Na wolności jest tylko dlatego, że złożył obszerne wyjaśnienia, w których ze szczegółami opisał cały proceder. Wiele przekazanych przez niego informacji znalazło później potwierdzenie w toku śledztwa.Wobec lekarzy i pielęgniarki zastosowano poręczenia majątkowe. Wszystkim dziesięciu oskarżonym grozi kara do dziesięciu lat pozbawienia wolności.Prokurator rejonowy Bernadeta Breisa zapowiada, że w stosunku do oskarżonych lekarzy prokuratura będzie się domagać środka karnego w postaci zakazu wykonywania zawodu. Chce też na drodze cywilnej doprowadzić do przepadku na rzecz skarbu państwa wszystkich korzyści majątkowych, które lekarze uzyskali w zamian za nieprawdziwe zaświadczenia i opinie. Do wydziału cywilnego Sądu Okręgowego w Gliwicach wpłynął już taki wniosek rybnickiej prokuratury w sprawie byłego przewodniczącego poborowej komisji lekarskiej Aleksandra S., ale do czasu rozstrzygnięcia w sprawie karnej postępowanie to zostało zawieszone. Wkrótce prokuratura skieruje do sądu wnioski dotyczące pozostałych lekarzy.51-letni specjalista neurolog Piotr G. z Mikołowa, wykorzystując istniejące możliwości prawne, przyznał się do winy, złożył zadowalające prokuraturę wyjaśnienia i dobrowolnie chce się poddać karze, którą mają być dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat, grzywna w wysokości 10 tys. zł oraz czteroletni zakaz wykonywania zawodu lekarza. Piotr G. był wcześniej tymczasowo aresztowany.Powołani przez prokuraturę biegli, wśród których byli m.in. ortopedzi, kardiolog i okulista, szczegółowo przebadali byłych już na ogół 60 poborowych. Okazało się, że w niektórych przypadkach poborowi korzystający z usług Leszka P. chcieli zrobić z siebie jeszcze bardziej niezdolnych do służby wojskowej, niż faktycznie byli. W kilku przypadkach przedstawiana przez nich dokumentacja medyczna, mówiąca o konkretnych schorzeniach czy nie najlepszym stanie zdrowia, była autentyczna. Biegli ustalili też, że komisja lekarska dopuściła się kilku rażących pomyłek, przyznając najlepszą kategorię zdrowotną (A1) czterem osobom, które do wojska ze względu na stan zdrowia absolutnie się nie nadawały. Okazało się, że już w chwili, gdy pierwszy raz mężczyźni ci stanęli przed poborową komisją lekarską, cierpieli na schorzenia, które dyskwalifikowały ich jako przyszłych żołnierzy.Aktywność lekarzy była różna. Najaktywniejsi byli wspomniani już Aleksander S. (43 lata) i Piotr G. (51) oraz Marian K. (51), specjalista internista i anestezjolog z Przegędzy. W przypadkach pozostałych lekarzy były to pojedyncze zaświadczenia bądź opinie. Tak było np. z 56-letnim dziś Bogusławem J., pełniącym w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Rybniku funkcję ordynatora oddziału urazowo-ortopedycznego. Zdaniem prokuratury jako konsultant komisji lekarskiej wystawił on nieprawdziwą opinię o stanie zdrowia badanego poborowego. Bardziej aktywny miał być zastępca ordynatora Marian Z. (48), który wystawił rzekomo kilkanaście zaświadczeń lekarskich na życzenie. Akt oskarżenia obejmuje jeszcze dwóch lekarzy pracujących w szpitalu w Orzepowicach – Marka Z. (48) i Janusza P. (47). Na liście oskarżonych znalazł się również Jarosław K. (41), ortopeda z Przychodni Wielospecjalistycznej nr 2 w Czerwionce.Roman Gnot, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 w Rybniku, zapowiada, że z przysługujących mu uprawnień pracodawcy odnośnie oskarżonych lekarzy skorzysta dopiero po zapadnięciu prawomocnego wyroku: – Sprawa ta w żadnym wypadku nie dotyczy naszego szpitala jako instytucji, bo jest związana z pozaszpitalną działalnością lekarzy. Niemniej na pewno nie służy dobremu imieniu naszego szpitala, ale skoro pracuje u nas ponad 130 lekarzy, to postępowanie kilku z nich nie powinno psuć opinii całej reszcie.W pracach poborowej komisji lekarskiej nie uczestniczyli przedstawiciele Wojskowej Komendy Uzupełnień, która w kilku przypadkach odwołała się nawet od orzeczeń lekarskiego gremium do Wojskowej Komisji Lekarskiej w Katowicach.

Komentarze

Dodaj komentarz