20043412
20043412


W jakimkolwiek referacie komunikacji by nie zapytać, wszędzie pada podobna odpowiedź – od 1 maja do teraz zostało zarejestrowanych znacznie więcej używanych samochodów, niż w całym ubiegłym roku. W rybnickim urzędzie miasta tylko w maju i czerwcu zarejestrowano około 700 aut. W pierwszych dniach zabrakło nawet kart samochodów. W referacie komunikacji rybnickiego starostwa w całym ub.r. było około 50 rejestracji, a od maja do teraz już około 400 – osiem razy więcej!– Nie spodziewaliśmy się aż takiego wzrostu. Z powodu dużej liczby petentów tworzą się kolejki. Trzeba czekać nawet po trzy godziny. Czas wydłuża się m.in. z powodu skomplikowanej procedury rejestracji aut sprowadzanych z zagranicy. Jest dużo dokumentów do wypełnienia – mówi Romualda Kolstung, koordynator ds. komunikacji w rybnickim starostwie.Z danych Ministerstwa Infrastruktury wynika, że w maju do Polski sprowadzono 51 tys. używanych aut, w czerwcu nawet 100 tys. Spadła zaś drastycznie sprzedaż nowych aut. Z danych raciborskiego starostwa wynika, że najczęściej rejestrowane są roczniki 1986-1993. Auta z roku 1999 i młodsze pojawiają się sporadycznie. Dominują marki niemieckie: ople, volkswageny, a ostatnio coraz częściej audi i bmw. Podobna sytuacja zapewne ma miejsce również w innych rejonach Polski.Zalew używanych „zagraniczniaków” widoczny jest również na giełdach. Jeszcze rok temu na gliwickiej giełdzie wśród średnio dwóch tys. wystawianych na sprzedaż aut sprowadzane z zagranicy stanowiły drobny ułamek. Teraz co trzeci samochód trafił tu z Niemiec, Holandii czy Belgii.– Bywają giełdy, kiedy nie jesteśmy w stanie pomieścić wszystkich chętnych. Zwykle w okresie urlopowym bywało 40-50 proc. mniej sprzedających, a teraz non stop mamy komplety – mówi Marian Siwoń, kierownik giełdy w Gliwicach. – Początkowo sprowadzano głównie auta tradycyjnie cieszące się wzięciem na Śląsku: golfy, audi. Ale jak się okazało, że jest taki zbyt, to importerzy brali wszystko, co leci, nawet typowy samochodowy szmelc, którego nikt już by tam nie kupił. Z tego, co słyszałem, to komisy na Zachodzie są już dosłownie wyczyszczone z aut.Przyczyny ogromnego zainteresowania używanymi autami łatwo wskazać. Od 1 maja przy sprowadzaniu samochodu z krajów UE nie trzeba już okazywać dokumentu potwierdzającego spełnianie przez auto normy Euro 2 dotyczącej odpowiednio niskiej emisji spalin. Tym samym można sprowadzać do Polski auta starsze niż ośmioletnie, czyli znacznie tańsze. Ponadto nie trzeba już płacić VAT-u za sprowadzane samochody. Przepisy unijne mówią bowiem, że ten podatek odprowadza się tylko raz, a jest już wliczony w cenę auta. Co więcej – na auta sprowadzane z unii nie ma cła. Zapłacić trzeba tylko akcyzę, która w zależności od wieku auta wynosi od 3,1 do 65 proc. Stawka wzrasta proporcjonalnie do wieku auta – im starszy wóz, tym większa akcyza. Ale akcyzę oblicza się na podstawie ceny auta na fakturze. Co bardziej przedsiębiorczy Polacy już u sprzedawcy zadbali, aby cena na dokumencie była odpowiednio niska.Niewykluczone, że również akcyza przestanie obowiązywać, przynajmniej w obecnej formie. Ministerstwo Finansów uchwaliło ją, by zrekompensować straty we wpływach do budżetu państwa po zniesieniu ceł, a także by ograniczyć liczbę sprowadzanych starych samochodów. Jednak z art. 9 traktatu ustanawiającego Wspólnotę Europejską wynika, że państwo członkowskie UE nie może obejmować produktów importowanych z innych państw członkowskich UE, np. samochodów, wyższym podatkiem niż nakładany na podobne produkty krajowe. Akcyzą są objęte używane auta sprowadzane z unii. Podatek ten nie dotyczy zaś używanych aut kupionych w Polsce. Po protestach Polaków sprawę zaczęła badać Komisja Europejska. Urzędnicy z Brukseli nie mają bynajmniej zamiaru od razu występować przeciwko polskiemu rządowi, tylko chcą się z nim dogadać. Ministerstwo Finansów uważa, że akcyza w obecnym kształcie nie narusza unijnego zakazu dyskryminacji towarów z innych krajów członkowskich, bo nie różnicuje aut ze względu na pochodzenie. Niemniej pracuje nad nowymi zasadami opodatkowania akcyzą samochodów. Dotychczasowe okazały się totalną klapą. Z informacji uzyskanych przez PAP wynika, że podatek procentowy zostałby zastąpiony kwotowym. Być może zostałby nazwanym podatkiem rejestracyjnym, z ustalonym górnym limitem, np. 3 tys. zł. Ministerstwo przypuszcza, że dla osoby kupującej auto za 50 tys. zł ten podatek nie byłby dużym obciążeniem. Ale już dla nabywającego samochód za 10 tys. zł taka dodatkowa kwota mogłaby okazać się nie do przełknięcia. Nowymi propozycjami resort finansów chce się zająć pod koniec sierpnia. Niewątpliwie będzie się śpieszył, mając możliwość kolejnego uprzykrzenia życia Polakom. Z kolei Ministerstwo Infrastruktury pracuje nad dwoma rozporządzeniami, wprowadzającymi nowe zasady wymagań technicznych i badań dla używanych samochodów z zagranicy. Auto niespełniające określonych kryteriów ma zostać uznane za odpad, czyli śmieć. Wojciech Hałka, wiceminister infrastruktury, poinformował w Sejmie posłów, że nowe rozporządzenia mają wyeliminować sprowadzanie aut zużytych czy uszkodzonych. Dodatkowymi badaniami mają być objęte auta z widocznymi uszkodzeniami lub w fatalnym stanie technicznym. Badanie ma wykluczyć auta nienadające się do naprawy. Znając jednak zapobiegliwość blacharzy, mechaników i innych „złotych rączek”, można raczej spodziewać się zapełnienia warsztatów samochodowym szmelcem, który w cudowny sposób odzyska wigor, niż przerzuceniem się importerów na nowsze, droższe samochody.A sprawa wydaje się taka łatwa – wystarczy zmniejszyć podatki nałożone na nowe auta. Wtedy ludziom zacznie się opłacać je kupować. Nie będą mieć przy tym wrażenia, że ktoś ich okrada. Metoda przyjęta przez rząd, polegająca na jeszcze mocniejszym dokręceniu śruby, zadowoli raczej tylko dilerów samochodowych. Zwykli ludzie, jak zwykle, dostaną po kieszeni.

Komentarze

Dodaj komentarz