20043411
20043411


Tor, a właściwie już stadion Rybek prezentuje się znakomicie, ma 129,5 m, tradycyjną czarną żużlową nawierzchnią i bezpieczną, amortyzowaną drewnianą bandę. Według przepisów Międzynarodowej Federacji Motocyklowej tory do miniżużla muszą mieć długość od 120 do 200 m, rybnicki tor jest więc raczej krótszy niż dłuższy. Ma to swoje plusy – po pierwsze o zwycięstwie w większym stopniu decyduje technika jazdy niż moc motocykli, po drugie mali żużlowcy na krótkim owalnym torze nie osiągają zbyt dużych prędkości, co sprawia, że ściganie na nim jest bardziej bezpieczne. Nadal jest to jednak sport motorowy i urazy, a nawet złamania rąk czy obojczyków po prostu się zdarzają. – Nie chcę nikogo straszyć, ale rodzice, którzy pozwalają swemu synowi na uprawianie miniżużla, muszą sobie z tego zdawać sprawę – przestrzega prezes Rybek Andrzej Skulski, jeden z współtwórców miniżużlowego klubu. O budowie małego toru myślał już, gdy pracował w zarządzie Rybnickiego Klubu Motorowego. Jesienią 2001 roku przestał być jego członkiem, a wiosną 2003 roku nowy klub Rybki Rybnik doczekał się sądowej rejestracji.– Żużel ma się w Polsce całkiem dobrze, na mecze ligowe przychodzą tłumy, a żużlowcy zarabiają całkiem dobre pieniądze. Ale w imprezach światowej rangi Polacy poza Tomaszem Gollobem, no i może Jarosławem Hampelem, wciąż wypadają blado. Dziś, chcąc osiągać sukcesy w żużlu, trzeba zaczynać od miniżużla. Pierwszym polskim zawodnikiem światowego formatu, który rozpoczynał karierę od miniżużla, jest Krzysztof Cegielski, którego karierę przerwała ciężka kontuzja. To jeden z pierwszych wychowanków szkółki prowadzonej w podgorzowskim Wawrowie przez byłego żużlowca Bogusława Nowaka. Obecnie wszyscy juniorzy Stali Gorzów to zawodnicy, którzy ścigali się już w miniżużlu i mimo młodego wieku mają spore doświadczenie – mówi Andrzej Skulski.Potęgą w miniżużlu jest Dania. W tegorocznym szwedzkim finale mistrzostw świata w gronie 16 finalistów było aż 14 Duńczyków, którzy zajęli też wszystkie miejsca w pierwszej dziesiątce. Najlepszy Szwed, syn znanego żużlowca Henki Gustafssona, zajął jedenaste miejsce.Początkowo tor do miniżużla miał powstać w dzielnicy Orzepowice, w sąsiedztwie budowanej tam remizy OSP. Miejsce było znakomite, był tylko jeden problem – na przeszkodzie stanął stojący tam słup średniego napięcia. Koszty jego przesunięcia okazały się zbyt duże i trzeba było znaleźć nowe miejsce na budowę toru. Z pomocą przyszedł Witold Tendera, jeden z założycieli Rybek, który zdecydował, że tor powstanie na terenie, który od miasta dzierżawi jego firma. Tym sposobem tor zbudowano na terenie firmy Topaz, niedaleko kopalni Chwałowice. Jesienią ubiegłego roku otwarto oficjalnie sam tor. Pierwsze Rybki, które wcześniej wyjeżdżały trenować w Częstochowie, odbyły na swoim torze pierwsze treningi. W tym roku z pomocą kilku innych sponsorów, ale i rodziców pierwszych w krótkiej historii klubu zawodników, udało się zbudować bandę, budkę sędziowską, a także zainstalować światła sygnalizacyjne niezbędne do bezpiecznego przeprowadzania zawodów. Obiektem był zachwycony m.in. Andrzej Grodzki, który obecnie jest przewodniczącym Europejskiej Unii Motocyklowej i wszystko wskazuje na to, że właśnie tu odbędą się przyszłoroczne mistrzostwa Europy w miniżużlu. W tym roku Rybki organizują już finał mistrzostw Europy juniorów na żużlu, który w sobotę, 28 sierpnia, odbędzie się na stadionie rybnickiego MOSiR-u przy ul. Gliwickiej. Andrzej Skulski czyni starania, by jeszcze w tym roku na torze Rybek doszło do pierwszego nieoficjalnego meczu towarzyskiego na miniżużlu Polska – Dania. Działacze Rybek planują dalszą rozbudowę obiektu, w przyszłości ma tu powstać parking dla zawodników, punkt medyczny oraz trybuny dla publiczności.Rzecz jasna największe wrażenie na sporej grupie widzów, pasjonujących się na co dzień „dorosłym” żużlem, zrobili w czasie zawodów sami zawodnicy, a zwłaszcza najmłodsi z nich, mający po dziewięć, dziesięć lat, do których określenie miniżużlowiec pasuje jak ulał.Zgodnie z regulaminem motocykle do miniżużla muszą mieć silnik, którego pojemność nie może przekraczać 90 ccm. Marki silników, jak i same konstrukcje żużlówek, które muszą być dostosowane do bardzo zróżnicowanego wzrostu zawodników, są już jednak bardzo różne. Dominują sprowadzane z Danii i Szwecji japońskie yamahy i kawasaki. W Danii nowy motocykl można kupić za równowartość 20 tys. zł, ale do Polski sprowadza się już używane „maszyny”, które można kupić za 5-6 tys. zł. W Rybkach pięciu zawodników ma takie właśnie żużlówki, dwóch pozostałych trenuje na rodzimych konstrukcjach z silnikami popularnej przed laty WSK-i o nieregulaminowej pojemności 125 ccm. Sprzęt to praktycznie wyłącznie sprawa rodziców miniżużlowców.– W tym przypadku reguły gry są jasne – właścicielem sprzętu są rodzice i oni finansują ewentualne naprawy bieżące czy remonty. Naszego klubu zwyczajnie nie stać na fundowanie sprzętu czy zatrudnienie mechanika. W dzisiejszych realiach ekonomicznych jest to niemożliwe. Ale dzięki temu ci młodzi chłopcy od samego początku swojej kariery uczą się profesjonalizmu. Oni nie wiedzą, co to motocykl klubowy, bo jeżdżą na motocyklach, które są ich własnością, i wiedzą, że muszą o nie dbać – wyjaśnia prezes Skulski.Zgodnie z międzynarodowymi przepisami w zawodach mogą startować chłopcy w wieku od 12 do 16 lat. W Polsce licencję miniżużlowca może zdobyć już 10-latek. Oczywiście w tym wieku różnica trzech czy czterech lat jest bardzo widoczna i często wyrośnięte „pachoły” rywalizują z maluchami, ale zawodników jest jeszcze zbyt mało, by można ich było podzielić na kategorie wiekowe. Obecnie w Polsce licencje posiada 18 zawodników i na 11 września zaplanowano pierwsze, historyczne mistrzostwa Polski, które mają się odbyć w Częstochowie. Funkcjonują już cztery kluby, oprócz Wawrowa i Rybnika również w Częstochowie i Gdańsku, niewykluczone więc, że w przyszłym roku odbędą się pierwsze ligowe czwórmecze.W przedostatnim turnieju cyklu GP, który odbył się w Rybniku Chwałowicach, wzięli udział najlepsi młodzi adepci czarnego sportu z Wawrowa, Bydgoszczy, Częstochowy, Gdańska i Rybnika. Jedynym obcokrajowcem był Niemiec Erik Pudel z Wolfslake Berlin.Wśród 16 zawodników, którzy ścigali się w minioną sobotę w Chwałowicach, byli dwaj najbardziej doświadczeni reprezentanci Rybek – 14-letni Mateusz Chochliński i 11-letni Kamil Cieślar, którzy na własnym torze poczynali sobie bardzo odważnie. Ostatecznie zajęli odpowiednio piąte i szóste miejsce. Z kompletem punktów zwyciężył lider klasyfikacji Grand Prix, najbardziej wyrośnięty z wszystkich startujących 15-letni Mateusz Kowalczyk z uczniowskiego klubu Speedway Częstochowa. Miejsce drugie zajął jego 16-letni kolega klubowy Damian Romańczuk, zaś trzeci był podopieczny znakomitego przed laty żużlowca Bogusława Nowaka, 13-letni Marcin Podlaszewski z Wawrowa.W turnieju w roli rezerwowych wystąpili dwaj najmłodsi stażem zawodnicy Rybek: 13-letni Mateusz Magiera i 12 letni Łukasz Piecha. Licencje uprawniające do startu w oficjalnych zawodach zdobyli dzień wcześniej w czasie egzaminu na minitorze w Częstochowie.Krótko po jazdach egzaminacyjnych odbył się tam turniej drużynowy. Wygrali bezkonkurencyjni gospodarze, ale miejsce drugie zajęła czteroosobowa drużyna Rybek Rybnik (Chochliński 11, Cieślar 10, Piecha 7 i Magiera 1), która wyprzedziła zespoły z Wawrowa i Gdańska. Z kolei w niedzielę najmłodsi żużlowcy ścigali się w Gogolinie, w tradycyjnym Turnieju Karolinki. Tam, podobnie jak w Rybniku, z kompletem punktów zwyciężył M. Kowalczyk. Mateusz Chochliński z dwójką innych zawodników walczył w wyścigu dodatkowym o trzecie miejsce. Był w nim trzeci i zajął ostatecznie piątą lokatę. Siódmy był Kamil Cieślar, natomiast Piecha i Magiera zdobyli odpowiednio 5 i 4 punkty.Obecnie w Rybkach Rybnik miniżużel uprawia z powodzeniem siedmiu zawodników w wieku od dziewięciu do 14 lat. Ich trenerem od początku tego roku jest znakomity przed laty żużlowiec Antoni Skupień, wieloletni reprezentant ROW-u, a potem RKM-u Rybnik. Jego podopieczni poczynili już spore postępy, a Mateusz Chochliński i Kamil Cieślar wyjadą w końcu sierpnia na mistrzostwa Europy do norweskiego Elgane. Oczywiście sam klub, jak podkreśla prezes Andrzej Skulski, niewiele mógłby zdziałać bez sponsorów i pomocy rodziców, którzy sami inwestują w sprzęt swoich pociech i wspomagają klub, jak się tylko da. Rybki funkcjonują do tej pory bez jakichkolwiek miejskich dotacji, jedyną dotację z budżetu miasta otrzymały na organizację finału mistrzostw Europy juniorów na żużlu.

Komentarze

Dodaj komentarz